Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzowie Polski o krok od finału!

Patryk Kurkowski
Energa Czarni Słupsk nie zdołali wykorzystać przewagi własnego parkietu
Energa Czarni Słupsk nie zdołali wykorzystać przewagi własnego parkietu P. Świderski
Koszykarze Asseco Prokomu Gdynia wygrali we wtorek po raz drugi w Słupsku. Tym razem żółto-niebiescy pokonali Energę Czarnych 87:78. Oznacza to, że brakuje im tylko jednego zwycięstwa, aby awansować do finału mistrzostw Polski.

Koszykarzy Asseco Prokomu od upragnionego finału Tauron Basket Ligi dzieli już tylko jedno zwycięstwo. Gdynianie pokonali po raz trzeci w serii, a po raz drugi w Słupsku Energę Czarnych. Tym razem 87:78.

- To będzie dla nas mecz o życie. Jeśli go przegramy, to znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji. Nie możemy do tego dopuścić. Jeśli jednak udałoby się wygrać, a stać nas na to, to będzie 2:2 i wrócimy do gry. Wszystko zacznie się od początku - mówił przed starciem Mantas Cesnauskis, który był liderem Czarnych w trzecim spotkaniu.

Słupszczanie rozpoczęli mecz kiepsko. Zawodnicy Dainiusa Adomaitisa popełniali błąd za błędem. Nie udało im się sforsować muru obronnego gdynian, stąd też brak punktów przez ponad dwie minuty. Tymczasem obrońcy tytułu chyba przyjęli do siebie słowa krytyki trenera Tomasa Pacesasa, który po niedzielnym starciu mówił, że jego podopieczni muszą poprawić dyspozycję już w pierwszych minutach. I udało się. Głównie za sprawą Daniela Ewinga i Roberta Witki. Amerykanin dobrze kierował grą Asseco Prokomu, sam też nie bał się rzucać, a co najważniejsze - trafiał. W ekspresowym tempie zapisał na swoje konto 8 punktów. Witka natomiast znajdował czyste pozycje na dystansie i... katował przeciwników.

Żółto-niebiescy wobec skutecznej postawy w ofensywie szybko objęli wyraźne prowadzenie. Pogodzić się z tym nie mógł Jerel Blassingame, który zamiast ostro pracować na boisku, wdawał się w konflikty z Ewingiem i Krzysztofem Szubargą.

Dopiero pod koniec pierwszej kwarty Energa Czarni nabrali rozpędu. Blassingame wraz z Cesnauskisem rozgrywali szybsze akcje, piłka wędrowała nie tylko po obwodzie, ale szukali też wysokich zawodników pod koszem. Częściowo udało się przenieść ciężar w pole trzech sekund, gdzie widoczny był Bryan Davis. Deficyt punktów stopniał znacząco, bo wzrosła skuteczność wszystkich graczy.

Dopiero w drugiej odsłonie gospodarze wrócili do gry. Długi pościg zakończył się sukcesem. Energa Czarni grali wszechstronniej. Do zdobywania punktów włączyło się kilku zawodników, co zaowocowało serią 7:0, po której słupszczanie wyszli nawet na pierwsze w tym meczu prowadzenie.

Sukcesywnie rosło napięcie między zawodnikami. Adam Hrycaniuk w jednym z zagrań... łokciem odepchnął Davisa, za co został ukarany faulem niesportowym. Kilka minut później Szubarga tuż po zdobyciu punktów prowokował Blassingame'a, ale wówczas zareagował Pacesas, który udzielił podopiecznemu ostrej reprymendy.

Zażarta walka trwała do końca pierwszej połowy. Drużyny wielokrotnie zmieniały się na prowadzeniu, ale w końcówce nieznaczną jeszcze przewagę osiągnęli gdynianie, którzy dzięki "trójce" Filipa Widenowa odskoczyli na 4 punkty. Czarne Pantery szybko odpowiedziały, ale w ostatniej minucie przed przerwą nie zdołały już całkowicie odrobić strat punktowych.

Kryzys dotknął w trzeciej kwarcie graczy Adomaitisa. Miejscowy zespół nie radził sobie z twardą obroną przeciwnika. Słupszczanie nie mogli już liczyć na Blassingame'a, który zmęczony spuścił z tonu.
Tymczasem obrońcy tytułu zwietrzyli szansę na ucieczkę. Asseco Prokom grało rozważnie w ataku, wybierało odpowiednie opcje. Przypomniał o sobie Witka, który znowu był bardzo aktywny i skuteczny. To zresztą jego zasługa, że żółto-niebiescy odskoczyli na ponad dziesięć punktów.

Próbował swoich partnerów poderwać do lepszej gry Paweł Leończyk, lecz nikt nie poszedł mu w sukurs. Tymczasem goście powiększali przewagę i robili milowy krok w stronę wygranej. Szkoleniowiec Energi Czarnych długo zwlekał z wzięciem czasu i chyba podjął decyzję zbyt późno. Jego zawodnicy tracili już bowiem 14 punktów, a na poprawę się nie zanosiło. Nawet udzielenie wskazówek nie przyniosło zamierzonych rezultatów. Asseco Prokom wygraną miało już w kieszeni.

Ale czwarta drużyna sezonu zasadniczego udowodniła, że nigdy nie można jej lekceważyć. W ostatniej odsłonie gospodarze grali niebywale agresywnie. Próbowali wymusić błąd już na stronie przeciwnika. Ku zdumieniu wszystkich słupszczanie zdołali jeszcze doprowadzić do emocjonującego widowiska.

Ermin Jazvin konsekwentnie umieszczał piłkę w koszu. Trener Pacesas próbował wybić z rytmu rozpędzonych i podbudowanych gospodarzy, ale nijak mu to nie wychodziło. Gdynianie nadziali się na obronę strefową, która przez długi czas była ich zmorą, bo rzuty z dystansu mijały cel.

W 36 minucie meczu po kolejnym trafieniu Jazvina Czarne Pantery przegrywały już tylko 72:78 i wydawało się, że są w stanie powalczyć o końcowy triumf. Marzenia wybił im jednak z głowy Ewing, trafiając cenną "trójkę". Co ciekawe, w meczu nie wystąpił środkowy żółto-niebieskich Ratko Varda.

Mimo to miejscowi nie poddawali się, ale w nerwowej atmosferze pudłowali. W końcówce mistrzowie Polski przypieczętowali zwycięstwo nad Słupią. Gdynianie wygrali po raz trzeci w serii i od finału TBL dzieli ich tylko jedna wygrana. Teraz rywalizacja przenosi się do Gdyni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki