Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polpharma Starogard Gdański wygrała wszystko

Wojciech Kłos
Polpharma Starogard Gd. musiała przejść długą drogę, aby pierwszy raz w historii klubu wznieść Puchar Polski.

Już od jakiegoś czasu było wiadomo, że Final Four w Gdyni dla Polpharmy rozpocznie się pechowo, bo meczem z mistrzem Polski, Asseco Prokomem. Obydwa zespoły były osłabione - w ekipie "Kociewskich Diabłów" zabrakło Michaela Hicksa, a w zespole gospodarzy Qyntela Woodsa. Starogardzianie znowu zaskoczyli rywali skuteczną grą w defensywie i świetnym atakiem. W niesamowitej formie był Robert Skibniewski, który skupiał się nie tylko na rozgrywaniu, ale także na rzucaniu i powiększaniu przewagi. Asseco dogonił swoich rywali, ale do końcowego zwycięstwa trochę im zabrakło. Gdy po rzucie Tommy'ego Adamsa mistrzowie Polski wyszli na jednopunktowe prowadzenie, ogromne indywidualne umiejętności udowodnił Deonta Vaughn, zdobywając łatwe punkty. Ostatnia akcja znów miała należeć do Adamsa. Jego rzut został jednak muśnięty przez Urosa Mirkovicia i tym samym nie doleciał do kosza. Polpharma wygrała 67:66, a Mirković z antybohatera (1/8 z rzutów wolnych) stał się nagle najważniejszym zawodnikiem meczu. Po tym spotkaniu było jasne, że Anwil w finale ma się czego obawiać.

Z zespołem z Włocławka "Kociewskie Diabły" wygrały w tym sezonie dwukrotnie, więc przewaga psychologiczna była po ich stronie. Nawet gdy na początku spotkania Polpharma przegrywała kilkoma punktami, trener Zoran Sretenović zachowywał spokój i nakazywał swoim zawodnikom grać "swoje". To wystarczało - przewaga Anwilu topniała i wkrótce sytuacja się odwróciła. Starogardzianie wygrywali, ale finał Pucharu Polski to nie zwykły ligowy mecz. Włocławianie dość szybko wrócili do gry i znowu straszyli celnymi trójkami z rogów boiska. "Kociewskie Diabły" były już zmęczone, a Robert Skibniewski jako jedyny nie zszedł z parkietu nawet na sekundę. W końcówce meczu, w najważniejszych jego momentach wykorzystywał resztki sił i trafiał spod kosza. To Polpharma lepiej rozegrała końcówkę spotkania i mogła cieszyć się ze zwycięstwa 75:67. Trzeba podkreślić, że ten niesamowity wyczyn oglądało na żywo kilkuset kibiców ze Starogardu, których ulubioną pieśnią było "Gramy u siebie". Żaden inny zespół w tym turnieju nie miał tak oddanych sympatyków.

Dla Polpharmy to kolejny, po brązowym medalu, ogromny sukces. Może trzeba iść krok dalej i w przyszłym sezonie zagrać w europejskich pucharach?

Przypomnijmy, że droga Polpharmy do pucharu zaczęła się od drugiej rundy, a pierwszym przeciwnikiem był Żuraw King Oscar Gniewino. Sretenović miał prostą zasadę dotyczącą pierwszych faz - dać pograć tym, którzy w TBL spędzają na parkiecie mniej minut. Potrafił to wykorzystać Marcin Dutkiewicz, który rzucił aż 13 punktów. Rywali pod koszami "przestawiał" silny Kirk Archibeque, który nie dość, że skutecznie rzucał, to jeszcze zbierał (21 pkt i 12 zbiórek). Trener odbył sentymentalną podróż, jadąc z drużyną na kolejny mecz do Ostrowa Wlkp. To przecież właśnie w tym mieście kończył karierę jako zawodnik. Kibice przywitali go wspaniale. Czasy świetności ekipy z Ostrowa już minęły, ale pamięć o "Srecie" nie. "Kociewskie Diabły" wygrały z BM Węgiel Stal Ostrów Wlkp. 87:67, a najlepszym zawodnikiem był Uros Mirković, zdobywca 16 pkt. Ostatnie zwycięstwo pozwoliło zakwalifikować się do fazy grupowej. Oznaczało to dużo silniejszych rywali. PGE Turów Zgorzelec, Zastal Zielona Góra, AZS Koszalin i AZS UWM Olsztyn - wszystkie ekipy musiały uznać wyższość Polpharmy. Każda wygrana budowała pewność siebie i poczucie wartości. Każdy mecz miał też innego bohatera. Raz był nim Brian Gilmore (14 pkt ze Zgorzelcem), później Robert Skibniewski (20 pkt z Zieloną Górą), Adam Metelski (27 pkt z Olsztynem) czy Michael Hicks (19 pkt z Koszalinem). Ćwierćfinałowy rywal także był ciekawy. PBG Basket Poznań, oparty na graczach Polpharmy z zeszłego sezonu i z Miliją Bogiceviciem na ławce trenerskiej, był kolejnym testem możliwości. Wynik 71:62 to i tak najmniejszy wymiar kary dla PBG.
Nikt nie wymagał zwycięstw w każdym spotkaniu, a jednak tak się działo. Były emocje i na koniec wielka radość.

Finał Pucharu Polski
Polpharma Starogard Gd. - Anwil Włocławek 75:67 (19:20, 22:16, 22:16, 12:15)
Polpharma: Chanas 19 (2), Vaughn 15 (3), Skibniewski 13 (1), Mirković 11, Archibeque 9, Gilmore 4, Cielebąk 2, Metelski 2, Marcin Dutkiewicz 0.
Anwil Włocławek: Thomas 15 (3), Pluta 13 (1), Miller 12, Hajric 11, Majewski 5, Thompson 4 (1), Modric 4, Jovanovic 3.

Robert Skibniewski - zasłużony MVP Pucharu Polski
MVP Final Four, czyli najlepszym zawodnikiem finałów został nie kto inny, jak Robert Skibniewski, który podobnie jak jego mentor - Zoran Sretenović - w najważniejszych spotkaniach właściwie nie schodził z parkietu i podejmował kluczowe decyzje. Dodatkowego smaczku tej nagrodzie dodaje fakt, że jeszcze w trakcie obecnego sezonu Skibniewski został z Włocławka zwolniony, a od tego czasu zdążył już trzykrotnie pokonać swojego byłego pracodawcę. Polski rozgrywający jest "mózgiem" drużyny i to on podejmował kluczowe decyzje w obu finałowych spotkaniach. Teraz rozgrywa jeden z najlepszych sezonów w swojej karierze i ma się od kogo uczyć. Sretenović jest dla niego mentorem i osobą, która może pomóc w jeszcze większym rozwoju kariery. Skibniewski nie tylko asystuje, ale i dobrze rzuca - a od lat właśnie ten element był jego piętą achillesową. Jest w tej chwili najlepszym polskim rozgrywającym występującym w TBL, a wyniki Polpharmy są w dużej mierze odzwierciedleniem jego formy. Trener Anwilu Emir Mutapcić jako jeden z powodów porażki wskazał właśnie świetną grę Skibniewskiego. Zespół podjął kilka złych decyzji w ataku, a rywale to wykorzystali, w szczególności Skibniewski, który zagrał znakomity, drugi mecz z rzędu i zasłużenie został MVP - mówił Mutapcić.

Zostawili serce na parkiecie
Roman Olszewski, prezes SKS Sportowa SA
- Jeszcze w to nie wierzę. Przeglądam serwisy internetowe, oglądam telewizję, ale wciąż ta informacja do mnie nie dociera. Jestem bardzo szczęśliwy. Po raz pierwszy w historii sięgnęliśmy po to trofeum. Mieliśmy ciężką przeprawę. Po drodze zmierzyliśmy się m.in. z Turowem Zgorzelec, AZS Koszalin, PBG Basketem, a na końcu z Asseco Prokomem i Anwilem. Nasi chłopcy stanęli na wysokości zadania. W każdym meczu wychodzili na boisko bardzo zmotywowani, dawali z siebie wszystko, zostawili serce na parkiecie. Bardzo im za to dziękuję. W imieniu zawodników, sztabu trenerskiego i swoim własnym chcę bardzo mocno podziękować kibicom, którzy wspaniale dopingowali drużynę. Są to najlepsi kibice w Polsce!

Trofeum należy się kibicom

Z kapitanem Tomaszem Cielebąkiem rozmawia Ewa Macholla

- Jakie to jest uczucie obudzić się z myślą, że Polpharma zdobyła Puchar Polski?

- To świetne uczucie. Właśnie jesteśmy w drodze do aqua- parku. Nastroje w drużynie są rewelacyjne. Cieszymy się bardzo. Jesteśmy teraz wyluzowani i szczęśliwi.

- Te mecze to dla was ogromne obciążenie fizyczne.

- Zmęczenie na pewno jest, bo przecież tempo było bardzo ostre. W ciągu czterech dni zagraliśmy trzy trudne mecze. Na szczęście mamy szeroką ławkę i ciężar gry był odpowiednio podzielony na poszczególnych zawodników.

- Które zwycięstwo smakowało lepiej - to piątkowe nad Asseco Prokomem, czy wygrana z Anwilem?

- Tutaj zdania są podzielone (śmiech). Ta ostatnia wygrana z Anwilem pozwoliła nam zdobyć Puchar Polski, który pierwszy raz w historii trafił do Starogardu. Z drugiej strony niezwykle cenne jest też zwycięstwo w meczu z mistrzem Polski. Wygraliśmy z Asseco na jego terenie i to dodatkowo podnosi wartość tego meczu. Udało nam się to po raz drugi, bo przecież w ubiegłym sezonie Polpharma również zwyciężyła z mistrzem Polski.

- Niebawem zmierzycie się z Asseco w meczu ligowym. Tym razem mistrz przyjedzie do Starogardu. Zwycięstwo będzie więc jedynie formalnością?

- Na pewno nie. Każdy mecz jest inny, a Asseco na pewno będzie chciało wygrać, tym bardziej że w lidze gdynianie świetnie sobie radzą. Podejrzewam, że następny mecz z nami rozegrają w pełnym składzie [w PP nie grał Qyntel Woods - przyp. red.], więc o korzystny dla nas wynik będzie niezwykle trudno, ale na pewno będziemy walczyć.

- Na konferencji pomeczowej wspomniałeś, że połowa trofeum należy się kibicom. Podtrzymujesz to stanowisko?

- Tak, i dodam jeszcze, że kibicom należy się ta lepsza połowa pucharu. Nasi fani są niesamowici. W szatni nie myślimy o tym, czy na widowni zasiądzie 50 czy 100 kibiców, ale jak wyszliśmy na parkiet i zobaczyliśmy, że na trybunach zasiada tylu starogardzian, to od razu poczuliśmy się lepiej. Serce rośnie w takich chwilach.

- Kibice jeżdżą praktycznie na każdy wasz mecz. Jak to jest czuć, że w tylu halach Polski często gracie "u siebie"?

- Nasi kibice tworzą niesamowitą atmosferę i to właśnie dzięki ich dopingowi część tych zwycięstw przychodzi nam nieco łatwiej. Jeszcze raz bardzo dziękujemy za doping!

Mieliśmy dużo motywacji

Z trenerem Polpharmy Zoranem Sretenoviciem rozmawia Wojciech Kłos

- Czy zdobycie Pucharu Polski można określić jako największy dotychczasowy sukces trenerski Zorana Sretenovicia?

- Na pewno tak. Jest to mój pierwszy puchar zdobyty samodzielnie w roli pierwszego trenera zespołu. Jako asystent wygrywałem kiedyś Ligę Adriatycką. To zwycięstwo daje mi dużo motywacji i pokazuje, że jako trener robię wszystko dobrze.

- Mecz z Asseco Prokomem Gdynia był trochę ułatwiony, bo nie zagrał w nim Qyntel Woods. Czy myśli Pan, że z nim w składzie Polpharma i tak by wygrała mecz?

- Wygralibyśmy. Można także powiedzieć, że my byliśmy osłabieni, bo przecież nie grał Michael Hicks. Najważniejsza sprawa to gra zespołowa. Jeden zawodnik nie potrafi wygrać spotkania w pojedynkę. Byliśmy lepsi jako zespół.

- Zwycięstwo z mistrzem Polski było tylko półśrodkiem. Żeby zdobyć Puchar Polski trzeba było wygrać z Anwilem Włocławek. Wierzył Pan, że uda się to zrobić po raz trzeci w tym sezonie?

- Oczywiście, że wierzyłem. Nie byłbym trenerem, gdybym nie wierzył w to, że wygramy. Było widać, że jesteśmy zmęczeni, bo mieliśmy bardzo mało czasu na odpoczynek. Rozmawiając z moimi zawodnikami, tłumaczyłem, że mają myśleć tylko o tym spotkaniu. Nie mają myśleć, co będzie, jak wygramy, a co, jak przegramy. Najważniejsza była pełna koncentracja. Nasza taktyka była taka sama, jak w ostatnim meczu ligowym z tym zespołem. Wszyscy zawodnicy dali z siebie resztki energii i wygraliśmy to spotkanie.

- Robert Skibniewski został wybrany najlepszym zawodnikiem tegorocznych finałów. Od Pana może chyba bardzo dużo się nauczyć?

- "Skiba" jest naprawdę dobrym rozgrywającym. Takim myślącym, grającym z głową. Można powiedzieć, że ja grałem coś podobnego. Od początku wiedziałem, że zna się na koszykówce i potrafi grać. Jest naszym liderem na boisku, dlatego dałem Robertowi wolną rękę na parkiecie. Ma głowę do tego, a do tego też sporo talentu. Dałem mu szansę, a on ją świetnie wykorzystuje.

- Nie mogę nie zadać tego pytania. Czy Polpharmę stać na medal w tym sezonie? Wygrywacie przecież ze wszystkimi trudnymi rywalami…

- To jest bardzo trudne pytanie. Nie lubię wypowiadać się o tym, co może się stać w tak dalekiej przyszłości. Myślę teraz tylko o najbliższym meczu w sobotę z Polonią w Warszawie, który także chcemy przecież wygrać. Na pewno będziemy się starać jak najdłużej utrzymać tę świetną formę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki