Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Kuklis z Arki Gdynia: Nas stać na niespodzianki

Janusz Woźniak
Tomasz Bolt/Polskapresse
Z Piotrem Kuklisem, piłkarzem Arki, rozmawia Janusz Woźniak

Przeciwko Termalice rozegrałeś 50. oficjalny mecz, w lidze i pucharze, w Arce. Mały, sympatyczny jubileusz.

- Nawet nie wiedziałem, że to mój 50. mecz. A ten jubileusz może i byłby sympatyczny, gdybyśmy z Termaliką wygrali. Porażka radości nie daje, a ta wywołała jeszcze złość, bo przecież na boisku wcale nie byliśmy gorsi od lidera. Mówiąc szczerze, to pretensje mogę mieć także do siebie, bo gdybym do przerwy posłał piłkę do siatki, zamiast trafić nią w słupek, to pewnie końcowy wynik byłby odwrotny.

Z tych spotkań w żółto-niebieskich barwach jakieś jedno, dwa, pozostaną na dłużej w Twojej pamięci?

- Jak na razie chyba najmilej wspominam nasz pucharowy serial w poprzednim sezonie, kiedy potrafiliśmy ograć Polonię Warszawa, Śląsk Wrocław, a później napędzić sporo strachu faworyzowanej Legii. W ogóle przyjemnie było wówczas rywalizować z zespołami z ekstraklasy. W pamięci pozostanie mi także niedawny ligowy mecz z Kolejarzem Stróże. A to dlatego, że po raz pierwszy w karierze, w meczu ligowym, zdobyłem dwie bramki.

Poza Arką więcej spotkań rozegrałeś tylko w Widzewie Łódź, chociaż jesteś wychowankiem ŁKS.

- W Łodzi się wychowałem, a z ŁKS do Widzewa przeszedłem, mając chyba 13 lat. I właśnie w tym klubie zadebiutowałem w ekstraklasie. Dla Widzewa strzeliłem pierwszą bramkę w krajowej elicie, rozgrywając w sumie w tym klubie 54 mecze w tej klasie rozgrywek. No, ale ciągle gram w piłkę, więc na wspomnienia będę miał jeszcze czas.

Jak odebrałeś upadek ŁKS Łódź, czyli wycofanie - dwa tygodnie temu - drużyny z rozgrywek I ligi?

- Wprawdzie emocjonalnie jestem bardziej związany z Widzewem, ale upadek ŁKS, klubu ze 105-letnią tradycją, nikomu nie może się dobrze kojarzyć. To boli i mnie, tym bardziej, że ta agonia trwała już od pewnego czasu, a spowodowali ją ludzie niekompetentni, niszcząc tak piękną historię zapisaną przez ŁKS. Zresztą w tym upadku jest też rodzinny wątek, bo jeszcze w poprzednim sezonie grał w ŁKS mój brat Jacek, którego za odwagę mówienia prawdy odsunięto od drużyny. Tak się przy tym zniechęcił do futbolu, tak poczuł się oszukany, że w wieku 25 lat praktycznie rzucił piłkę.

Pozostańmy jednak przy gdyńskiej Arce. Gracie w kratkę. Czy to jest może efekt braku ciśnienia na konkretny wynik, skoro ani awans ani spadek wam nie grożą?

- To zbyt duże uproszczenie. Proszę zwrócić uwagę, że my nie gramy tej wiosny źle. Pechowo tracimy punkty, chociaż zrzucanie wszystkiego na pech byłoby kolejnym, niezbyt uprawnionym, uproszczeniem. Mogę zapewnić, że wychodząc na boisko, chcemy wygrywać. Myślę, że do końca tego sezonu stać nas będzie na sprawienie naszym kibicom kilku przyjemnych niespodzianek.

Może już w najbliższą sobotę w Świnoujściu?

- Czemu nie. To będzie dobry mecz na sprawienie niespodzianki, a osobiście jestem przekonany, że stać nas na pokonanie Floty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki