Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mur oddzielający stocznię od miasta zostanie zburzony. Wraz z nim zniknie słynny gdański mural

Gabriela Pewińska
fot. Przemek Świderski
Z Iwoną Zając malarką, graficzką, performerką, autorką muralu "Stocznia", rozmawia Gabriela Pewińska

Miałyśmy rozmawiać o nieśmiertelności w sztuce, a Ty mi mówisz, że gdański mur z Twoim słynnym muralem "Stocznia" niebawem zostanie zburzony. Boli?
Nie wierzę w swoją, jako artystki, nieśmiertelność. Tak samo nie wierzę w nieśmiertelność mojej sztuki. Ale nie zmienia to faktu, że przeżywam smutek, gdy wiem, że na początku grudnia mur zostanie zburzony. Choć z jego odejściem pogodziłam się już dawno. Kiedy w 2004 roku zaczynałam ten projekt, wiedziałam, że jest on tymczasowy, że ulegnie likwidacji. Ale tworząc go nie przewidywałam co ten mur wywoła, jaki oddźwięk społeczny. Może i dobrze, bo przy takich pracach potrzebna jest kompletna nieświadomość. Gdybym zdawała sobie sprawę z tego, na co się porywam, to nie wiem, czy tak beztrosko bym się za to wzięła. Przeraziłby mnie ten ogrom pracy, zaangażowania.

Przeczytaj także: Iwona Zając: Robiłam i będę robić swoje

Spędziłaś przy tym murze pięć trudnych miesięcy...
Mobilizowałam ludzi do pomocy, włożyłam w to własne pieniądze. Kiedy zaczynałam tę pracę ostrzegano mnie, że mur zniknie. Choć jeszcze wtedy nikt nie wiedział, kiedy to nastąpi. W 2007 roku, kiedy ta praca zaczęła już żyć własnym życiem, a mój akt odbity na murze został nazwany Nike Stoczniową, dowiedziałam się, że mur zostanie jednak zburzony. Z różnych stron zaczęły dochodzić do mnie głosy, by go ochronić, bo stał się dobrem narodowym, wartością, o którą trzeba zawalczyć. Ale w tamtym czasie ja byłam już, przynajmniej duchem, w kompletnie innym miejscu. Pracowałam nad zupełnie innym projektem.

"Stocznia" nie była Twoim dzieckiem?

Ten mur nauczył mnie odpowiedzialności. Zajmowałam się nim jak żadną z moich prac. Co roku przeprowadzałam gruntowną jego renowację, czyściłam, odbijałam na nowo zniszczony przez czas tekst. Chciałam, by był czytany. By żył. Byłam tego muru służącą. Czułam się zań odpowiedzialna. Przez te wszystkie lata nad murem nie znęcali się grafficiarze. Pojawiały się jakieś wrzuty grafficiarskie, ale prawie zawsze pod tekstem lub wokół niego. Zachwycona jestem natomiast tym, jak piękne tagi zrobili wokół mojego nagiego, Nike Stoczniowej, ciała.

To chyba dla Ciebie bardzo osobisty projekt.
Ten mur pomógł mi dojrzeć jako artystce. W trakcie rozmów ze stoczniowcami nauczyłam się odpowiedzialności za czyjeś słowo. Zrozumiałam na przykład, że jeśli ktoś daje mi swoją historię, to ja jej nie mogę opatrzeć logo jakiegoś sponsora, jakąkolwiek etykietką, przynależnością. Dlatego zrezygnowałam z dofinansowania projektu. Wszelki komercyjny aspekt tego działania byłby zaprzeczeniem idei tej pracy. Najciekawsze było, gdy zaproponowano mi - w ramach Europejskiej Stolicy Kultury - by zamiast Neptuna to Nike Stoczniowa reprezentowała nasze miasto. Spodobał mi się ten pomysł, ale jednak świadomość, że Nike stanie się symbolem komercyjnym, politycznym nawet, sprawiła, że nie zgodziłam się na to. Uznałam, że ona może wejść w obieg marketingowy dopiero gdy zniknie, gdy zejdzie z muru.

Zanim ściana zostanie zburzona chcesz zamalować ten mural.
Taka jest moja wewnętrzna potrzeba. Ta ściana to są moje obrządki. Inżynier, który będzie zajmował się wyburzaniem, mówi: Ale po co pani to zamalowuje? Szkoda farby, przecież i tak to zniszczymy. Rozumiem jego racjonalne argumenty, ale to zamalowanie jest dla mnie ważne, symboliczne. To moje ciało tyle lat zamrożone w murze, te teksty stoczniowców mówiące o ich miłości do tego miejsca, o niemal całym życiu spędzonym tutaj - nie chcę, by zostały tak brutalnie pokawałkowane. Chcę się z nimi godnie pożegnać. Był kiedyś pomysł, by przenieść ten mur. Pomysłem zainteresowali się urzędnicy. Ale ja czułam, że przeniesienie muru w jakieś inne miejsce będzie czymś sztucznym. To jak przechowywane na pamiątkę kawałki muru berlińskiego.

Mur zburzą, a potem pewnie jakiś dziarski urzędnik zaproponuje Ci, byś zrobiła pomnik poświęcony stoczni. Trochę komedia.
Ten mur to są przede wszystkim ludzkie historie. I też ludzie piszą do mnie przerażeni tym, co się z nim stanie. Że zniknie. Ktoś nawet zaproponował, że wziąłby kawałek z Nike Stoczniową do ogrodu.

Co Ty na to?
Mówię: Dajmy mu odejść. Ten mur ważny był jedynie w tym miejscu, miejscu oddzielającym stocznię od miasta. Zamalowuję go pomału, bez specjalnego rozgłosu, nie jest to żadne działanie artystyczne.

To jak zasłonięcie kurtyny.
Jeszcze niedawno odnawiałam napisy, skrobałam odpadający tynk. Sypie się, bo jest stary, mocno zagrzybiony, poza tym, niejako z braku środków, używałam do tego projektu najtańszych materiałów. Co chwilę trzeba było go odświeżać, przywracać mu twarz. W minionym roku zaprzestałam renowacji, wiedziałam, że to koniec. Jego odchodzenie, jak całe to umieranie stoczni, wydawało mi się naturalne. Od tego roku nie maluję już na murach. Zdrowie mi na to nie pozwala. Moja twórczość na murach odchodzi razem z tym murem.

Niezwykłe, że masz kontakt z inżynierem, który zajmie się wyburzeniem tego obiektu. To jakbyś prosiła lekarza, by bezboleśnie operował Twoje dziecko.
Gdzieś w podświadomości pewnie tak o tym myślę. Zresztą dla tych budowlańców to też nie jest już jakaś anonimowa ściana. Tak czy siak, wplątuję ich w tę moją historię. Utrzymuję z nimi stały kontakt, bo zależało mi, by zadzwonili do mnie, gdy już zabierać się będą do likwidacji. Bym mogła zamalować te teksty w ostatniej chwili, bo przecież ludzie wciąż to czytają. Nike Stoczniowa wciąż jeszcze żyje.

Zejdziesz z muru i co dalej?
Nie chciałam już wracać do tego projektu.

Ale wróciłaś.
Wcześniej odnalazłam w starych szpargałach kasety z rozmowami, które osiem lat temu, biorąc się do pracy nad tym muralem, przeprowadziłam ze stoczniowcami. Ten mój głos po tylu latach... Narodziła się we mnie nowa potrzeba pracy nad tym murem. W tym samym momencie Agnieszka Wołodźko, kuratorka z CSW Łaźnia, zaprosiła mnie do udziału w projekcie "Teksty Bałtyku/Telling The Baltic" opowiadającym o ludziach związanych z Morzem Bałtyckim. Stąd płótna pt. "Cierpliwość" z wyhaftowanymi tekstami stoczniowców czy film "Nike Stoczniowa odchodzi", który zrobiłam z Justyną Orłowską, młodą artystką, studentką ASP w Gdańsku.

W filmie uwalniasz swój autoportret. Nike schodzi naga z muru. Gra tu też pies wyglądający zupełnie tak jak ten, który na murze towarzyszy Nike.
Bo też i jest to historia o tym, że pies schodzi z muru pierwszy. Jego ciepło, oddanie, szczerość daje odwagę Nike do odejścia. I razem sobie idą w świat. Tak się ten film kończy.

Więc trochę boli?
Jak przy rozstaniu z bliską osobą, miejscem czy przedmiotem. Wtedy, w 2004 roku, kiedy rozpoczęłam projekt, bardzo wrosłam w stocznię. Dlatego, kończąc mural, zdecydowałam się na wyjazd do Londynu. Tym samym zamknęłam pewien etap. Nie chciałam zostać artystką stoczniową. Nie chciałam mówić: "stocznia to ja". Londyn dał mi dystans, wolność finansową (której nie mogłam mieć wtedy w Gdańsku), ale i artystyczną. Inne warunki funkcjonowania zmieniły też moje postrzeganie sztuki. Wyjazd zbliżył mnie do rodziny i otworzył na nowe projekty. Widać potrzebowałam też oddechu od stoczni i tego muru. Dla mnie sztuka jest czymś bardzo osobistym. Oczywiście chcę być znana i żyć z tego, co tworzę, ale najważniejszy aspekt to ten, że sztuka jest to coś mi bardzo drogiego. Że jest moim przyjacielem. Gdy pokazałam w Wielkiej Brytanii moją wystawę "Cudzoziemka", ludzie pytali, czy ja lubię swoje miasto.

Lubisz?
Ja je kochałam, ale nie mogłam w nim realizować się artystycznie. Teraz cieszę się, że tu jestem. Mogę wrócić do pewnych rzeczy, ale już z zupełnie inną opowieścią.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki