Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsze emigracyjne święta. Czas uwięziony w kropli bursztynu

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Pierwsze emigracyjne święta. Czas uwięziony w kropli bursztynu
Pierwsze emigracyjne święta. Czas uwięziony w kropli bursztynu Dziennik Bałtycki / KMZ / AI
Stał przy wylocie schodów, w szarym prochowcu, w kapeluszu, z załzawionymi od przeciągu oczami. I najwyraźniej na kogoś czekał. Kiedy w metrze zatrzasnęły się drzwi, mężczyzna podszedł do elektronicznej bramki i zdjął kapelusz. Patrzył z góry na peron i na znikające pod ziemią wagony. Obserwował wchodzących po schodach ludzi: dwóch punków z ustami zapchanymi popcornem, panienkę w plastikowym płaszczu i przygarbioną babcię w niebieskim kapeluszu. A potem spojrzał na mnie…

Nie wiem dlaczego, ale zupełnie inaczej go sobie wyobrażałem. Być może zasugerowałem się zdjęciem, które znalazłem w papierach mojej matki, a może po prostu nie chciałem, żeby był aż tak podobny do mojego ojca.

W czasie wojny stryj Andrzej był lotnikiem RAF. Teraz wyszedł po mnie siedemdziesięcioletni staruszek. Wcale nie chciałem się z nim spotykać. Zadzwoniłem do niego dopiero po trzech nocach spędzonych w hostelu, prę przecznic od dworca Victoria. Byłem głodny, zziębnięty i brudny. Stryj o nic nie pytał, nie był nawet specjalnie zaskoczony moim przyjazdem do Londynu. Powiedział tylko: „czekaliśmy na ciebie…” i dodał jeszcze, że za godzinę odbierze mnie ze stacji Acton Town. Ani słowa więcej.

Stryj mieszkał z żoną w olbrzymim domu wśród secesyjnych mebli i zakurzonych książek, pośród olejnych pejzaży i dagerotypów z podobiznami świata, który już nie istniał. Pijąc herbatę w salonie pomyślałem, że w tym domu czas został uwięziony, jak światło w kropli bursztynu… czas zamknięty na zawsze pomiędzy kryształowymi lustrami a wrześniem tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku.

Przez następne tygodnie stryj oprowadzał mnie po polskim Londynie; po tym dziwnym na wpół sennym, na wpół muzealnym mieście; gdzie wszystko było jakby nie do końca realne. I to było tak, jakbyśmy rzeczywiście cofnęli się o pięćdziesiąt lat, bo to muzeum żyło, może nie na co dzień, może raz w tygodniu, albo jeszcze rzadziej, może tylko w trakcie świąt narodowych i rocznic przegranych bitew… ale jednak żyło, tyle że czas płynął w nim zupełnie inaczej… No, więc jeździliśmy do biblioteki i do teatru polskiego, które mieściły się w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym. Jeździliśmy do „Ogniska” na Exhibition Road i do Muzeum Generała Sikorskiego. A w niedziele chodziliśmy do polskiego kościoła na Ealing; po mszy stryj zabierał mnie do parku Gunnersbury. Tam leżała jego Polska…

W tym parku był polski cmentarz. Za każdym razem kiedy tam szliśmy stryj zatrzymywał się pod piętnastometrowym, granitowym obeliskiem Pomnika Katyńskiego. I staliśmy tak przez chwilę, w zupełnej ciszy, a potem zapuszczaliśmy się głębiej, pomiędzy szeregi polskich grobów, pomiędzy żołnierskie mogiły. Na większości płyt leżały świeże kwiaty. Tylko nieliczne były puste. Któregoś dnia stryj pokazał mi grób generała Hallera. Obok, w takiej samej skromnej kwaterze leżała jego żona.

Po powrocie do domu rozmawialiśmy o Polsce, o mafii, rządzącej tym nieszczęsnym krajem, o chamstwie i zwyrodnieniu narodu… I o zdradzie aliantów w Jałcie.

A potem ciotka Katarzyna zapaliła świece i poprosiła nas na kolację.

– Twoja matka była wspaniałą kobietą – powiedziała ciotka Katarzyna i postawiła na stole butelkę beaujolais.

– Tak, równie wspaniałą co nieszczęśliwą – powiedział stryj. – A gdzie ją pochowałeś?

– Przy babci Marii Magdalenie. Tak jak chciała.

– Ten cmentarz leżał na takiej skarpie, prawda? – stryj mówił patrząc w płomień świecy. – Mama często mi o nim pisała. Wspominała też o drewnianej kapliczce, do której chodziła się modlić za nas wszystkich, a szczególnie za twojego ojca… Mój brat był dobrym człowiekiem… O tym, że jest chory, dowiedziałem się za późno. Przez lata nie miałem z nimi kontaktu. Dopiero na początku lat siedemdziesiątych spotkałem się w Zagrzebiu z moją mamą. I ona powiedziała mi, że Józek ma problemy, od tego postrzału.

W kominku płonęły sosnowe szczapy. Ich światło załamywało się w pustych kieliszkach i padało na obrus. Nad domem przeleciał samolot i w oknach zadrżały lekko szyby.

– To concorde – powiedział stryj, wyciągnął z butelki korek i rozlał wino, a potem opowiadał dalej: – W początkach czterdziestego Niemcy wyrzucili nas z domu i dwór zajął jakiś niemiecki generał… Zamieszkaliśmy w leśniczówce. Nasz ojciec pracował dla tego Niemca i wydawało się, że nic gorszego nie może się już zdarzyć…

Ale wiosną czterdziestego trzeciego żandarmi przyszli jeszcze raz, i ojciec jak ich zobaczył, przestraszył się, że chcą go zabrać do obozu, tak jak innych właścicieli majątków w naszym powiecie. Bo trzeba ci wiedzieć, że Niemcy likwidowali wtedy polską inteligencję, ziemiaństwo i księży; Żydów wywieźli wcześniej… Ojciec próbował uciec, ale go postrzelili, a gdy upadł ranny, jeden z nich dobił go kolbą. I to wszystko na oczach Józka… On wtedy doznał szoku; zaczął krzyczeć i ten hitlerowiec strzelił również do niego. Kula trafiła w skroń i długo nie było wiadomo, czy Józek przeżyje. A jak wyzdrowiał przyszli bolszewicy. Matka opowiadała mi o jakimś demonicznym enkawudziście. Podobno płynnie mówił po polsku… I ten zdrajca kazał nam się wynosić. Dał godzinę na spakowanie rzeczy… Przed odjazdem zarządził jeszcze rewizję. Rosjanie zabrali wszystko, co nam zostało: resztki biżuterii, które przeleżały całą wojnę w sadzie, sztućce, złote relikwie, nawet klamki. Wtedy matka zdecydowała się pojechać nad morze, mówiła, że coś ciągnęło ją na ten brzeg… Zapamiętałem też jej opowieść o tym, jak Polacy wywozili stamtąd Niemców; bydlęcymi wagonami, w środku zimy. Wiesz, ona im współczuła, i to nie tylko dlatego, że na peronie stały prawie wyłącznie dzieci i kobiety, i trochę starców. Ona im współczuła właśnie dlatego, że to byli Niemcy; ci sami nadludzie, którzy zrobili nam tyle złego… Bo widzisz, dla niej Niemcy, mimo wszystko, byli ludźmi… „To, że potrafimy im przebaczyć powinno być dla nich największą karą”, powtarzała. Tak, twoja babcia im przebaczyła. Ona wiedziała, że spłata rachunków jeszcze się nie skończyła. Wiedziała, że Europa, że my wszyscy, jeszcze długo będziemy płacić za tę szaloną wojnę. Wypędzeniami, nienawiścią, nędzą.

Później rozmawialiśmy już tylko o mojej matce… że dla komunistów nie była ani Polką ani Niemką, że była Kaszubką z Wolnego Miasta… I wtedy dowiedziałem się również, że rodzice mojej matki nie zginęli podczas oblężenia Gdańska. Zabił ich sąsiad. Zastrzelił ich zanim Rosjanie ulokowali się na morenowych wzgórzach wokół miasta. Po śmierci rodziców Niemcy ewakuowali moją matkę w głąb Rzeszy. Pod Berlinem transport odbili Rosjanie. Dorosłych pognali do Rosji, a dzieci przekazali Polakom… Polacy przywieźli ją na ten klifowy brzeg, do domu dziecka… I tam poznała mojego ojca. Po ślubie zamieszkali z jego mamą, Marią Magdaleną, w tym małym domku na brzegu morza.

– Twój ojciec dostał pracę w Gdańsku. W stoczni – powiedział stryj. – Ale chorował coraz bardziej. Wreszcie miał tamten wypadek… I umarł. A resztę znasz.

Tak, resztę już znałem… Więc tylko w milczeniu sączyłem to beaujolais. I patrzyłem na stryja, i na ciotkę. I zastanawiałem się, jak wiele trzeba w życiu przejść i ile zaznać zła, żeby nauczyć się przebaczać. A potem przypomniałem sobie tamten niewielki dom na skarpie, jak płonął, i jak ogień trawił wszystko to, czego nie strawił czas, czego nie strawiła rozpacz.

Stryj odstawił kieliszek i spojrzał na zegarek.

– Już północ, powoli trzeba spać.

– Tak – powiedziała ciotka Katarzyna.

Odprowadziłem ich wzrokiem na piętro. Zapaliłem papierosa i bezmyślnie patrzyłem w płomienie kominka.

Rano, po śniadaniu wyszliśmy na spacer. Od kilku dni drzewa i sklepy błyszczały bożonarodzeniowymi dekoracjami: kolorowymi lampkami i sztucznym śniegiem. Było ciepło, mżył deszcz. Stryj kupił w dworcowym kiosku „Times’a”. Ja wziąłem colę i tubkę czekoladowych cukierków. Otworzyłem puszkę i ruszyliśmy wzdłuż brzegu Tamizy. W tym miejscu jej koryto było nienaturalnie wąskie. Płaska, wyciągnięta jak jęzor wysepka przedzielała je w trzech czwartych szerokości. Na wyspie zagnieździły się jakieś ptaki. Po drugiej stronie Tamizy ciągnęły się królewskie ogrody Kew.

