Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pitawal Pomorski: Napadali w Gdańsku na starsze panie. Znowu wpadli

Łukasz Kłos
KMP Gdańsk
Sąd skazał ich za wielokrotne rozboje na majętnych starszych paniach. W więzieniu mieli spędzić 10 lat, ale - zanim zapadł wyrok - ukryli się. O tym, w jaki sposób ostatecznie dostali się w ręce policji.

Wybierali zawsze starsze kobiety, bezbronne, tuż po wypłaceniu znacznych sum z banku. Łupem bandy padało od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Specjalny zespół gdańskich policjantów we współpracy z Prokuraturą Okręgową w zaledwie kilka miesięcy doprowadzili przestępców przed wymiar sprawiedliwości.

Choć mężczyźni zostali skazani, to kary uniknęli. Przed wydaniem wyroku sąd zwolnił ich z aresztu. Oskarżeni wykorzystali okazję i... się ukryli. Przez kolejne miesiące ukrywali się przed organami ścigania. W ubiegły czwartek po raz drugi trafili w ręce policji.

Rozbój na staruszkach

- Do napadów dochodziło w 2010 r. Napastnicy brutalnie obchodzili się ze swoimi ofiarami - mówi mł. asp. Aleksandra Siewert z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą. W jej działalność zaangażowanych było pięciu mężczyzn w wieku od 19 do 40 lat - dodaje.

Na czele grupy stał Robert K., najstarszy z nich. Jak wyjaśniają funkcjonariusze, to on planował i organizował kolejne posunięcia. To on typował ofiary i obracał zrabowanymi pieniędzmi.

Typowanie odbywało się w bankach. Robert K., nienagannie ubrany, wchodził do placówki i obserwował sytuację. Szczególną uwagę poświęcał starszym klientkom. Kiedy widział, że przyszła ofiara wypłaca znaczną sumę pieniędzy, dawał sygnał reszcie grupy. Ci brutalnie napadali na staruszkę, rabując jej oszczędności. Łupem bandy padało od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Całej piątce śledczy udowodnili udział w 11 rozbojach.

Specgrupa kontra banda

Seria brutalnych napadów na bezbronne staruszki zmobilizowała policjantów z KMP w Gdańsku. Komendant powołał specjalny zespół złożony z kryminalnych i funkcjonariuszy dochodzeniówki.

- W trakcie prowadzonego śledztwa gdańscy policjanci bardzo dokładnie sprawdzili każdą uzyskaną informację. Wykorzystali również zapisy z kamer umieszczonych w bankach oraz prześledzili drogi, którymi poruszały się napadnięte kobiety - informuje mł. asp. Siewert.

Sąd tuż po postawieniu zarzutów zdecydował się aresztować podejrzanych. Wkrótce cała piątka zasiadła na ławie oskarżonych. Jednak zanim zapadł wyrok, dwóch czołowych członków bandy - kierujący nią Robert K. oraz jego najbliższy współpracownik Karol I. - opuścili areszt. Sąd przychylił się do ich wniosku, godząc się, by wyrok usłyszeli odpowiadając z tzw. wolnej stopy. Potem uznał jednak ich winę i skazał na 10 lat pozbawienia wolności.

Tymczasem zapewnienia oskarżonych o bezwzględnym stawiennictwie okazały się bez pokrycia. Robert K. oraz Karol I. przepadli i nie stawiali się na kolejne wezwania. Przez kilka miesięcy pozostawali w ukryciu.

Gdyńskie ukrycie

Na trop gangsterów trafili policjanci z... Wydziału do Walki z Przestępczością Samochodową gdańskiej KMP. - Wątek wypłynął przy rozpracowywaniu zorganizowanej grupy, zajmującej się kradzieżą aut - mówi jedna z osób związanych ze sprawą.

Namierzenie obu skazanych nie było łatwe. Często zmieniali miejsce pobytu, wybierając takie, które ułatwiłoby im ewentualną ucieczkę. W dodatku wykorzystywali fałszywe tożsamości, a kontakt utrzymywali jedynie z wąską grupą osób, w większości zza wschodniej granicy. Cały czas byli spakowani.

Policjantom udało się jednak ustalić, że Robert K. oraz Karol I. mogą ukrywać się w pewnym pensjonacie na gdyńskiej Dąbrowie. - Znaliśmy dokładnie, gdzie przebywają. Dzięki dobremu rozpoznaniu wiedzieliśmy nawet, w którym konkretnie pomieszczeniu się znajdują, zanim wkroczyliśmy. Zdawaliśmy sobie też sprawę, że planują wyjazd zagraniczny - zdradza jeden z oficerów operacyjnych.

Do zatrzymania policjanci musieli użyć specjalnych środków. Grupę realizacyjną z gdańskiego wydziału ds. przestępczości samochodowej wspierali uzbrojeni w broń długą funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji. Jak tłumaczą policjanci, obaj mężczyźni znani bowiem byli nie tylko z nielegalnego posiadania broni, ale też skłonności do bezwzględnego jej użycia.

Policyjne zatrzymanie komplikował jednak fakt, że w pobliżu działała restauracja. Funkcjonariusze postanowili więc wykorzystać moment, gdy klientela w lokalu się przerzedziła, by uniknąć ewentualnych komplikacji. Wybrano również nietypową porę zatrzymania, a mianowicie wczesny wieczór.

- Chodziło o to, by byli maksymalnie zaskoczeni i nie zdążyli sięgnąć po broń palną ani uciec - tłumaczy uczestniczący w akcji funkcjonariusz .

Mężczyźni byli bardzo agresywni, wyrywali się, a jeden z nich próbował chwycić nawet prowizoryczną maczetę - metrowej długości blaszane ostrze, owinięte z jednego końca. Policjanci natychmiast obu obezwładnili.
- Obaj trafili już do zakładu karnego - informuje mł. asp. Aleksandra Siewert.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki