Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plebiscyt Sportowiec Roku 2010: Marcin Stefański

Redakcja
Marcin Stefański wraz z kolegami chce wywalczyć medal mistrzostw Polski
Marcin Stefański wraz z kolegami chce wywalczyć medal mistrzostw Polski Tomasz Bołt
Z koszykarzem Trefla Sopot Marcinem Stefańskim rozmawia Paweł Durkiewicz

Już po pierwszym sezonie spędzonym w Treflu zostajesz nominowany do nagrody Najpopularniejszego Sportowca Pomorza. Jak zachęciłbyś kibiców do głosowania właśnie na ciebie?
Bardzo się cieszę z tego wyróżnienia. Nie będę nawet specjalnie zachęcał, bo kto mnie choć trochę zna, wie, jakim jestem zawodnikiem czy człowiekiem. Najlepiej po prostu przyjść na mecz i zobaczyć, jak to ze mną wygląda (uśmiech).

No właśnie, uchodzisz za jednego z największych twardzieli polskiej koszykówki. W meczu z Polpharmą Starogard w maju zagrałeś nawet z widocznym urazem... oka. Nie bałeś się wtedy poważnych konsekwencji dla zdrowia?
Cóż, skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie bałem. Ale z drugiej strony, gdy wychodziłem na parkiet, a walka toczyła się o podium ekstraklasy, to momentalnie przestawałem o tym myśleć. Przyznam, że nigdy wcześniej nie wiedziałem o tym, że na oko można nakładać szwy. Miałem ich wtedy dziewięć... Może nie sprawiło to, że grałem lepiej, ale mogłem walczyć, dać z siebie wszystko i nie sprawiało mi to jakichś trudności.

Jaki był dla ciebie ten kończący się powoli rok 2010?

Na pewno bardzo się cieszę, że zdobyliśmy z Treflem wysokie czwarte miejsce w lidze, a wiele wskazuje, że nowy sezon może być jeszcze lepszy. Cieszę się też, że mam fajną dziewczynę, z którą poznaliśmy się w Sopocie w tym roku. Poza tym udało mi się zrobić licencjat na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Mogę być więc zadowolony i ze spraw sportowych, i sercowych, a także z kontynuacji nauki (śmiech).

Byłbyś w stanie wyróżnić najlepszy i najgorszy moment tych ostatnich dwunastu miesięcy?
Najgorszymi momentami były wszelkie napotkane kontuzje. Złamany palec wiosną tuż przed fazą play-off mocno dał mi się we znaki i utrudniał mi grę w najważniejszym etapie sezonu. A te topowe chwile... Cóż, dużo jest takich rzeczy w sporcie. Te nasze ostatnie zwycięstwa bardzo mnie ucieszyły, kończymy rundę na drugim miejscu w lidze, więc są powody do radości. Fajną sprawą była też nominacja w waszym plebiscycie. To daje mi sporo motywacji do dalszej pracy nad sobą.

Czwarte miejsce z Treflem było dobrym wynikiem, ale pamiętam, że tuż po ostatnim meczu tamtego sezonu dało się odczuć po waszych wypowiedziach pewien niedosyt.
Z pewnością niedosyt był, bo mieliśmy bardzo dobrą drużynę, która mogła pokonać Polpharmę. Tamta rywalizacja ułożyła się dla nas pechowo, a w ostatnim spotkaniu zabrakło nam koncentracji i brązowy medal nam uciekł. Szkoda, ale z drugiej strony nie czuliśmy na sobie wielkiej presji, byliśmy zupełnie nowym zespołem, zbudowanym tuż przed startem sezonu na niezbyt wysokim budżecie. Biorąc te rzeczy pod uwagę, zrobiliśmy bardzo dobry wynik. Owszem, mogło być lepiej, ale trzeba cieszyć się z tego, co się udało.
W pierwszym sezonie w Sopocie spodobało ci się na tyle, że postanowiłeś zostać tu na dłużej. A jeszcze kilka lat temu wydawało się, że całą karierę możesz spędzić w Śląsku Wrocław, czyli klubie, którego już nie ma w ekstraklasie...
Tak, w lecie podpisałem nowy, dwuletni kontrakt i jestem zadowolony z tego, jak układają mi się tu sprawy koszykarskie i osobiste. Oby tylko tak dalej. A co do Śląska... Faktycznie grałem tak kilka lat i wielka szkoda, że taki klub upadł. Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie uda się go reaktywować. Dla mnie jednak najważniejsza jest teraz współpraca z Treflem i w każdym meczu oddaję serce dla Sopotu.

W lecie tego roku nasza reprezentacja grała ze zmiennym szczęściem w eliminacjach do mistrzostw Europy. Brakowało w niej Marcina Stefańskiego. Czułeś żal do selekcjonera Igora Griszczuka?
Nie mam pretensji do trenera Griszczuka, bo każdy trener ma prawo dobierać sobie zawodników wedle własnej koncepcji, więc jeśli potrzebuje innych ode mnie graczy, to nie ma problemu. Ale na pewno też nie byłem z tego zadowolony. Zawsze jestem otwarty i chętny do gry w kadrze i mam nadzieję, że już w przyszłym roku podczas mistrzostw Europy na Litwie będzie okazja, żeby zagrać w narodowych barwach.

Ostatnio atmosfera wokół naszej koszykówki gęstnieje. Po zwolnieniu Griszczuka wciąż nie mamy selekcjonera, dziwne rzeczy dzieją się wokół prezesa PZKosz.
Mam nadzieję, że już niedługo w naszej koszykówce wiele rzeczy się wyklaruje. W styczniu w związku wybrany zostanie nowy prezes i dobrze byłoby gdybyśmy mieli takie władze, na jakie czeka całe środowisko koszykarskie. Potem zapewne nominację dostanie nowy trener, który poprowadzi reprezentację. Powiem tak - potencjał mamy duży, EuroBasket będzie rozgrywany blisko, więc będziemy mogli liczyć na wsparcie naszych kibiców. Można trzymać kciuki za dobry wynik, może nawet lepszy niż na poprzednim turnieju w Polsce, ale warunkiem jest odpowiednia organizacja i sztab szkoleniowy.

Ze Śląska nad morze
Marcin Stefański urodził się 24 lutego 1983 roku w Gliwicach. Mierzy dokładnie 2 metry wzrostu i występuje na pozycji niskiego lub silnego skrzydłowego. Koszykarskie szlify zdobywał w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Warce, skąd w wieku 19 lat wyjechał do Francji. Po czterech latach gry w ekipach JDA Dijon i JSF Nanterre zawodnik wrócił do Polski i przez kolejne trzy sezony występował w zespołach z Dolnego Śląska: Śląsku Wrocław, Turowie Zgorzelec i Górniku Wałbrzych. Od lata zeszłego roku reprezentuje Trefla Sopot.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki