Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy w bułgarskim obozie przetrwania. "Było jak w więzieniu afgańskim"

Patryk Kurkowski
Tomasz Bołt
Czterech polskich piłkarzy wybrało dość egzotyczny piłkarsko kierunek - Bułgarię, ale wyjeżdżając, z pewnością nie spodziewali się, że trafią do obozu przetrwania. Z Etyru 1924 Wielkie Tyrnowo udało im się wydostać po trzech trudnych miesiącach. Tamtejsza federacja rozwiązała kontrakty z winy klubu.

Wszystko zaczęło się w przerwie zimowej, gdy w drużynie doszło do wielkiego trzęsienia ziemi. Wymieniono właściwie całą kadrę - sprowadzono 20 piłkarzy, by ochronić Etyr 1924 przed spadkiem. W tym gronie znalazło się też czterech Polaków.

Jako pierwszy do Bułgarii przeniósł się Michał Protasewicz, bo jego ojciec znał się z ówczesnym trenerem ekipy z Wielkiego Tyrnowa (mecze rozgrywała jednak w Sliwan, bo prezydent klubu popadł w konflikt z burmistrzem miasta) - Serdarem Dayatem. Następnie dołączył Krzysztof Hrymowicz, a potem na testach pojawił się Sławomir Cienciała, który już miał podpisywać kontrakt w Arce Gdynia. To zresztą on zwerbował Mateusza Bąka, byłego zawodnika Lechii Gdańsk, który rozstał się z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

- W tamtym momencie nie było ciekawszych ofert. Dostałem telefon od kolegi, z którym grałem w Podbeskidziu - Sławka Cienciały. Powiedział, że potrzebują bramkarza i wiedząc, że w zespole będzie jeszcze kilku Polaków, zdecydowałem się wyjechać. Nie ryzykowałem niczym wielkim, bo kontrakt był podpisany na cztery miesiące - opowiadał "Dziennikowi Bałtyckiemu" Bąk.

- W momencie, gdy klub wymienił 20 zawodników, wyrzucił skład, który nie podołał jesienią, miałem wrażenie, że wykazuje chęci, by za wszelką cenę utrzymać drużynę w lidze - dodał.

Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, zwłaszcza że Etyr 1924 wygrał dwa mecze z rzędu. Atmosfera zaczęła się psuć wraz z pierwszą porażką - wówczas do szatni wparował prezydent klubu - Turek, który miał powiązania z Kurdami. Wściekły groził piłkarzom, że... ich pozabija. Niektórzy rzeczywiście się przerazili, bo w drużynie mówiono, że lepiej z nim nie zadzierać. Zresztą później dotarła do nas informacja, że dwa tygodnie spędził w areszcie w Holandii za przewóz gotówki.

Z tygodnia na tydzień sytuacja była coraz gorsza. Już po pierwszym miesiącu pojawiły się kolejne problemy, bo zawodnicy nie mogli doprosić się wypłaty.

- Wszyscy podpisywaliśmy kontrakty w tym samym czasie. Na pierwszej i drugiej stronie były najważniejsze informacje, które się zgadzały, ale na następnych stronach, gdzie zazwyczaj znajdują się obowiązki klubu wobec zawodnika, ubezpieczenia czy podatki, wszystko było napisane cyrylicą. Podpisywaliśmy szybko, bo czekał na nas autobus, którym wyjechaliśmy na zgrupowanie - wspomina 30-letni bramkarz. Z czasem okazało się, że wszyscy w umowie mieli zapisane pensje w wysokości 990 lew miesięcznie, czyli około dwóch tysięcy złotych. Potem otrzymali 80 procent pierwszej pensji.

Problemy mnożyły się jednak z każdym dniem. Klub przestał opłacać też hotel, w którym mieszkali piłkarze. W tej sytuacji nie mogli oni liczyć nawet na posiłki. Piłkarze kupili więc kuchenki elektryczne i sami gotowali.

- Jedzenie było, jakie było. Jak w więzieniu afgańskim. Jeżeli chcieliśmy żyć normalnie, odpowiednio przygotować się do meczu, mieć energię, to musieliśmy kupić te kuchenki, bo jedzenie w hotelu było takie, że nie można było na nie spojrzeć. Chodziliśmy też do restauracji, ale ile można w nich jeść - stwierdził Bąk.

Dramatycznie stało się już pod koniec pobytu Polaków w Bułgarii. Z zespołu odszedł trener, nie było treningów, tylko wyjazdy na mecze. Skład ustalał prezydent klubu, wysyłając sms do podstawionego trenera z licencją, którego jednak nikt nie znał. Drużyna pogrążała się coraz bardziej, ale Polakom udało się z niej wydostać. Federacja rozwiązała kontrakty z winy klubu, ze względu na fatalne warunki.

- Ostatnie trzy tygodnie to była już parodia piłki nożnej - skwitował były bramkarz Lechii.

Lubisz oglądać mecze piłki nożnej? Nie wiesz, gdzie i kiedy są emitowane? Sprawdź program telewizyjny!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki