Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największy sukces Arki. 35 lat temu zespół z Gdyni zdobył Puchar Polski

Janusz Woźniak
To właśnie ta ekipa, bodaj najsilniejsza w dziejach Arki, 35 lat temu sięgnęła po Puchar Polski.  Pierwszy z prawej - trener Czesław Boguszewicz
To właśnie ta ekipa, bodaj najsilniejsza w dziejach Arki, 35 lat temu sięgnęła po Puchar Polski. Pierwszy z prawej - trener Czesław Boguszewicz ze zbiorów Czesława Boguszewicza
Dokładnie 35 lat temu, 9 maja 1979 roku w Lublinie, piłkarze Arki w finałowym meczu Pucharu Polski pokonali Wisłę Kraków 2:1. To do dzisiaj największy sukces w historii żółto-niebieskich.

Zachmurzone niebo nad Lublinem, wypełniony po brzegi stadion miejscowego Motoru, na trybunach kilka tysięcy kibiców z Gdyni. W takich warunkach Arka Gdynia i Wisła Kraków rozegrały w środę, 9 maja 1979 roku jubileuszowy 25 finałowy mecz Pucharu Polski. Żółto-niebiescy nie byli faworytami, ale to oni po 90 minutach gry wywalczyli najcenniejsze, jak dotychczas trofeum w 85-letniej już historii klubu.

W drodze do finału

Swoją pucharowa drogę do finału gdynianie zaczęli od meczu z IV-ligowym wówczas Piastem Nowa Ruda. Łatwo nie było, bo Arka wygrała tylko 1:0, a jedynego gola zdobył Jerzy Zawiślan. Piłkę do siatki skierował… ręką.

Następnym rywalem była A-klasowa Warta Sieradz. Przeciwnik z pozoru łatwy, ale okrzyknięty rewelacją po wyeliminowaniu wicemistrzów Polski Śląska Wrocław 2:1. I piłkarze Warty potwierdzili te opinie na początku meczu, obejmując prowadzenie już w 3 minucie.

- Nam nie pozostało nic innego, jak wziąć się do roboty - przywołuje wspomnienia Bogusław Kaczmarek. - Na 1:1 wyrównałem sam, a po moim podaniu wynik meczu ustalił Ryszard Kurzepa.

W ćwierćfinale czekał Lech Poznań. W normalnym czasie gry był remis 1:1, po dogrywce było 2:2, a po regulaminowej serii 5 rzutów karnych 5:5. Strzelano więc do pierwszego błędu i taki nastąpił w 9 serii jedenastek. Do siatki trafił Andrzej Bikiewicz, a Andrzej Czyżniewski - który tuż przed końcem dogrywki, specjalnie na rzuty karne, zmienił Włodzimierza Żemojtela - obronił karnego strzelanego przez Andrzeja Grześkowiaka.

Ostatnią przeszkodą przed finałem były Szombierki Bytom. Zespół trenowany przez Huberta Kostkę, wprawdzie jeszcze przed sensacyjnym zdobyciem mistrzostwa Polski, ale i tak będący znacznie wyżej notowany od Arki. Tymczasem po dwóch golach Janusza Kupcewicza i jednym Tomasza Korynta Arka wygrała pewnie 3:0.

Wisła straszyła reprezentantami

Faworytem finałowego meczu była Wisła. Straszyła w składzie reprezentantami Polski: Markiem Motyką, Henrykiem Maculewiczem, Leszkiem Lipką, Zdzisławem Kapką, Adamem Nawałką czy Kazimierz Kmiecikiem, a na trenerskiej ławce Orestem Lenczykiem.

Tymczasem żółto-niebiescy mieli problemy kadrowe. Nogę w gipsie, po zerwaniu więzadeł krzyżowych, miał Bogusław Kaczmarek. W łóżku został najlepszy strzelec drużyny Tomasz Korynt.

- Taki mecz, a ja nie mogłem zagrać. Trudno mi nawet teraz opisać swoją wściekłość i rozżalenie - wspomina Korynt. - Trzy dni przed finałem graliśmy z Legią w Warszawie. Po meczu poszliśmy na lody, a ja rozchorowałem się po nich na anginę. W dniu meczu z Wisłą byłem tak słaby, że nawet chodzenie sprawiało mi trudność. Zostałem więc w hotelu i dopingowałem chłopaków, oglądając mecz w telewizji. To były nerwy…

Inny problem miał pierwszy wówczas bramkarz Arki Włodzimierz Żemojtel.

- Wyszedłem na rozgrzewkę przed meczem z Legią i poczułem ból w kolanie. Zastąpił mnie Andrzej Czyżniewski i… był najlepszy na boisku. Zacząłem się bać, że w Lublinie trener postawi na niego. Na szczęście wróciłem na ten najważniejszy w mojej karierze mecz do bramki - opowiada mieszkający już od 30 lat w Niemczech Żemojtel, zwany przez kolegów "Kotem", od kociej wręcz zwinności i sprawności. I tu ciekawostka. 64-letni Żemojtel w Kiel, gdzie mieszka, jest trenerem bramkarzy, a w ostatni weekend sam jeszcze zagrał w A-klasowej drużynie i wygrał mecz 6:1. Jeden z niemieckich dziennikarzy próbował ustalić, czy nie jest on najstarszym bramkarzem grającym w jakiejkolwiek lidze na świecie.

- I wyszło, że nie, bo w Chinach broni podobno 70-latek - informuje "Kot".

Wolny, karny i puchar dla Arki

Finałowy mecz nie zaczął się dobrze dla gdynian. Dośrodkowanie Nawałki na gola zamienił w 18 minucie Kmiecik.
- Nie mogłem nic przy tym strzale zrobić, pozostało mi tylko wyciagnięcie piłki z siatki - tak komentuje teraz stratę gola Żemojtel.

Wiślacy poczuli się jeszcze pewniej, ale do przerwy nie podwyższyli prowadzenia. Druga część spotkania przyniosła metamorfozę żółto-niebieskich.

- Zaraz po przerwie furiackie natarcie drużyny z Wybrzeża. Piłkę z bramki wybija Płaszewski. Potem kolejno cztery kornery i trzy kapitalne sytuacje. Stały konsekwentny napór, który zwiastował wyrównanie - można przeczytać w sprawozdaniu z meczu zamieszczonym na łamach tygodnika "Piłka Nożna".

W 50 minucie Arka miała rzut wolny sprzed pola karnego. Na takie sytuacje czekał Janusz Kupcewicz.

- Wolne to była moja specjalność. Strzelałem wówczas z 18-20 metrów. Piłka przeleciała nad murem Wisły i wpadła w okienko wiślackiej bramki. Czy to był mój najważniejszy gol w karierze? Na pewno ważny, ale trochę tych znaczących bramek zdobyłem. Jak chociażby gola w meczu o brązowy medal mistrzostw świata w Hiszpanii, w którym Polska wygrała z Francją 3:2. W pamięci pozostały mi też dwie bramki strzelone Górnikowi w Zabrzu.

Grałem wówczas w Lechu Poznań, wygraliśmy właśnie 2:0, a to zwycięstwo zapewniło nam zdobycie mistrzostwa Polski. Ale kibice w Gdyni pamiętają ten nasz pucharowy sukces i tego mojego gola. Mógłbym go sobie oglądać, bo mam płytkę z nagraniem finału z Lublina, ale… gdzieś tam leży w domu - opowiada piłkarska ikona Arki, wielokrotny reprezentant Polski, Janusz Kupcewicz.

Arka nadal atakowała i w 59 minucie w polu karnym krakowian sfaulowany został Wiesław Kwiatkowski. Z rzutu karnego skutecznie strzelił Tadeusz Krystyniak i Arka prowadzenia 2:1 już nie oddała.

- Zapomniałem, że mam gips na nodze i kiedy po ostatnim gwizdku sędziego z radości wyskoczyłem z ławki rezerwowych, to… wylądowałem w błocie i skończyłem mecz brudniejszy niż moi koledzy z boiska - wspomina z humorem Kaczmarek.
Kiedy piłkarze Arki dumnie prezentowali Puchar Polski, ich rywale długo nie mogli zrozumieć, jak mogli przegrać ten mecz. Miesiąc później, w Krakowie, obie drużyny spotkały się w meczu ligowym. Wisła wygrała gładko 3:0, ale to nie miało już wielkiego znaczenia. W 1979 roku, zdobywając puchar, to Arka zapisała się na trwale w krajowej historii futbolu.

Najmłodszy trener

Arka miała w tym czasie najmłodszego trenera w lidze, zaledwie 28-letniego Czesława Boguszewicza, który wcześniej był zawodnikiem Arki, ale poważna kontuzja przerwała jego piłkarską karierę. Zespół prowadził jako pierwszy trener od stycznia 1979 roku i na początku swojej szkoleniowej drogi sięgnął z nim po taki sukces. Jaka była Arka z lat 70.?

- Mieliśmy naprawdę bardzo dobrych piłkarzy. Zbilansowane formacje i reżysera, a jak trzeba, to także skutecznego egzekutora, jakim był Janusz Kupcewicz. To był także zespół z charakterem, prawdziwych wojowników. Przewodzili nim tacy piłkarze jak Włodzimierz Żemojtel, futbolista cnót wszelakich i kapitan drużyny Zbyszek Bieliński, pracowici jak mrówki Andrzej Dybicz czy Jarosław Zawiślan, oraz nasz strzelec wyborowy Tomek Korynt. Zresztą wymieniać mógłbym nieomal wszystkich. Dlatego zdobycie Pucharu Polski nie było aż tak wielką sensacją. Zdobyliśmy puchar, bo na boisku w Lublinie, szczególnie w drugiej części meczu, zdominowaliśmy zespół Wisły - przypomina Boguszewicz.

Czy historyczny sukces połączył piłkarzy na dłużej?

- My byliśmy paczką kumpli. Ba, wyjeżdżaliśmy na wczasy całymi rodzinami, trzymaliśmy się razem również poza boiskiem. Także już po zakończeniu futbolowych karier te więzi w dużej części pozostały. Niestety, tego jubileuszu 35-lecia zdobycia pucharu nie wszyscy już doczekali. Nie żyją Zbyszek Bieliński, Jerzy Zawiślan, Wiesław Kwiatkowski i Andrzej Czyżniewski - mówi Czesław Boguszewicz.

On sam jest teraz dyrektorem sportowym w Arce.

- Dzisiaj mam inne priorytety. Pięknie by było, gdyby w 35 lat po zdobyciu Pucharu Polski Arka wróciła do ekstraklasy. To byłaby taka symboliczna klamra. Nie tylko ja wierzę, że tak się za kilka tygodni stanie - kończy Boguszewicz.

Finał Pucharu Polski. Lublin, 9 maja 1979
Arka Gdynia - Wisła Kraków 2:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Kazimierz Kmiecik (18), 1:1 Janusz Kupcewicz (50), 2:1 Tadeusz Krystyniak (59, z karnego)
Arka: Żemojtel - Pietrzykowski, Bieliński, Bochentyn, Musiał - Dybicz, Kupcewicz, Kurzepa, Zawiślan (Krystyniak), Kwiatkowski - Bikiewicz (Nowacki)
Wisła: Gonet - Motyka, Maculewicz, Płaszewski, Lipka (Targosz) - Kapka, Nawałka (Jałocha), Budka, Krupiński - Kmiecik, Wróbel

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki