Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O Westerplatte na dwa głosy

dr Jan Szkudlińsk Marek Adamkowicz
Piotr Hukało
Redaktor Marek Adamkowicz wypowiedział się o przygotowanym przez Muzeum II Wojny Światowej serwisie internetowym westerplatte1939.pl, że fałszuje historię. To najpoważniejszy zarzut, jaki może dotknąć historyka. Nie wypowiada się tak surowych sądów bez dowodów. Tych jednak brak.

Lektura opinii red. Adamkowicza („Dziennik Bałtycki” z 7 września 2015 r., s. 16) na temat stworzonego przez Muzeum II Wojny Światowej serwisu westerplatte1939.pl jest ciekawą lekcją rozumienia. Zastanawiając się nad sposobem myślenia autora tej opinii, można zrozumieć, że pozbawiony codziennego kontaktu z młodzieżą szkolną dziennikarz ma odmienne przeświadczenia co do stopnia szczegółowości treści, jakie zawarte być winny w tego rodzaju serwisach. Można zrozumieć też chęć zaprezentowania posiadanej wiedzy na temat jakiegoś zagadnienia - tak chyba należy postrzegać przytoczenie przez red. Adamkowicza kilku wydarzeń z długich dziejów Westerplatte i rozbudowanie ich o kilkadziesiąt znanych specjalistom detali.

Można zrozumieć charakterystyczne dla pasjonata przekonanie, że przekazanie posiadanej wiedzy przy każdej możliwej okazji i każdemu jest absolutnie konieczne. Można zrozumieć, że red. Adamkowicz doświadczenie w tworzeniu narracji muzealnej ma nikłe i po prostu nie zdaje sobie sprawy, ile treści przeciętna osoba, mająca jedynie okazjonalnie do czynienia z historią, jest w stanie przyswoić, zanim liczba detali ją znudzi. Można zrozumieć, że w dzisiejszych czasach dla zachowania „wyrazistości” należy spojrzeć nelsonowskim ślepym okiem na dostępne poprzez serwis nagrania wspomnień Westerplatczyków, na zamieszczone w nim nieznane dotychczas zdjęcia Westerplatte czy na przystępnie zaprezentowaną animację przebiegu obrony. Można z trudem zrozumieć, że dla red. Adamkowicza informacja o ostatniej jakoby książce czytanej przez Jana Pawła II zdaje się ważyć tyle samo, co ponadczasowe przesłanie papieża Polaka z 1987 r. Można nawet zrozumieć, że red. Adamkowicz uważa za zasadne przypominanie w kontekście Westerplatte jakże obfitującego w rzeczywiste fałszowanie historii serialu „Czterej pancerni i pies”. Wszystko to przy pewnej dozie dobrej woli zrozumieć można.

Nie można jednakże przejść do porządku dziennego nad stwierdzeniem (podkreślonym na pierwszej stronie „Dziennika Bałtyckiego”), że ten serwis, stworzony przez odpowiedzialnie pojmujących swe zadania historyków i osoby dążące do upowszechniania wiedzy o historii Westerplatte w sposób strawny nie tylko dla specjalistów i pasjonatów, „fałszuje” historię Westerplatte. Krytyka jest rzeczą cenną i pożądaną, gdyż to dzięki krytyce często następuje postęp. Tylko człowiek bezczynny błędów nie popełnia, dlatego słuszną krytykę zawsze jesteśmy gotowi przyjąć i za wytknięcie drobnych potknięć w opisie osiemnasto- i dziewiętnastowiecznych dziejów Westerplatte jesteśmy red. Adamkowiczowi wdzięczni. Jednakże i od autora krytyki wymaga się rzetelności, obiektywizmu i zwykłej uczciwości w formułowaniu zarzutów. Serwis internetowy westerplatte1939.pl nie rości sobie pretensji bycia dziełem naukowym. Nie uważamy za celowe umieszczania w nim skomplikowanych analiz wpływu poszczególnych publikacji czy dzieł na zbiorową pamięć o Westerplatte czy drobiazgowego opisu procesów, które doprowadziły do utworzenia Wojskowej Składnicy Tranzytowej akurat w tym miejscu.

Serwis pozwala laikom na uzyskanie podstawowej wiedzy, zbiera liczne rozproszone dotychczas materiały ilustracyjne, umożliwia dostęp do nagranych wspomnień Westerplat- czyków, pozwala zapoznać się z ogólnym przebiegiem obrony Westerplatte. W ten sposób serwis tworzy solidną podstawę, zupełnie wystarczającą dla większości zainteresowanych. Jest rzeczą oczywistą, że cały szereg faktów i osób z bogatej historii Westerplatte w serwisie się nie znalazł, ale nie jest to żadne „fałszowanie historii”, ale dostosowanie objętości serwisu do oczekiwań współczesnego odbiorcy niezainteresowanego na co dzień przeszłością. Ci, którzy chcą pogłębić swoją wiedzę, oby było ich jak najwięcej!, sięgną do rzetelnych publikacji, których wybór w serwisie zamieściliśmy. Nawet jeśli red. Adamkowicz przez wyostrzanie swoich stwierdzeń stara się zwiększyć atrakcyjność swoich tekstów, są pewne przyjęte w dyskursie publicznym granice przyzwoitości, których przekraczać nie wypada.

dr Jan Szkudliński, pracownik Muzeum II Wojny Światowej, współautor serwisu

Polemika
Głos w sprawie tekstu Marka Adamkowicza „Westerplatte źle opisane” z „Dziennika Bałtyckiego” z 7 września br.

Odpowiedź redaktora. Zawsze jest czas, żeby się dokształcić

Komentarz dr. Jana Szkudlińskiego do tekstu o serwisie westerplatte1939.pl przeczytałem z zainteresowaniem. Niestety, lektura rozczarowała, chociaż zaskoczeniem nie była.

Nie od dziś wiadomo, że kiedy w dyskusji brakuje argumentów, zostaje podważanie wiedzy i kompetencji adwersarza. Można też braki merytoryczne sprowadzać do rangi „drobiazgów” lub przekonywać, że są one zbyt szczegółowe i niewarte wzmianki. Na szczęście jestem w o tyle dogodnej sytuacji, że posiadam stosowne wykształcenie bądź doświadczenie (pedagogiczne, historyczne, redaktorskie i literackie), by właściwie rozpoznać i ocenić ułomność takiego tworu jak serwis westerplatte1939.pl. Piszę o tym z pewnym skrępowaniem, gdyż zamiast dyskutować o istocie problemu, muszę - w odpowiedzi na zarzuty - zapewniać, że wiem, jaka jest percepcja młodzieży, a także, że znam doskonale zasady budowania narracji muzealnej, tudzież że wiem, na czym polega specyfika działalności muzealnej - poznałem ją od kuchni. To właśnie przez zainteresowania tą tematyką dr Szkudliński musiał nieco poczekać na publikację swojego komentarza do artykułu i moją nań odpowiedź. Tak się bowiem złożyło, że w ostatnich dniach odbywałem podróż studyjną po muzeach niemieckich i polskich, aby być na bieżąco z trendami dotyczącymi ekspozycji. Słowem, zarzuty Jana Szkudlińskiego nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. (Prawdziwy pech, panie doktorze).

Podpierając się wieloletnim doświadczeniami, pozwolę sobie zatem powtórzyć: zaprezentowana w serwisie historia Westerplatte, nawet przy zastosowaniu uproszczeń, pokazuje zafałszowany obraz przeszłości. Doktor Szkudliński próbuje to marginalizować, mówiąc o braku dowodów. Dowodem niech będzie zbycie milczeniem walk z roku 1734, co w zestawieniu z faktem, że pierwszą umieszczoną na osi czasu datą jest rok 1745 (do czego to nawiązanie?) wskazuje, że pominięto w narracji jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach miejsca, o którym mówimy. Może Jan Szkudliński ma mgliste pojęcie o wieku XVIII, chcę jednak wierzyć, że wyniósł ze studiów choćby podstawową wiedzę na temat wojny o sukcesję polską i wie, jakie znaczenie dla dalszych wypadków miało ówczesne oblężenie Gdańska, tudzież dlaczego określiło ono losy Rzeczypospolitej na kolejne, co najmniej, 30 lat. Twierdzenie, że jest to epizod nie- wart wzmianki jest o tyle dziwne, że pamięć o tym wydarzeniu jest podtrzymywana właśnie na półwyspie. Wystarczy wspomnieć obecność rekonstruktorów z Garnizonu Gdańsk, którzy ledwie kilka dni temu uatrakcyjniali 53 Bieg Westerplatte, pokazując, jak wyglądali żołnierze walczący na tym terenie 281 lat temu. Szkoda, że ich obecność nijak nie pasuje do - podobno - rzetelnego serwisu.

W liście Jana Szkudlińskiego kilkakrotnie pojawia się zarzut, że zamieszczenie kolejnych informacji prowadziłoby do znudzenia odbiorcy zbyt dużą liczbą detali. Ten tok rozumowania wskazuje, że choć Jan Szkudliński jest historykiem młodego pokolenia, to zdążył dołączyć mentalnie do pokolenia Aleksandra Gieysztora czy nawet Szymona Askenazego, którzy, z całym szacunkiem dla ich dokonań, mieli prawo nie wiedzieć, jakie możliwości poznawcze daje internet. Zasłanianie się obawą przed rzekomym nadmiarem informacji sugeruje, że Jan Szkudliński postrzega serwis jako coś, co powinno się czytać za jednym posiedzeniem, od początku do końca, zamiast zaglądać do niego w dogodnej chwili, aby wydobyć z niego to, co odbiorcę akurat interesuje. No, chyba że dr Szkudliński uważa, że internauta to ktoś na miarę Chucka Norrisa, który - jak to w znanym żarcie - podobno przeczytał cały internet i to dwa razy, więc z takim samym zacięciem będzie studiował serwis.

Podsumowując sprawę przyznam, że źle się stało, iż dr Szkudliński sprowadził dyskusję na poziom personalny. Gdyby prowadzić konwersację na takiej płaszczyźnie, trzeba by przypomnieć, że już wcześniej, przy okazji renowacji tablic na Westerplatte, praca Jana Szkudlińskiego wzbudzała krytyczne, niekiedy wręcz skrajne, oceny. Osoby zainteresowane bez trudu znajdą szczegóły w internecie - wystarczy wpisać w wyszukiwarkę nazwisko gdańskiego historyka. Osobiście dystansuję się od radykalnych opinii, wiem bowiem, że Jan Szkudliński jest historykiem młodym i wciąż głodnym wiedzy. Dlatego, jako starszy kolega po fachu, zapraszam do redakcji. Chętnie doradzę, podzielę się wiedzą. Dla prawdziwego historyka nie jest wstydem wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, żeby poszerzyć swoje horyzonty.

Marek Adamkowicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki