Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróżnicy z Trójmiasta wyruszyli śladami pomorskich zesłańców [ZDJĘCIA]

Irena Łaszyn
Kaszëbë Team, czyli Grzegorz König, Łukasz Kalociński, Ewa Popiel, Piotr Bejrowski, na Jedwabnym Szlaku. W tle - Chiwa, miasto nad Amu-darią w Uzbekistanie, prawdziwa perła architektury
Kaszëbë Team, czyli Grzegorz König, Łukasz Kalociński, Ewa Popiel, Piotr Bejrowski, na Jedwabnym Szlaku. W tle - Chiwa, miasto nad Amu-darią w Uzbekistanie, prawdziwa perła architektury zdjecia archiwum prywatne
Najpierw była samochodowa rywalizacja na Jedwabnym Szlaku, czyli rajd The Bamako Summer. Start w węgierskiej miejscowości Nyiregyhaza, meta - w stolicy Uzbekistanu, Taszkiencie, do pokonania - około 5500 kilometrów. Przejechanie trasy zajęło im 92 godziny. Ich wysłużona skoda felicia 1.3 kombi - staruszka, bo rocznik 1999 - spisywała się nienagannie. Nie bez powodu nazywali ją bolidem.

- Skoda miała właściwości regeneracyjne - uśmiecha się Piotr Bejrowski. - Nie psuła się, nie buntowała, mieliśmy tylko kłopoty z układem chłodzenia i raz złapaliśmy gumę. Zajęliśmy więc zaszczytne czwarte miejsce, wygrywając z poczciwym maluchem, czyli… fiatem 126 p. Przegraliśmy z równie poczciwymi ładami.

Dlaczego tak osobliwe marki startowały w rajdzie? Bo takie było założenie. Organizatorzy wymyślili kategorię dla samochodów o wartości mniejszej niż 700 euro. - Moja felicia pasowała, jak ulał - zauważa Piotr. - Trochę ją tylko podrasowaliśmy i odpowiednio ozdobiliśmy. Kaszubski artysta Rafał Gizela wyrysował na masce kaszubskie wzorki, umieścił pomorskie Gryfy i napisał: Kaszëbë Team. Taką bowiem przyjęliśmy nazwę.

Było ich czworo: Piotr Bejrowski, Ewa Popiel, Łukasz Kalociński oraz Grzegorz König, pomysłodawca imprezy rajdowej, gdańszczanin mieszkający w Lizbonie.

Zaznaczają, że do tej pory nie mieli doświadczenia w tego typu wyprawach, co przełożyło się, niestety, na liczbę karnych minut. Ale natychmiast też podkreślają, że niektóre załogi w ogóle nie ukończyły rajdu, a im się udało. Pomimo że czasami błądzili i tych kilometrów przejechali więcej niż musieli.

Morze bez wody

Zaliczyli pustynię Kyzył-kum, odwiedzili Chiwę, Bucharę i Samarkandę, dotarli do Autonomicznej Republiki Karakałpackiej w zachodnim Uzbekistanie.

- Tam zrozumieliśmy, jak bardzo Wschód różni się od Zachodu - mówi Piotr. - Powierzchnia republiki obejmuje 160 tys. km kw., jest więc dwukrotnie mniejsza od Polski. W jej granicach znajdują się pozostałości Morza Aralskiego, pustynia Kyzył-kum i rzeka Amu-daria.

Duże wrażenie zrobiły na nich wraki kutrów, zakopane na pustyni. Morze Aralskie wysycha, zmniejszyło się z 68 tys. do 13 tys. km kw. Katastrofa ekologiczna sprawiła, że woda cofnęła się ponad 150 km od miasteczka Mujnak, które kiedyś leżało nad brzegiem morza i było największym ośrodkiem produkcji konserw rybnych w regionie.

Co jeszcze robiło wrażenie? Gościnność Karakałpaków, którzy stanowią jedną trzecią mieszkańców republiki. Malownicze jurty, w których można spotkać burmistrza miasta i zagranicznych inwestorów. I miejscowi filmowcy, którzy namówili ich do zagrania w filmie reklamującym… trolejbusy, kursujące na lotnisko położone w Urgencz, rodzinnym mieście Anny German.
Podobała się im supernowoczesna Astana, stolica Kazachstanu i miasto partnerskie Gdańska. A już absolutnie zachwycił Kazań w Tatarstanie, nad Wołgą i Kazanką, w którym nie widać postkomunistycznych naleciałości. - To miasto jest ciekawsze i piękniejsze od Petersburga! - twierdzi Piotr Bejrowski.

Łukasz Kalociński dodaje, że gotów jest w nim zamieszkać.
Niezapomniany widok? To było na stacji benzynowej w zachodnim Kazachstanie, tuż po przekroczeniu granicy rosyjsko-kazachskiej. Po nocy spędzonej w samochodzie otwierają rankiem oczy i widzą przy dystrybutorze… dorodnego wielbłąda. Załatwił sprawę i odmaszerował dostojnym krokiem. Wszyscy go widzieli, więc raczej się im nie śniło.
- Stada wolno żyjących wielbłądów spotykaliśmy potem wiele razy, ale ten był pierwszy - opowiadają.

Szlakiem zesłańców

Podczas tej samochodowej eskapady musieli pokonać w sumie 11 granic. Najpierw przez Ukrainę dotarli do Rosji, Kazachstanu i Uzbekistanu. Potem, gdy już przekroczyli linię mety rajdu, skręcili w stronę Syberii i przez Baszkirię, Ural, Tatarstan oraz Moskwę i Katyń wrócili do Polski.

- To była druga część wyprawy, z historią w tle - opowiadają. - Dotarliśmy do Czkałowa, Kurganu, Czelabińska, Kopiejska i Ufy. Chcieliśmy bowiem upamiętnić ofiary sowieckich deportacji w głąb Rosji. Zainspirowały nas spisane przez Eugeniusza Pryczkowskiego "Wspomnienia kaszubskich Sybiraków". Przymusowe przesiedlenia to nie tylko Kresy i lata 1940-1941, nie tylko Workuta i Kołyma, ale też rok 1945 i około 15 tys. Pomorzan wywiezionych na terytorium Litwy, Łotwy, Ukrainy oraz m.in. do obwodów moskiewskiego, czelabińskiego, kurgańskiego i czkałowskiego. Wśród 15 tys. mieszkańców Pomorza, deportowanych na Wschód, byli też Kaszubi.

Najwięcej mieszkańców Kaszub przetrzymywano w obozach wokół Czelabińska na Uralu. Miasto zwiedzali w towarzystwie Lidii z polskiego Stowarzyszenia Kulturalnego Solaris. A symboliczny znicz zapalili w Kopiejsku, ośrodku wydobycia węgla brunatnego pod Czelabińskiem.

Byli także w Dolince pod Karagandą, gdzie znajduje się muzeum poświęcone pamięci osób represjonowanych przez system sowiecki w Kazachstanie. W sali poświęconej deportacji prześledzili historię 75 tys. Polaków przymusowo przesiedlonych do Kazachstanu po 1936 roku. A kolejny symboliczny znicz zapalili w Malinówce pod Astaną, pod ustawioną przez polską ambasadę tablicą mającą uczcić pamięć Polek - ofiar represji.

Byli w niepozornym Muzeum Gułagu w Moskwie, pod byłą siedzibą KGB na Łubiance, a także na Polskim Cmentarzu Wojennym w Kijowie-Bykowni oraz w Katyniu.

- Jechaliśmy śladami zesłańców, a nie po to, żeby szukać śladów - uściślają. - Tych namacalnych śladów już przeważnie nie ma.

Flagi województwa pomorskiego i kaszubska tylko raz wzbudziły niepokój. To było w Moskwie, gdy chcieli zwiedzić Kreml. Nie pomogły argumenty, że promują w ten sposób swój region. Żeby wejść do środka, musieli flagi zdeponować.

Kaszëbë Team w akcji

Ich samochód wciąż żyje. Jeździ po pomorskich drogach i ma się nieźle. W dodatku, nadal promuje Kaszuby, podobnie jak uczestnicy wyprawy.

- W trakcie podróży zachęcaliśmy mieszkańców mijanych miejscowości i odległych zakątków Syberii do odwiedzania naszego regionu - wspomina Piotr Bejrowski. - Rozdawaliśmy materiały promocyjne i opowiadaliśmy o Kaszubskiej Szwajcarii. Teraz mówimy mieszkańcom Pomorza i Polski o skomplikowanych kaszubskich losach i kaszubskich zesłańcach.

Traktuje o tym ulotka, wydana z pomocą Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, którą uczestnicy wyprawy rozdają podczas różnych spotkań.

W wolnych chwilach obmyślają następną eskapadę. Chcieliby bowiem wystartować w kolejnym rajdzie, tym razem Budapeszt - Bamako Rally, po bezdrożach francuskojęzycznej północnej Afryki. Zbierają pieniądze i szykują bardziej wytrzymałe auto. Skoda felicia zostanie w Polsce.


[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki