Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy kryminał Krzysztofa Bochusa z akcją w Wolnym Mieście Gdańsku

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
O zbrodni w Wolnym Mieście Gdańsku i bohaterze, który wreszcie wychodzi z cienia – rozmowa z Krzysztofem Bochusem, autorem „Wachmistrza”, kryminału, który właśnie ukazał się na rynku.

„To nieprawda, że wachmistrz nie potrafi wybaczać. Potrafi. Gdy przeciwnika chowają do ziemi.” To wymowne zdanie możemy wyczytać na okładce pana najnowszej powieści, pt. „Wachmistrz”.
To zdanie dobrze oddaje filozofię bohatera mojej książki, wachmistrza Kukulki z Kripo. Pragnąłem odpowiednio uhonorować wachmistrza: lojalnego do bólu, bezkompromisowego pomocnika radcy Abella, znanego już czytelnikom z serii kryminałów retro. W ten sposób powstała oddzielna fabuła, w której wachmistrz wychodzi wreszcie z cienia. I to on jest spiritus movens całej fabuły, a jego postać: niejednoznaczna i okryta mrokami tajemnicy, staje w samym centrum dramatycznych wydarzeń. Akcja zawiązuje się w grudniu 1929. W Wolnym Mieście Gdańsku bez śladu znikają młode, atrakcyjne kobiety. Wszystkie są biedne i pochodzą z nizin społecznych. To pierwsze, wspólne śledztwo Kukulki i Abella. Obaj policjanci są tak różni od siebie, jak woda i ogień. Pojawią się podejrzenia, zdrada, pierwsza przelana krew. I tajemnica, zatruwająca życie wielkiego miasta. Śledztwo idzie jak po grudzie. A demoniczny przeciwnik wyprzedza wszystkie ruchy policji…

Najpierw była bestsellerowa tetraloga, której bohaterem był radca Abell. Ale "Wachmistrz" to chyba najbardziej mroczna z pana powieści.
„Wachmistrz” opowiada zupełnie odrębną historię. To swoiste literackie preludium do późniejszej chronologicznie tetralogii z radcą Abellem, dobrze znanej czytelnikom z Pomorza. Miejscem akcji jest moje ulubione Wolne Miasto Gdańsk, w książce pojawi się także sam Abell i inne opisywane później postacie. Literackie uniwersum znane z moich wcześniejszych retro kryminałów, pozostaje więc takie samo. Ale centralną postacią intrygi kryminalnej jest tym razem właśnie Kukulka.

W jednym z wywiadów nazwał pan swojego bohatera „brudnym Harrym” z Wolnego Miasta Gdańska…
To tylko barwne porównanie i wyraźny skrót myślowy, ale chyba się broni… W moich wcześniejszych książkach z serii retro Kukulka był kimś w rodzaju alter ego radcy Abella. Zawsze odgrywał istotną rolę w śledztwach prowadzonych przez charyzmatycznego radcę, ale pozostawał na drugim planie. Doszedłem do wniosku, że najwyższy czas to zmienić. Inspiracja wyszła zresztą od samych czytelników, którzy domagali się, aby Kukulka przemówił własnym głosem.

Dlaczego Kukulka?
Sam zastanawiałem się, dlaczego właśnie ta postać tak zapadła czytelnikom w pamięć i doszedłem do wniosku, że stało się to z kilku powodów. Przede wszystkim w postaci wachmistrza tkwił olbrzymi, niewykorzystany w pełni potencjał fabularny. Mój bohater żyje w epoce, kiedy stosunkowo łatwo i niejako instynktownie można było odróżnić dobro od zła. Ma twarde pięści i skłonność do szybkiego wymierzania sprawiedliwości – bez oglądania się na prawne ograniczenia i paragrafy. Potrafi być brutalny, uważa, że na siłę należy odpowiadać siłą, bo to jedyny język, który rozumieją przestępcy. Nie ma skrupułów. Bez pardonu sięga po metody, które prowadzą szybciej do celu. Wyznaje zasadę, przejętą od swego patrona, że wina wymaga kary i z żelazną konsekwencją wciela ją w życie. Porównanie do „Brudnego Harry' ego” ma więc jakiś sens, z zastrzeżeniem, że to postać przeniesiona pół wieku wstecz w zupełnie inną epokę i odmienne realia społeczne. Poza tym sądzę, że Kukulka zaspokaja drzemiącą w nas potrzebę triumfu dobra nad złem, w jej ludycznej i nieskomplikowanej formie. A przecież zło, zarówno wtedy, jak i dzisiaj, nigdy nie było zerojedynkowe. Co więcej, bardzo często wygrywa z dobrem i to na wielu płaszczyznach. Uprawnione jest więc powiedzenie, że literatura kryminalna – chociaż to tylko rozrywka – jest w jakim sensie odzwierciedleniem rzeczywistości. Nigdy nie ukrywałem, że zawsze fascynowała mnie ta swoista dychotomia, odwieczna i ciągle nierozstrzygnięta walka pomiędzy światem jasności i ciemności. To dlatego w moich powieściach z reguły nie ma happy endów, a dobro nie zawsze zwycięża.

Przenosi pan czytelników do szczególnie dramatycznych czasów – tuż przed Wielkim Kryzysem z lat 30. ubiegłego wieku, który nam kojarzyć się może z obecną traumą społeczną wywołaną przez Covid -19. To był świadomy zabieg?
Rzeczywiście, szukałem jakiejś kotwicy, która w sensie emocjonalnym spięłaby tamto dramatyczne doświadczenie społeczne z pandemiczną traumą, którą przeżywamy obecnie. Przy wszystkich oczywistych różnicach, przeżywamy przecież obecnie swoiste déja vu. Stary świat odchodzi w przeszłość. Nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Rodzą się nastroje katastroficzne, powszechna jest niepewność jutra, lęk o przyszłość własną i rodziny czy szerzej, o los całej planety. Tak więc w jakim sensie – poza fabułą kryminalną – „Wachmistrz” to opowieść o agonii pewnej epoki, końcu czasu już oswojonego i dobrze znanego. Świta nowa era, nieopisana jeszcze i amorficzna, ale nikt nie zna formatu tej epoki, która dopiero wykluje się z otaczającego nas nieszczęścia.

Ale to przede wszystkim rasowy, bardzo mroczny kryminał.
Oczywiście, nigdy nie ukrywałem, że moją ambicją jest oddawanie w ręce czytelników dobrze opowiedzianych, wciągających historii. To mój podstawowy cel. Powieść jest gęsta, miejscami brutalna, podobnie jak czasy, które opisuje. Giną bez śladu młode kobiety, śledztwo się komplikuje, pierwsze tropy prowadza donikąd. Zagadka jest wielopiętrowa, wymaga od obu policjantów konfrontacji z własną przeszłością. Aby ją rozwiązać, muszą dotrzeć do granic własnych możliwości. Prowadzą swoje śledztwo w portowych zaułkach, podziemnych kazamatach i klasztornych murach pamiętających czasy krzyżackie. Gdańsk jest w tej powieści nieoczywisty, czarny, atawistyczny i żarłoczny zarazem. Czytelnik może spodziewać się akcji pełnej niespodziewanych zmian sytuacji, ukazywanej z różnych perspektyw i punktów widzenia. W „Wachmistrzu” starałem się stworzyć nastrój pewnego napięcia i niepokoju, który charakterystyczny jest dla powieści typu noir. W ten sposób powstała książka, w której czytelnicy odnajdą moje ulubione motywy: złożone zagadki kryminalne i kody dla wtajemniczonych, mroczne klimaty i dbałość o realia epoki, maniakalne zbrodnie i wielopiętrowe spiski, mordercze namiętności i chore fascynacje… Mogę tylko - w przeddzień premiery - żywić nadzieję, że uda mi się trafić do serc i umysłów czytelników. Liczę też na to, że zakończenie książki okaże się dla wielu prawdziwym zaskoczeniem.

Pieczołowicie odtwarza pan realia epoki. Czy w „Wachmistrzu” mamy do czynienia wyłącznie z fikcją literacką, czy też odnajdziemy tam refleks wydarzeń historycznych?
Staram się w fabułę swoich powieści wplatać autentyczne postaci i fakty. Mam wrażenie, że czytelnicy doceniają ten trud, a ten zabieg uwiarygadnia całość powieści. Dlatego taką wagę przykładam do ukazywania topografii, detali architektonicznych i realiów społecznych Wolnego Miasta Gdańska, choć oczywiście to tylko literatura piękna, a nie bedeker turystyczny. Zapraszam moich czytelników do odbycia swoistej wyprawy w czasie. Nawet jeśli to tylko literacki hologram, to jednak przybliża nam on dawne obrazy, smaki i zapachy. Emblematami tego świata są prawdziwe domy, ulice i knajpy z ich wiernie odtworzonym wyglądem i klimatem. Starałem się, aby nawet menu w restauracji, w której stołuje się Kukulka, było autentyczne, odtworzone z dawnych gazet i jadłospisów. Oczywiście, nie mogę zdradzić zbyt wiele. Zapewniam jednak, że i tym razem fikcja literacka spotka się na kartach powieści z prawdziwymi zdarzeniami, które rzeczywiście odcisnęły swoje piętno i to sposób dramatyczny na losach wielu ludzi.

Bardzo pozytywnego blurba do pana książki napisał Bernard Minier, mistrz francuskiego kryminału. "Doskonały głos na europejskiej scenie kryminalnej. Pomiędzy Blaszanym bębenkiem Guntera Grassa, a Nocą generałów Anatole' a Litvaka. Brawo, maestro" - tak brzmi jego wpis.
Jestem dumny i szczęśliwy, że okładkę „Wachmistrza” opromienia tak wielkie nazwisko. Skarpa Warszawska, która jest moim wydawcą i znała moją atencję dla francuskiego mistrza, zadała sobie wiele trudu, aby dotrzeć do tego pisarza i zwrócić jego uwagę na „Wachmistrza”. Osobiście bardzo cenię Miniera za styl, perfekcyjny język i umiejętność stwarzania klimatu w jego powieściach. Wielkie dzięki, mistrzu Bernardzie!
Wypracowałem swój własny styl i cieszę się, że został on nie tylko zauważony, ale i zaakceptowany przez odbiorców. Co ważne: robię to, co lubię. A pisanie nadało nowy sens mojemu życiu, dlatego staram się to robić jak najlepiej, niespiesznie, szlifując swoje teksty, dbając o formę i jakość. Bardzo szanuję swoich czytelników. Reszta w ich rękach. I na koniec jeszcze jedno. Bardzo zależy mi na dobrym odbiorze mojej książki właśnie w Trójmieście. Uwielbiam tę aglomerację. Od lat jestem warszawskim słoikiem, ale w sensie mentalnym nigdy nie wyprowadziłem się z Gdańska.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki