Starogardzianie od samego początku mieli problemy pod tablicami, nie potrafili przedrzeć się przez szczelną obronę rywala, toteż często decydowali się na rzuty z dystansu. Taktyka sprawdzała się, bo zza łuku skutecznie rzucali Tomasz Cielebąk i Deonta Vaughn. Mimo tego na prowadzeniu byli gospodarze. Podopieczni Jacka Winnickiego agresywnie dobijali się w pole trzech sekund, gdzie na zagrania czekał Ivan Zigeranović a spore problemy stwarzali także Marko Brkić i bardzo szybki Torey Thomas. Turów próbował kilkakrotnie odjechać Kociewskim Diabłom, ale ci po nieudanych próbach wywalczenia oczek spod kosza, zaczęli wymuszać przewinienia, w konsekwencji często pojawiali się na linii rzutów osobistych, gdzie rzadko się mylili. Farmaceutów tuż przed końcem premierowej odsłony dopadł kryzys, co skrzętnie wykorzystali zgorzelczanie, zdobywając sześć punktów z rzędu i odskakując.
Turów wraz z początkiem drugiej partii wyszedł z rytmu, nie był już tak skuteczny, miał gigantyczne problemy z rozegraniem skutecznej akcji. Gracze Winnickiego nie bardzo wiedzieli jak przełamać niemoc, w efekcie przed nadjeżdżającą - wprawdzie wolno - Polpharmą uginały im się nogi. Podopieczni Zorana Sretenovicia też nie błyszczeli w ofensywie, dotarcie pod kosz stanowiło niebywale ciężkie zadanie, rotowanie wysokimi zawodnikami niewiele zmieniało, szwankowała również dyspozycja w rzutach za trzy. Przyjezdni w dalszym ciągu wymuszali więc faule, od czasu do czasu wykorzystując lukę w ustawieniu zielono-czarnych. Starogardzianie dzięki temu po raz pierwszy w tych zawodach wyszli na prowadzenie, ale radość nie trwała długo, bo Turów po ponad pięciu minutach niedoli ruszył do kontrataku, trójka Brkicia i agresywne wejścia Thomasa sprawiły, że gospodarze wyszli cało ze sporych opresji.
Brązowi medaliści po powrocie na parkiet spisywali się tragicznie, zwłaszcza w ofensywie, gdzie mieli problem nie tylko ze zdobyciem punktów, lecz przede wszystkim porządnym rozegraniem akcji. Gospodarzy do wykorzystania tej sytuacji nie trzeba było zachęcać, wszak zgorzelczanie zaczęli trafiać i z dystansu, i spod kosza, nadal skutecznie odcinali oponenta od gry blisko kosza. Turów przeważał już nie tylko optycznie, lecz wskazywała na to przewaga, która sięgała nawet 5-7 oczek. Starogardzianie mimo wielu przeciwności nie odpuszczali, co jakiś znajdowali w sobie siły na podryg. Po jednym z nich niemal doszczętnie zniwelowali straty, ale za każdym razem brakowało pójscia za ciosem. Co z tego, że Vaughn, Hicks czy Robert Skibniewski trafiali z dystansu, skoro później brakowało punktów z pola trzech sekund, na linii rzutów osobistych koszykarze SKS meldowali się już znacznie rzadziej. Skutek? Polpharma po trzech kwartach przegrywała 56:61.
Choć strata nie była wcale najmniejsza, to na brak emocji kibice narzekać nie mogli. Turów nie potrafił bowiem znokautować rywala, a Polpharma nie zamierzała tanio sprzedawać skóry, toteż nastroje zmieniały się wielokrotnie. Kociewskie Diabły podjęły walkę, po kolejnym zrywie Hicksa i Vaughna tracili do przeciwnika zaledwie punkt, ale marzenia o triumfie wybili im z głowy Koljević i Brkić, którzy byli niezwykle skuteczni w kluczowych momentach. Gracze Sretenovicia po tym ciosie już się nie podnieśli.
Była to już piąta porażka Farmaceutów w siódmym spotkaniu, ale pierwsze pod wodzą nowego szkoleniowca.
PGE Turów Zgorzelec - Polpharma Starogard Gdański 92:84 (28:22, 12:16, 23:18, 29:28)
PGE Turów: Koljević 17 (3), Thomas 16 (1), Brkić 14 (2), Zigeranović 12, Wysocki 11 (1), Jackson 8, Tomaszek 6, Gabiński 6, Bochno 2, Kuebler 0.
Polpharma: Hicks 23 (4), Vaughn 17 (3), Cielebąk 13 (3), Chanas 7, Mirković 7, Skibniewski 6 (2), Metelski 4, Archibeque 3, Gilmore 3, Szpyrka 1.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?