Przeszliśmy most i usiedliśmy przy stoliku na betonowym tarasie, tuż nad kamienistą plażą.

– To jest moja ulubiona herbaciarnia, przychodzę tu od trzydziestu lat – powiedział stryj. – Prowadzi ją nauczyciel historii, bardzo kulturalny człowiek. Ma na imię René. Jego matka była Francuzką. Wiesz, on też ma wątpliwości, czy z tym światem wszystko jest tak, jak być powinno… Może dlatego prowadzi ten lokalik zamiast uczyć młodzież kłamstwa.

Stryj zamówił herbatę z mlekiem i szarlotkę, chwilę patrzył jak wysypuję na dłoń kolorowe drażetki i jak wpycham je jedna po drugiej do ust: czerwoną, zieloną, żółtą, pomarańczową i jeszcze raz żółtą, potem rozpostarł gazetę. Nie czytał jej jednak i czułem, że chce mi coś powiedzieć, nie wie tylko jak zacząć. Czekał aż podniosę wzrok, aż go w jakiś sposób zachęcę. Ale ja obserwowałem mewy unoszące się nad barkami płynącymi w górę rzeki.

– Po co ty tu właściwie przyjechałeś? – zapytał. – Żeby napychać się tą amerykańską chemią? Słuchaj, tu nie ma dla ciebie miejsca – jego głos zabrzmiał jakoś obco. – Wiesz przecież, że życzę ci jak najlepiej. Wracaj do kraju, dopóki możesz. Im później, tym będzie trudniej. Zaczniesz wsiąkać w to bagno, przyzwyczaisz się do jego

perfumowanego smrodu i nawet się nie obejrzysz, kiedy znajdziesz się na dnie. Tu niczego nie osiągniesz, twoje miejsce jest w Polsce. Emigracja to najgorsze, co może przytrafić się takiemu młodemu chłopakowi jak ty. Wracaj, skończ studia…

– Stryju, ja… – próbowałem mu przerwać, ale on mówił dalej.

– Zniszczysz sobie życie. Ten system został stworzony przez ludzi bogatych dla… ludzi bogatych. Tacy jak ty nie mają tutaj szans. Nikt ci nie pomoże. Te wszystkie polskie organizacje; ci wszyscy działacze, którzy zgrywają obrońców wolności… To pachołki CIA. Nie licz na nich, taki wybrali sobie zawód… Bo widzisz, w tej zabawie nie chodzi tak naprawdę o demokrację, ani o niepodległą Polskę. Chodzi o zniszczenie konkurencji. O to, by pozbyć się śmiertelnego wroga, jakim jest Rosja. I jeszcze o to, by zrobić z was wszystkich wasali, niewolników i konsumentów tych bubli, których tutaj nie ma już komu sprzedawać. Rozumiesz? Wolność, równość, demokracja… To wszystko bajki, obrzydliwa hipokryzja, największe oszustwo, jakie kiedykolwiek wymyślono. Gra idzie o władzę nad światem, o likwidację Rosji. A Polska leży po drodze, więc przy okazji Zachód zniszczy Polskę. Oni rączkami tych waszych „patriotów” zrobią z Polaków nawóz.

Stryj długo jeszcze opowiadał mi o tym wszystkim, co brzmiało jak komunistyczna propaganda, i czego wówczas nie rozumiałem, a co nie jest wcale tak bardzo pozbawione sensu, kiedy się patrzy na Europę Wschodnią z zewnątrz, po latach emigracji.

Wracając do domu rozmawialiśmy o jesiennym huraganie i o stratach w ogrodzie, jakie spowodował. Kluczyliśmy wśród starych, połamanych jabłoni. A gdy przestaliśmy rozmawiać, słychać było ptaki. I wtedy powiedziałem mu, że wyjeżdżam do Edynburga na kilka miesięcy, i że na Wielkanoc wrócę do Polski.

Następnego dnia, zaraz po lunchu spakowałem plecak, a kiedy zszedłem na dół stryj czekał już na mnie w salonie.

– Ciocia musiała pilnie wyjść. Kazała mi pożegnać się z tobą w swoim imieniu i serdecznie cię pozdrowić… – powiedział. – No cóż, strasznie się cieszę, że się poznaliśmy. Zadzwoń koniecznie przed wyjazdem do Polski, umówimy się jeszcze gdzieś na mieście.

Stryj odprowadził mnie do drzwi, na koniec wcisnął mi w rękę pięćset funtów. Poczułem, że ma lodowate dłonie. I dopiero wtedy zobaczyłem jaki jest stary, i zmęczony… I nie wiem, dlaczego pomyślałem, że stryj tak naprawdę już nie żyje, że to jego duch żegna się ze mną.

– Pamiętaj, że jesteśmy rodziną – szepnął.

Zamknął drzwi zanim się odwróciłem. Nie zdążyłem nawet skłamać, że nigdy o tym nie zapomnę.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki