Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa ligowa rzeczywistość, czyli Asseco Prokom i Trefl muszą mocno bić się o finał

Paweł Durkiewicz
Przemek Świderski
Kibice koszykówki w Trójmieście nie będą mile wspominać ostatniego weekendu. Co prawda gdyński Start zdołał wymęczyć u siebie wygraną z Kotwicą Kołobrzeg, jednak dużo istotniejsze starcia rozegrały się w innych halach. W sobotę mistrzowie z Asseco Prokomu dali się upokorzyć drużynie PGE Turowa Zgorzelec, a dzień później sopocki Trefl poniósł swoje pierwszą w ligowym sezonie domową porażkę - z naszpikowanym gwiazdami Stelmetem Zielona Góra. Szokujące niespodzianki? Wielkie rozczarowania? Nic z tych rzeczy - taka jest nowa rzeczywistość. W obu spotkaniach goście z południowego zachodu udowodnili, że są po prostu silniejsi.

W starciu z liderem rozgrywek do poczynań koszykarzy Asseco Prokomu wprost idealnie pasowało określenie "walenie głową w mur". Gdynianie zaczęli od dwóch celnych rzutów wolnych obchodzącego akurat urodziny Łukasza Koszarka. Chwilę potem Turów przejął prowadzenie i... nie oddał go już do końca meczu. Pod koniec czwartej kwarty przyjezdni wygrywali nawet 21 punktami. Ostatecznie zwyciężyli 90:77, bo w ostatnich minutach Jerel Blassingame postanowił upiększyć swoje statystyki, widząc że wynik jest już rozstrzygnięty a rywal - rozluźniony. We wcześniejszych fragmentach meczu amerykański lider Prokomu prezentował się fatalnie. - Wygrała drużyna lepsza - skwitował, nie bez racji, Andrzej Adamek, trener gdynian. Szkoleniowiec, który w poprzednim sezonie poprowadził zespół do mistrzostwa, ma przed sobą nie lada zagwozdkę -jedyne co łączy obecny Asseco Prokom z drużyną, która w czerwcu zeszłego roku świętowała wygranie ligi, to ten sam model strojów i kilka znajomych twarzy. Pod względem jakości gry, boiskowego entuzjazmu i energii, o żadnym porównaniu nie może być mowy. Na tym etapie wyścigu o prymat w Tauron Basket Lidze Turów jest daleko przed obrońcami tytułu, którzy chwilowo wypadli z trasy i starają się na nią wrócić.

Asseco Prokom słabszy od Turowa

Największym faworytem ekstraklasy wydaje się jednak zielonogórski Stelmet. Klub z Winnego Grodu w obecnych, kryzysowych realiach naszej ligi wygląda jak wzięty z innej bajki. Dobre wyniki w rozgrywkach europejskich, pozytywna atmosfera wokół zespołu, brak jakichkolwiek problemów finansowych i wreszcie koszykarze prezentujący naprawdę wysoki poziom. W niedzielę Stelmet po kapitalnym widowisku pokonał po dogrywce Trefl 108:106, zdobywając Ergo Arenę jako pierwsza drużyna w ligowym sezonie.

- Gra w końcówce przy tym wyniku to była już taka rosyjska ruletka i niestety to my dostaliśmy dziś kulkę w łeb - skomentował nieszablonowo mecz trener żółto-czarnych Mariusz Niedbalski. O ile końcowy rezultat i przebieg wyniku może potwierdzać słowa szkoleniowca, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w serii play-off Trefl nie miałby z brązowymi medalistami poprzednich rozgrywek żadnych szans.

Ryszard Krauze prezesem Asseco Prokomu

Po pierwsze - w grze Stelmetu widać dużo większe rezerwy. Dość powiedzieć, że bez punktów mecz zakończył skrzydłowy Quinton Hosley, który w polskich warunkach jest niekwestionowaną gwiazdą, zdolną wygrywać mecze w pojedynkę - tak, jak kiedyś czynił to jego rodak, Qyntel Woods. Tak słabego występu nie powtórzy chyba do końca kariery. Po drugie -nie ulega wątpliwości, że w decydującej fazie sezonu zielonogórzanie będą jeszcze silniejsi kadrowo. Władze lubuskiego klubu już od dawna szukają solidnych wzmocnień (w listopadzie byli już bliscy wyjęcia z Sopotu Filipa Dylewicza), a znając ich możliwości, skład zasili nietuzinkowy koszykarz lub koszykarze.

Co innego w Treflu. Tu potrzeby są jeszcze większe. W zespole brakuje dobrego strzelca, który zastąpiłby Przemysława Zamojskiego, przydałby się też solidny środkowy. Obecnie w Sopocie pod koszem występują Sime Spralja i Kurt Looby, jednak w najtrudniejszych meczach obaj na ogół zawodzą. Po takich korektach w kadrze żółto-czarni mieliby prawo znów marzyć o mistrzostwie, tyle tylko że... środków na transfery na razie nie widać.

Trefl Sopot po dogrywce gorszy od Stelmetu

- Myślę, że jesteśmy w stanie znów być w finale, choć trzeba przyznać, że w tej chwili Stelmet i Turów są od nas w lepszej formie - ocenił po meczu Adam Waczyński, skrzydłowy Trefla, który w niedzielę zdobył 24 punkty.

Gdyby więc pokusić się o prognozę przebiegu walki o mistrzostwo na podstawie obecnej sytuacji, w finale TBL mogłoby po raz pierwszy od 12 lat (!) zabraknąć drużyny z Trójmiasta. Na szczęście do decydujących rozstrzygnięć pozostało jeszcze sporo czasu - w rundzie zasadniczej pozostało jeszcze 6 kolejek, a przed fazą play-off czeka nas jeszcze drugi etap, w którym ligowa stawka, podzielona na dwie "szóstki" rozegra między sobą 10 dodatkowych kolejek. Okienko transferowe w lidze koszykarzy zamknie się w tym sezonie wyjątkowo późno, bo dopiero na początku kwietnia. Przez ten czas kluby z Gdyni i Sopotu muszą wykonać dużą pracę i podjąć kilka mądrych decyzji. Inaczej, w najlepszym wypadku, Asseco Prokom i Trefl zagrają o medal. Brązowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki