Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorskie gminy wyrzuciły reformę do śmieci. Z uchwałami czekają na zmianę przepisów

Łukasz Kłos
Tomasz Hołod
Pomorskie samorządy masowo ignorują reformę śmieciową. Choć 31 grudnia minął ostateczny termin podjęcia uchwał określających stawkę oraz metodę naliczania opłat za odpady, wiele z gmin dotychczas nie podjęło odpowiedniej decyzji.

Mało tego - samorządowcy otwarcie zapowiadają, że z uchwałami zaczekają do nowelizacji przepisów. Przy tym w kuluarach głośno się mówi, że w swoim oporze mogą liczyć na ciche przyzwolenie wojewody. Z Urzędu Wojewódzkiego mają docierać do nich sygnały, że Ryszard Stachurski nie będzie się spieszył z tzw. zarządzeniami zastępczymi (zastępują one samorządowe uchwały). Choć jego rzecznik podkreśla stanowczo, że wojewoda "będzie się stosował do obowiązujących przepisów", to odmawia udzielenia odpowiedzi na pytanie, jakie działania podejmie wobec "niepokornych" samorządów.

Tymczasem eksperci ostrzegają, że masowy bojkot ustanowionego prawa niesie ze sobą poważne konsekwencje.
- To jawne zachęcanie obywateli do nieprzestrzegania prawa! - ostrzega dr Filip Przybylski-Lewandowski z Katedry Teorii i Filozofii Państwa i Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. - Mamy do czynienia z sytuacją, w której organa władzy publicznej w sposób programowy i masowy nie stosują się do obowiązującego prawa. W konsekwencji doprowadzamy do sytuacji, w której podważany jest porządek konstytucyjny.

Skala samorządowego oporu jest niecodzienna. Świadomie i otwarcie z podjęcia stosownych uchwał zrezygnowały samorządy największych miast Pomorza: Gdańska, Gdyni i Słupska. Do bojkotu przyłączyły się też okolice Trójmiasta, jak Reda czy Kolbudy. "Na później" decyzję przełożyły Tczew, Malbork, Gniew czy Prabuty. Z ośmiu gmin powiatu kartuskiego z obowiązku wywiązała się tylko Stężyca. Odpowiednich uchwał nie przyjęły też nadmorskie kurorty takie jak Sopot, Władysławowo czy Stegna. W tej ostatniej uchwały śmieciowe w ostatniej chwili spadły z porządku obrad.

Nie wiadomo, ile dokładnie pomorskich gmin nie zastosowało się do ustawowego obowiązku. Odpowiedzialny za administracyjny nadzór nad nimi Urząd Wojewódzki nie prowadzi wykazu samorządów, które podjęły już stosowne uchwały.
- Uchwały takie wpływają do Wydziału Nadzoru i Kontroli wraz z setkami innych, bez tematycznego podziału - mówi Roman Nowak, rzecznik pomorskiego wojewody. - I tak jak inne są systematycznie analizowane pod względem formalnoprawnym.
Rzecznik unika odpowiedzi na pytanie, jakie działania podejmie wojewoda wobec "niepokornych" samorządów: - Do końca bieżącego roku wojewoda nie chciałby informować o ewentualnych decyzjach w przypadku niepodjęcia przez samorządy tak zwanych uchwał śmieciowych.

Tymczasem zwłokę w podjęciu decyzji samorządowcy tłumaczą jednakowo: "zaczekajmy do nowelizacji".
- Bez sensu przyjmować uchwały kilka dni przed nowelizacją ustawy śmieciowej - przekonywał podczas ostatniej, międzyświątecznej sesji Piotr Wiatr, wiceszef Rady Gminy w Stegnie. - W styczniu i tak byśmy musieli wprowadzać zmiany.
Opór w gminach wzbudzają też rozwiązania ujęte w ustawie śmieciowej. - Jak my mamy być samorządni, kiedy narzuca się pewne rzeczy, a ta ustawa o gospodarowaniu odpadami narzuca nam w 90 proc. to, co my mamy robić? - krytykuje Wojciech Megier, przewodniczący Rady Gminy Lipnica.
Jako inny z argumentów za "przeczekaniem" samorządowcy wskazują też, iż nieprzyjęcie stosownych uchwał w terminie nie niesie za sobą poważnych reperkusji. Teoretycznie mają rację.
- W sytuacjach, gdy samorząd nie podejmuje uchwał przewidzianych w ustawach, wojewoda wzywa radę do podjęcia uchwały we wskazanym terminie - tłumaczy Roman Nowak, rzecznik prasowy Urzędu Wojewódzkiego. - Jeśli rada nie zastosuje się do wezwania, wojewoda wydaje zarządzenie zastępcze. To właściwie jedyny środek dyscyplinujący, jakim dysponuje wojewoda.

Gminy czekają więc na uchwalenie przez Sejm, a potem podpis prezydenta pod poprawkami do ustawy. Nowelizacją wniesioną przez senatorów posłowie zajmą się na początku roku. 3 stycznia, na wspólnym posiedzeniu sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, odbędzie się pierwsze czytanie projektu.

Według wstępnych propozycji, poprawki mają umożliwić m.in. wprowadzanie różnych poziomów naliczania opłat dla gospodarstw domowych, np. w zależności od lokalizacji czy liczby osób w rodzinie. To wyjście naprzeciw głosom samorządowców. Dotychczasowe próby rozróżniania opłat spaliły na panewce - Regionalna Izba Obrachunkowa uchyliła uchwałę gminy wiejskiej Wejherowo przewidującą metodę ryczałtową z ulgami dla mniejszych gospodarstw.
Przedstawiciele gmin, które już podjęły wymagane obowiązującym prawem uchwały, nie kryją konsternacji zapowiedziami zmian. - Zastanawia mnie, jak to możliwe, że przyjęto w naszym kraju ustawę, którą w końcówce roku, gdy termin podejmowania uchwał w gminach zbliżał się ku końcowi, premier określił jako bubel prawny? - mówi Krzysztof Trawicki, wójt kociewskiej gminy Zblewo. Samorząd ten należy do Związku Gmin Wierzyca, który już w listopadzie przyjął stosowne uchwały.

Koszt odpadów

- Nasi wyborcy nam tego nie wybaczą - mówił na początku grudnia Donald Tusk podczas nieoficjalnego spotkania z podlaskimi działaczami Platformy Obywatelskiej. - Dlaczego emerytka, właścicielka 25-metrowej kawalerki, ma płacić za odpady tyle samo co mój minister Tomasz Arabski, który mieszka z żoną i czwórką dzieci w 200-metrowej willi? - dopytywał szef rządu. Nazajutrz Ministerstwo Środowiska zapowiedziało prace nad nowelizacją kontrowersyjnej ustawy. Opłaty za odbiór śmieci różnią się diametralnie - co gmina, to inna stawka.

W gminie wiejskiej Kwidzyn mieszkańcy zapłacą ryczałtem 37 zł za odpady posegregowane i 47 zł za niesegregowane. W Studzienicach opłaty wyniosą odpowiednio 33 zł lub 66 zł. Mieszkańcy 20 gmin ze Związku Gmin Wierzyca zapłacą według przelicznika: 41 zł od gospodarstwa wieloosobowego (20 zł od jednoosobowego) za śmieci posegregowane, 60 zł za zmieszane (gospodarstwo jednoosobowe - 30 zł).

Prawa trzeba przestrzegać

Dr Filip Przybylski-Lewandowski, adiunkt w Katedrze Teorii i Filozofii Państwa i Prawa UG:
- O ile dobrze pamiętam, przeważająca część zapisów tej ustawy jest zgodna z projektem rządowym. Dziś ten sam rząd krytykuje obowiązujące przepisy, a bojkot ze strony władz samorządowych przebiega przy cichej aprobacie administracji państwa. Zapomina się, że bez względu na takie czy inne racje - przepisy powinny być bezwzględnie realizowane. W przeciwnym przypadku doprowadzimy do podważania konstytucyjnego porządku i pauperyzacji prawa. Sytuacja wpisuje się w szerszy kontekst obniżania jego jakości - złe merytorycznie przepisy, niechęć samych twórców do ich stosowania oraz aprobata dla bierności organów państwa w ich egzekwowaniu.

Ludzie myślą, że to nasz pomysł

Jan Michalski wójt gminy Lichnowy (pow. malborski)
Nie ma złotego środka - co byśmy nie wybrali, to będzie oznaczać podwyżkę dla mieszkańców w stosunku do tego, co jest obecnie. Najgorsze, że wielu mieszkańców myśli, że to wójt i radni sobie wymyślili te zmiany, tymczasem ja jestem przeciwny ustawie. Ona jest chora i powinna wylądować w koszu. Dlaczego przed jej podjęciem nie zrobiono konsultacji na poziomie województw? Trzeba było zorganizować spotkanie, zaprosić samorządowców i zapytać ich o zdanie. A wygląda to tak, jakby przy tworzeniu tej ustawy zabrakło samorządowców. Teraz czekamy na nowelizację i gdyby była możliwość mieszania metod, to na pewno wrócimy do tego tematu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki