Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na emeryturze przeszli całe polskie wybrzeże Bałtyku

Tomasz Chudzyński
Bogumiła i Leszek Góreccy na plaży w Piaskach, ostatnim przystanku swojej pieszej wyprawy po polskim wybrzeżu Bałtyku
Bogumiła i Leszek Góreccy na plaży w Piaskach, ostatnim przystanku swojej pieszej wyprawy po polskim wybrzeżu Bałtyku
Nie cierpią nudy, lubią dziarskie wędrówki, a za prawdziwe lekarstwo uznają kontakt z naturą. Państwo Bogumiła i Leszek Góreccy przeszli całe polskie wybrzeże Bałtyku

To wspaniałe uczucie - mówi Leszek Górecki. Wraz z małżonką Bogumiłą, w ostatni czwartek stanęli na plaży, tuż przy granicznym pasie Polski i Rosji w Piaskach na Mierzei Wiślanej. W tym miejscu, gdzie półwysep podzielony jest od 1945 roku między oba państwa, kończy się polski odcinek wybrzeża Bałtyku. - Wreszcie dotarliśmy do końca naszej wyprawy - dodaje pani Bogumiła, żona pana Leszka.

Przedpołudnie jest gorące, słońce może nawet i niektórym doskwierać. Po Góreckich nie widać jednak najmniejszego śladu zmęczenia, wyczerpania, i choć mają już duże wnuki, są w znakomitej kondycji i nie jednemu młodszemu wędrowcowi daliby na szlaku radę. Tak zresztą pewnie się dzieje, bo dziarscy Państwo Góreccy nie są z ”pierwszej łapanki”. To emerytowani nauczyciele wf (oboje kończyli AWF), ze sportem, wysiłkiem obeznani od czasów młodości.

Zaczęło się 10 lat temu, albo i więcej - pochodzący z Brześcia Kujawskiego państwo Góreccy nie są do końca pewni, od kiedy datować swoją pieszą wyprawę szlakiem polskiego wybrzeża i chyba nie przywiązują do daty specjalnej wagi.

- W Niemczech były jeszcze wtedy marki, bo by przejść pierwszy kawałek polskiego wybrzeża Bałtyku, musieliśmy wjechać do Niemiec - mówi Leszek Górecki. - Nie cierpimy nudy, leżenie na plaży i opalanie się do dla nas udręka - mówi Bogumiła Górecka. - To chyba najprostsze wyjaśnienie, dlaczego ruszyliśmy na wyprawę, choć i w domu mnóstwo spacerujemy, zajmujemy się ogrodem, pracujemy na działce.

- Oczywiście przyjeżdżaliśmy nad morze, na tzw. pobyt, kiedy dzieci były jeszcze małe - dodaje Leszek Górecki. - Kiedy dzieci dorosły, my byliśmy na emeryturze, przyjechaliśmy nad morze i zamiast leżeć, woleliśmy się po prostu przejść plażą. Tak sobie chodziliśmy, maszerowaliśmy i w końcu padł pomysł, by przejść całe polskie wybrzeże. Wyprawa wiodła cały czas z zachodu na wschód. Piechurzy wyznaczali sobie poszczególne etapy wędrówki. Rocznie maszerowali około tygodnia-dwóch. - Zazwyczaj wyruszaliśmy pod koniec sierpnia, na początku września - mówią państwo Góreccy. - Plan był taki, żeby omijać szczyt sezonu, by ludzi było mniej, byśmy mogli mieć jak najlepszy kontakt z naturą. Wielkiego planowania nie było. Sprawdzaliśmy autobusy, które dowoziły nas na plażę, trasę marszruty. W Urzędzie Morskim dali mi mapy, podpowiadali co gdzie zwiedzić. Zazwyczaj nie rezerwowaliśmy za to noclegów. Dojeżdżaliśmy do miejscowości, z której mieliśmy wyruszać i dopiero na miejscu szukaliśmy noclegu. Nigdy nie mieliśmy problemu ze znalezieniem miejsca do zatrzymania się.

Prędkość wyprawy nie była może rekordowa (są tacy którzy ponad 400 km z okolic Świnoujścia do Piasków pokonują pieszo w 2,3 tygodnie jak np. podróżnik z Nowego Dworu Gdańskiego Sebastian Liban), ale nie o to w tej wyprawie chodziło. - My tak po prostu spędzaliśmy część lata, część naszych wakacji - mówią państwo Góreccy. - Podziwialiśmy przyrodę, czerpaliśmy z niej zdrowie. Poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, m.in. niesamowitą panią Alinę z Kosakowa, która bardzo nam w wyprawie kibicowała i gościła nas, kiedy byliśmy u niej w okolicy. Były też lata, kiedy w ogóle nie szliśmy po wybrzeżu. Wyprawa była wtedy zawieszona. Nie jesteśmy też najmłodsi, więc nasze tempo nie mogło być wyczynowe.

Jeśli ktoś myśli, że przerwy w wyprawie były wymuszone koniecznością wypoczynku czy brakiem chęci kontynuowania tego wyzwania, pomyli się.

- Gdzieś nas tam cały czas nosiło - śmieją się państwo Góreccy. - Jeździliśmy za granicę, Litwa, Ukraina, Grecja, Hiszpania dwa razy. Byliśmy w Alpach. Panu Leszkowi bardzo podobało się na Krymie, który zwiedzał jeszcze przed rosyjską aneksją. - Kocham też polskie góry, chyba jeszcze bardziej niż Bałtyk - mówi Leszek Górecki. - Mam na koncie kilka szczytów: Zawrat, Świnicę, Czerwone Wierchy, czy Rysy, które zdobyłem w wieku 52 lat. Bywało, że jeździliśmy do sanatoriów, ale więcej zdrowia niż te wszystkie zabiegi dał nam kontakt z naturą. Leszek Górecki zaznacza, że wszędzie jest pięknie, ale to w Polsce, nad polskim morzem i w Polskich górach czuje się najlepiej. - Mamy naprawdę piękne miejsca w naszym kraju - mówią. - Piękne są plaże w Świnoujściu, odcinek między Łebą a Rowami, Czołpino gdzie służyłem w wojsku, plaże na Mierzei Wiślanej też są urokliwe.

Leszek Górecki wspomina, że był taki okres, kiedy groził mu wózek inwalidzki.

Więcej czytaj w najnowszy, weekendowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" (10.09.2016r.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki