Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motolotniarze z Polski polecieli nad Adriatyk

Rafał Cybulski
Motolotniarze w powietrzu spędzili łącznie około 22 godzin. Trasa ich podróży wiodła przez 6 państw, a lądowali na 14 lotniskach
Motolotniarze w powietrzu spędzili łącznie około 22 godzin. Trasa ich podróży wiodła przez 6 państw, a lądowali na 14 lotniskach Fot. Archiwum Ryszarda Włodarczaka
Motolotniarze z Polski, a wśród nich również z Pomorza, polecieli na południe Europy, pokonując ponad 2400 kilometrów. Już planują kolejną wyprawę - tym razem na północ

Pięcioro polskich motolotniarzy wzięło udział w kilkudniowej wyprawie nad Adriatyk. Cztery motolotnie w locie spędziły łącznie około 22 godzin i przeleciały w tym czasie ponad 2400 km. Trasa ich podróży wiodła przez 6 państw, a lądowały na 14 lotniskach.

- To niesamowita podróż, pełna niesamowitych przeżyć, więc żal, że się tak szybko skończyła - relacjonuje na gorąco kwidzynianin Ryszard Włodarczak, jeden z członków wyprawy nad Adriatyk.

Oprócz niego wzięli w niej udział zaprzyjaźnieni motolotniarze Agnieszka (która spisała relację z podróży) i Przemysław Jurkiewiczowie z Torunia, Marcin Szczepański z Nowego koło Świecia oraz Piotr Pieszyński z Łodzi. Część z nich to polscy kadrowicze i zdobywcy wielu tytułów w tym sporcie.

- To nasza druga taka wspólna wyprawa. Dwa lata temu polecieliśmy na Litwę, ale teraz trasa była znacznie dłuższa. Rzadko kto w Polsce lata na takie dystanse - tłumaczy Ryszard Włodarczak.

Trzy motolotnie z czterema osobami na pokładzie spotkały się w Toruniu. W punkcie zbiórki brakowało tylko łodzianina Piotra, który w podróż wyruszył wcześniej i miał się spotkać z resztą ekipy po drodze.

- Wystartowaliśmy o godz. 17.00 i wieczorem byliśmy już w czeskim Frydlancie. Tam założyliśmy obozowisko i przy wieczornym piwku planowaliśmy kolejne etapy - relacjonuje torunianka Agnieszka.

A czeski etap okazał się trudny, bo poranne mgły i grube zachmurzenie przykrywające całe wschodnie Czechy przesunęły wylot z godziny piątej na trzynastą.

- Startując w słabych, ale już bezpiecznych warunkach musieliśmy nadrobić trochę drogi klucząc dolinami przez pagórkowate Czechy. Goniliśmy Piotra, który wyrwał się w środę rano i buszował gdzieś po Słowacji i Węgrzech - opisuje Agnieszka.

Do węgierskiego Fertőszent-miklós dolecieli w pięknym słońcu z temperaturą ok. 30 stopni. Szybko zjedli obiad w lotniskowej restauracji i zatankowali maszyny, żeby wyruszyć jak najszybciej w kierunku Słowenii. W miejscowości Ptuj czekał na nich Piotrek. Po szybkim powitaniu wspólnie ustalili, że kolejnym celem będzie Triest.

- Im dalej przemieszczaliśmy się na południowy zachód tym górki były coraz wyższe. Wiaterek nie pomagał ani nie przeszkadzał - zanotowała w swoim dzienniku podróży Agnieszka.

Triest powitali z powietrza i skierowali się na lotnisko „widmo” w Prosecco.

Więcej przeczytasz w najnowszym dodatku "Wieczór Wybrzeża" papierowego wydania "Dziennika Bałtyckiego (8 czerwca 2016).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki