Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nad Leninem zapadła cisza. Co dalej z kontrowersyjnym napisem na bramie stoczni?

Marek Adamkowicz
Przemek Świderski
Pomimo zapowiedzi ponownego zawieszenie napisu "im. Lenina" na bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej, pomysłu nie zrealizowano. Kontrowersyjna decyzja kosztowała miasto ok. 70 tys. zł

Trzy lata minęły od awantury związanej z odtwarzaniem historycznego wyglądu bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej. Przywrócony staraniem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza napis "im. Lenina" i model Orderu Sztandaru Pracy zostały usunięte przez działaczy Solidarności i parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości w sierpniu 2012 r. Miasto zapowiedziało wtedy, że odpiłowane elementy mimo wszystko na bramę powrócą, ale skończyło się na zapowiedziach. "Lenina" jak nie było, tak nie ma. Nie byłoby też tematu, gdyby nie fakt, że kontrowersyjna inwestycja kosztowała - zaokrąglając - 70 tys. zł.

Prezydent Gdańska, zapytany przez "Dziennik Bałtycki" o to, czy pomysł "przywracania Lenina" jest aktualny, czy też miasto zrezygnowało z wcześniejszych zamiarów, odpowiada krótko:

- Prawdę mówiąc, nie miałem do tego głowy, nie myślałem o tym. W mieście jest tyle naprawdę ważnych problemów, że wspomnę tylko o zapewnieniu miejsc w przedszkolach...

Przewodniczący Rady Miasta Bogdan Oleszek z Platformy Obywatelskiej przyznaje, że budżet, w który ujęta była kontrowersyjna inwestycja, już dawno został rozliczony. Podkreśla też, że o wydatkowaniu środków "na Lenina" nie decydowali radni. To była inicjatywa prezydenta.

- Osobiście uważam, że nie ma sensu wieszać Lenina na siłę. Kontrowersje byłyby podobne, jak trzy lata temu - ocenia przewodniczący Oleszek, który 35 lat temu brał udział w strajkach sierpniowych w Stoczni Gdańskiej.

Z kolei Kazimierz Koralewski, radny PiS, przypomina, że jego ugrupowanie od początku było przeciwne przywoływaniu imienia wodza rewolucji październikowej. - O tym, czy Lenin ma wisieć na bramie, zadecydowali przed laty sami stoczniowcy - wskazuje radny Koralewski - Wyrzucili go i powinniśmy to uszanować. Źle się stało, że kancelaria prezydenta wydaje pieniądze na tak wątpliwe cele - podkreśla.

Biuro prasowe UM prostuje, że rekonstrukcja brakujących historycznych elementów bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej była zadaniem realizowanym przez Zarząd Dróg i Zieleni i za jego pieniądze. Kancelaria nie ma nawet paragrafu na taki czy podobne wydatki, natomiast ZDiZ zapewnia, że od czasu awantury z 2012 r. nie poniósł znaczących kosztów w związku z tym projektem. Zapłacono jedynie 500 zł za wycenę strat po dewastacji elementów bramy, zaś przechowywanie odzyskanych liter nie generuje kosztów. Ponadto w 2014 r. wykonano kolejną rekonstrukcję tablic z postulatami strajkowymi, której koszty wyniosły niecałe 5 tysięcy złotych, ale w tym akurat przypadku nie ma mowy o kontrowersjach.

Więcej o sprawie piszemy w poniedziałkowym (17 08) papierowym wydaniu Dziennika Bałtyckiego.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki