Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Otrute konie w Niestępowie. Dlaczego sprawca zemścił się na zwierzętach?

Redakcja
Prokurator jest już pewien, że do śmierci koni ze stajni w Niestępowie przyczynił się człowiek. I choć motywy zbrodni mogą być różne - od szaleństwa do zawiści, to trudno będzie znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego sprawca tak okrutnie zemścił się na zwierzętach. Czasem lepiej nie powtarzać słów, które szumią w domach i nikną, gdy na progu pojawia się obcy. Bo to może być tylko plotka, nieprawdziwa, krzywdząca. Ludzie mówią, że słowa wypowiedziane wreszcie ucichną, a zapisane już zostaną.

A jeśli plotka jest prawdą, to co dalej? Kiedy będą dowody, ktoś poniesie karę - tłumaczą. Jak jednak żyć, rozmawiać, spotykać się w sklepie i kościele, gdy dowodów zabraknie?

 

Czytaj: Konie ze Stadniny w Niestępowie otrute? Są wyniki sekcji zwłok

 

Dlatego w Niestępowie, dużej kaszubskiej wsi leżącej zaledwie kilka kilometrów od granic Gdańska, o zabiciu sześciu koni w stajni KOŃ-AK mieszkańcy mówią niechętnie. Albo wcale.

- Tam stała się tragedia - stwierdza krótko ksiądz proboszcz Wiesław Drążek z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Niestępowie. - I dla ludzi, i dla zwierząt. Zostawmy badanie sprawy prokuraturze, nie rozgrzebując ran.

Prokurator Marcin Szreder z Prokuratury Rejonowej w Kartuzach też nabiera wody w usta.

- Mogę tylko powtórzyć to, co już wcześniej przekazałem dziennikarzom: konie zostały celowo uśmiercone - tłumaczy. - Na razie nie będziemy informować o czynnościach prowadzonych w tej sprawie.

 

 

Projekt na życie

Sielsko, spokojnie. Tuż za stajniami, na łące spacerują cztery żurawie, przed chwilą odleciały kaczki. Starsze dziewczyny, uczestniczące we wczasach w siodle wyjechały już w teren. Agnieszka, właścicielka stajni na razie nie ma czasu na rozmowę. Właśnie rozmawia z mężczyzną, który zakłada w stajni monitoring.

- Pięknie tu, prawda? - pyta matka Agnieszki. - W 2002 roku stały w tym miejscu szklarnie... A teraz, proszę popatrzeć. Kryta hala o powierzchni 1500 metrów, nowoczesne, przestronne stajnie, szkółka jeździecka, dobrze zorganizowane jesienią ubiegłego roku Krajowe Zawody we Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego...

Matka wspomina, że Agnieszka miała pięć lat, gdy pierwszy raz wsiadła na konia. Pojechali z mężem i dwiema córkami do Zdunowic, można było tam zafundować dzieciom godzinę jazdy konnej. Mała pokochała konie od pierwszego wejrzenia, z utęsknieniem czekała na kolejne wakacje.

Trenować zaczęła mając 11 lat. W tym samym roku zmarł jej ojciec, a matka musiała wziąć na swoje barki dom i wychowywanie córek. Nie sprzeciwiała się pasji Agnieszki, która jako 16-latka została właścicielką pierwszego konia. Była to Reda - z rasy trakenów, koni wielkich (w kłębie mogą przekraczać 175 cm), twardych, inteligentnych, o spokojnym charakterze, świetnie współpracujących z człowiekiem.  

Jako 19-latka, która dopiero co dostała się na studia ekonomiczne na Uniwersytecie Gdańskim, przekonała matkę - także ekonomistkę - że opłaca się kupić za miastem ziemię, by założyć stajnię. W tym czasie już zdobywała pierwsze nagrody na zawodach jeździeckich.

- Była uparta - przyznaje matka - Tak długo wierciła dziurę w brzuchu, tak długo przedstawiała argumenty i wyliczenia, aż się wreszcie zgodziłam. Początkowo myślałyśmy o ziemi gdzieś na Kaszubach, ale gdy pojawiłyśmy się w Niestępowie, zrozumiałyśmy, że to najodpowiedniejsze miejsce. Siedem kilometrów rowerem z Moreny, naturalne zaplecze Trójmiasta, skąd właśnie tu będą przyjeżdżać ludzie zafascynowani końmi.

 

Inwestycja i załamanie

Zaczęły liczyć własne pieniądze, ewentualne kredyty oraz szansę na dofinansowania. Przygotowały biznesplan. Zaplanowały inwestycje.

- To był projekt długofalowy, na całe życie, wymagający determinacji i rezygnacji z rzeczy mniej przydatnych, na przykład nowego samochodu - wyjaśnia matka właścicielki stajni. - Wyobraziłyśmy sobie, jak to ma wyglądać i doszłyśmy do wniosku, że przy zaplanowanych  inwestycjach, musi kiedyś wreszcie zaprocentować.

Zainwestowały także w siebie. Po zdobyciu tytułu magistra ekonomii Agnieszka ukończyła w Warszawie podyplomowe studia na stopień trenera II klasy w jeździectwie.

Na koniec jeszcze obie - studiując na jednym roku - skończyły podyplomowo pedagogikę w GWSH w Gdańsku. Po to, by móc szkolić instruktorów jazdy konnej oraz prowadzić obozy dla dzieci i młodzieży.

Agnieszka: - Czy się nie bałam? Zawsze człowiek w takiej sytuacji obawia się ryzyka finansowego. Ale uznałam, że skoro konie są tak wielką moją pasją, warto w tę pasję zainwestować.

- Agnieszka to heros - mówi matka.

Wszystko zaczęło się wolno układać. Do stajni wstawiano coraz więcej koni, trenowane tu zawodniczki osiągały sukcesy na zawodach. KOŃ-AK organizował pikniki rodzinne, kolejne imprezy, współpracując m.in. z Kaszubskim Uniwersytetem Ludowym i powiatowymi urzędami  pracy. Agnieszka wyszła za mąż za mieszkającego po sąsiedzku chłopaka. Przed czterema laty urodziła córeczkę.

W maju tego roku jej mąż zginął tragicznie. A pod koniec czerwca ktoś zabił sześć koni.

 

Co tkwi w człowieku?

Na drzwiach stajni wisi plakat, ten sam, który pojawił się przed ponad miesiącem na facebookowej stronie stajni. Czerwone, duże litery przypominają: „Bestialskie morderstwo w Niestępowie! W piątek (24 czerwca) bezwzględny morderca z zimną krwią w okrutny sposób zamordował sześć koni. W wyniku tego czynu swoje ukochane wierzchowce straciły dzieci i nastolatki, które nigdy nie zapomną widoku ich martwych ciał i wszechobecnej krwi w stadninie. Wśród zabitych koni był także mały źrebaczek (...)”.

Niżej - informacja o 22 tysiącach złotych nagrody za wskazanie sprawcy. I numery telefonów na policję.

Tak naprawdę sprawca nie pozostawił zakrwawionych zwierząt. Krew pojawiła się dopiero po wezwaniu weterynarza, który musiał przeprowadzić badania martwych koni.

W czerwcową noc zginęły: Kammenah, Masz, ukochany przez dzieci kucyk Orig, Werdżi, Callanthe i Cyklon. Z czarno-białych zdjęć patrzą ufnie końskie oczy. Najstarszy zabity koń miał osiem lat, najmłodszy kilka miesięcy.

Sprawca wykorzystał fakt, że stajnie nie były na noc zamykane. Terenu nie strzegą także psy.

- Nie mogę dopuścić, by konie się płoszyły - wyjaśnia Agnieszka. - Najważniejsze jest bezpieczeństwo jeźdźców.

Pani Magdalena, której córki trenują w niestępowskiej stajni, właścicielka stojącego tu od dwóch lat konia, nie może spokojnie mówić o wydarzeniach sprzed ponad miesiąca.

- Ten morderca, bo inaczej nie mogę go nazwać, nie tylko bestialsko zamordował konie, ale także zrobił ogromną krzywdę dzieciom! - rzuca ze łzami w oczach. - Dorosły  człowiek jakoś się otrząśnie, ale dzieciaki zapamiętają tę traumę na całe życie. Do tej pory widzę płaczące, obejmujące się dziewczynki, siedzące przed stajnią, które przed chwilą zobaczyły, co się stało. Moja ośmioletnia córka przez wiele następnych dni bała się sama zasypiać. I proszę mi powiedzieć, co tkwi w człowieku, który z sobie tylko znanych powodów zabija bezbronne zwierzę? Szaleństwo?

Agnieszka do dziś chroni przed okrutną prawdą czteroletnią córkę, do której należał kucyk Orig. Mała i tak przeszła w ostatnim czasie zbyt wiele, więc na pytania o Origa mama i babcia odpowiadają, że wyjechał na wakacje. Trzeba będzie jednak w najbliższym czasie przekazać jej niedobrą wiadomość. Dziecko jest mądre, widziało w telewizji migawki z Niestępowa, usłyszało, że konie tu padły. Skojarzy fakty.

Badania przeprowadzone w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach wykazały, że zwierzęta nie padły z przyczyn naturalnych. Doprowadził do tego człowiek, albo przez porażenie prądem elektrycznym, albo przez podanie trucizny.

Niektórzy „koniarze” sugerują , że przyczyną padnięcia koni raczej było zatrucie. Trudno im sobie wyobrazić, że ktoś chodził od konia do konia z elektrodami w rękach i je beznamiętnie zabijał.

Agnieszka zaś mówi, że jeszcze dziś trudno jej uwierzyć w działania z premedytacją.

- Być może sprawca nie chciał zabić koni, liczył, że je jedynie podtruje? - zastanawia się.   

 

Eliminacja

Pozostaje jeszcze pytanie - dlaczego?

- Na pewno nie ma z tym nic wspólnego żaden z pracowników stajni - zaprzecza Michalina, studentka Politechniki Gdańskiej, współpracująca z KOŃ-AK. - Od lat nasza ekipa się nie zmienia, a Agnieszka ze wszystkimi umie się dogadać. Jest konkretna i sprawiedliwa. Zresztą ci, którzy pracują z końmi, krzywdy im nie mogliby zrobić.

Ekipa składa się niemalże z samych kobiet. Stajnie od lat są „babskie” - na koniach jeżdżą głównie dziewczyny.

Wersje o działaniach konkurencji też należałoby wykluczyć. Dramat w Niestępowie wstrząsnął środowiskiem „koniarzy”. Zainteresowanie jazdą konną jest z roku na rok coraz większe, a stajnie nie narzekają na brak klientów. Poza tym każda stajnia ma inny charakter.

Niezadowoleni rodzice? Mało prawdopodobne. To zresztą rodzice dzieci, korzystających ze szkółki jeździeckiej, złożyli się na nagrodę za odnalezienie sprawcy.

- Różne stajnie „przerabiałam”, ale w Niestępowie czujemy się najlepiej - twierdzi  pani Magdalena. - Atmosfera jak w domu, pierwszorzędne zaplecze, przyjeżdżamy tu całymi rodzinami. Babcia lub ciocia na zawody piecze ciasta, spotykamy się na Hubertusie i przy okazji świąt. Agnieszka naprawdę poświęca bardzo dużo dzieciom. Intensywnie z nimi pracuje, więc widać efekty. Nawet ci, którzy postanawiają zmienić stajnię, po jakimś czasie wracają.  

- Mam ostry charakter - przyznaje Agnieszka. - Ważne jest dla mnie osiągniecie celu, wynik. Chciałabym, żeby moje zawodniczki zawsze znalazły się w pierwszej dziesiątce. Jeśli jednak ktoś chce jeździć rekreacyjnie, to też jest mile widziany.

Więc kto to zrobił? Być może śladów trzeba szukać na portalach internetowych, gdzie pojawiają się nienawistne wpisy pod adresem właścicielki stajni. Czy jednak za łatwo wpisywanymi słowami mogłyby pójść także czyny?

Ostatnio pojawiają się SMS-y wysyłane na telefon stajni. Ktoś proponuje, że za niższą kwotę przekaże film lub informację pozwalające ustalić sprawcę. Dlaczego nie zgłosił się na policję, gdzie czeka o wiele wyższa nagroda? Może to oszust?

Pozostają jeszcze wiejskie plotki, ale nikt oficjalnie, w tym także prokurator, nie chce ich komentować. Mamy czekać na wyniki śledztwa.

 

Zagryzie zęby i robi swoje

Straty są bardzo duże - według różnych źródeł od 150 do 200 tys. złotych. Trzy konie należały do Agnieszki, trzy do klientów z zewnątrz. Natychmiast po tragedii ze stajni wyjechało osiem prywatnych koni, zabranych przez przerażonych właścicieli. Potem część z nich wróciła. Ale nie wszystkie.

Agnieszka, która organizuje latem wakacje w siodle dla dzieci i młodzieży, musiała więc pożyczyć konie. Spłaca też kredyty, zaciągnięte jeszcze wspólnie z mężem na zakup maszyn rolniczych. Walczy o przetrwanie.

Na stronie internetowej stajni podziękowała za wsparcie w ciężkich chwilach. Zacytowała Goethego: „Nie chodzi więc o to, czy ktoś jest słaby, czy silny, tylko - czy może przetrwać miarę swojego cierpienia, moralnego czy fizycznego”.

- To twarda kobieta - mówi Michalina. - Zagryza zęby i robi swoje.

Codziennie wstaje rano, idzie do stajni. Siodła Wendhettę. Kiedy Wendhetta przyszła na świat, była tak duża, że nie dała rady schylając się pić mleka matki. Agnieszka karmiła ja butelką. Dziś trakenka mierzy 174 centymetry w kłębie i góruje nad drobną kobietą.   

Patrzę, jak na padoku koń i człowiek płynnie pokonują przeszkody.

 

Dorota Abramowicz

[email protected]

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki