Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia szansa na polowanie na łososie i trocie przed okresem ochronnym

Ziemowit Dziadoń
Jesienna troć ze Słupi.
Jesienna troć ze Słupi. Antoni Mielnicki
Na wstępie, dla jasności: wiem doskonale, że to dość nietypowa pora na łowienie łososi i troci w nadmorskich "górskich" rzekach, ale jednocześnie jest to najwyższa pora na ostatnie polowanie przed okresem ochronnym tych ryb. Później - jak wiadomo, trzy miesiące oczekiwania przed Wielkim Trociowym Świętem...

No a w Nowy Rok się zacznie. Jedni będą leczyć posylwestrowego kaca, inni wyroją się nad pomorskie rzeki - nad Słupię, nad Redę, nad Łebę czy Łupawę w końcu, najzagorzalsi łowcy pojadą aż nad Regę i Parsętę - Królową Troci, szczęścia będą próbować wiślani wędkarze. To za cztery miesiące z kawałkiem - ale idę z każdym o gruby zakład, że zleci szybciej, niż można policzyć łuski na troci...

Ale na razie mamy ostatnie pięć tygodni na ostatnie w tym roku próby. Nie liczmy wszakże na Bóg wie jakie sukcesy, bo rybom bardziej tarło w głowie niż zapasy z wędkarzami, ale spróbować warto. Gwoli więc przypomnienia - kilka podstawowych zasad, mogących pomóc w odniesieniu sukcesu.

Jak już na wstępie wspomniałem, najczęściej odwiedzanymi przez łowców salmonidów rejonami są brzegi pomorskich rzek. Łączy je z pewnością wiele cech: kręty, meandrujący bieg, wartki nurt, mnogość zaczepów i zawad, no i oczywiście - zmora wszystkich spinningistów - gęsto porośnięte brzegi. To naprawdę koszmar, jeśli wypatrzymy pyszną miejscówkę - ale dostępu do niej bronią jakieś straszliwe krzaczory, chaszcze, oczerety, kiedy dotarcie do miejsca, gdzie w miarę swobodnie można zamachnąć się kijem, wymaga skomplikowanych, akrobatycznych wręcz ewolucji.

Jest na to oczywiście sposób: spinning nie powinien być dłuższy niż 2,5 metra, najlepiej o akcji szczytowej, pomagającej w celnych rzutach. Wytrawni trociarze bardzo sobie cenią kije Abu Garcia, ale każdy będzie dobry, jeśli spełnia takie wymagania. W mniejszych, płytszych rzekach nieocenione będą wodery - ale odradzam komukolwiek wchodzenie w nich np. do Słupi - wyprawa może skończyć się tragicznie. Trzeba pamiętać, że nawet niewielkie rzeki mają niezwykle silny nurt, który bardzo łatwo może zbić z nóg wędkarza. Nie bez kozery pomorskie rzeki noszą nazwę wód górskich.

Wybór kołowrotka nie powinien stanowić większego problemu. Zasada jest prosta: mechanizm musi być precyzyjny, ale nie delikatny. Finezyjne "kręciołki" lepiej zostawić w domu. Na szczęście druga połowa września to nie środek zimy, a więc warunki nie są ekstremalne, zatem odpada odwieczny zimowy dylemat wyboru: plecionka czy żyłka. I jedna, i druga ma wady i zalety. Zwolennicy żyłki twierdzą, że plecionka w ujemnych temperaturach nasiąka wodą i zamarza, niszcząc przelotki, kołowrotek i wręcz uniemożliwiając łowienie.

"Plecionkarze" z kolei argumentują, że przy tej samej średnicy żyłka jest dużo słabsza, sztywnieje na mrozie - i, co najgorsze, wykazuje tzw. efekt pamięci - skręca się w spiralę, odzwierciedlając układ zwojów na szpuli kołowrotka, a to z kolei prowadzi do jej splątywania się i tworzenia "brody". Plecionka, mimo że droższa, wytrzymuje nawet kilka sezonów, nie starzeje się i nie rozciąga. Na szczęście o tej porze roku oba rozwiązania wydają się alternatywnie równorzędne, tak więc pozostawiam rozważenie wszystkich za i przeciw według własnych upodobań.

Na końcu żyłki - lub plecionki - dowiązujemy koniecznie przypon: stalowy w oplocie nylonowym, wolframowy lub kevlarowy - i teraz znowu zagwozdka! Przynęt jest bez liku, producenci prześcigają się w nowych wzorach i kolorach. Wyznając jednak zasadę, że dobre to, co sprawdzone, bez najmniejszych wątpliwości i z czystym sumieniem polecam słynne wahadłowe karlinki. Ta niezwykle łowna blacha od lat bije na głowę inne przynęty, nieustannie dowodząc, że sukces często leży w prostocie. Karlinki bywają w różnych kolorach, ale najlepiej w trociowo-łososiowych polowaniach sprawdzają się te o barwie mosiądzu. Dobre efekty przynosi biczowanie wody wirówkami. To przynęty stworzone do połowów rzecznych, w bystrym nurcie.

Agresywne barwy - zielone i pomarańczowe jarzeniówki - są w stanie skusić najbardziej ospałą rybę. Skrzydełka srebrne i złote oraz coraz popularniejsze holo - to rozwiązanie warte rozważenia. Kolejny rodzaj wabików to oczywiście woblery. Tu również królują barwy ostre, a mocno pracujący korpus na pewno zainteresuje łakomą troć. Woblery mają jedną, niestety, wadę: ich cena jest relatywnie wysoka, jeśli weźmiemy pod uwagę częstotliwość zaczepów. Dwu-, trzykrotnie wyższa cena w porównaniu z błystkami skłania do zastanowienia, czy skórka warta jest wyprawki. Strata blachy to koszt kilku złotych, zerwanie woblera - to już wydatek kilkunastu lub kilkudziesięciu złotówek. Ostatnią grupą przynęt są wszelkiej maści gumy na jigowych główkach. Mają zaletę: są tanie, ale i wadę: są stosunkowo mało łowne.

I to z grubsza wszystko. Wypada sobie tylko życzyć, żeby ta końcówka sierpnia i wrzesień przyniosły jakieś efekty. Ale efektów nie ma bez prób. Zatem ja - spróbuję na pewno.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki