Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj Ziółkowski: Open'er Festival? Jestem spokojny o tę imprezę [ROZMOWA]

Aleksandra Dylejko
T.Bołt
Z Mikołajem Ziółkowskim, szefem agencji Alter Art, organizatorem Open'er Festivalu, rozmawia Aleksandra Dylejko

Gdy ogłosiliście, że z nazwy Open'er Festival znika słowo "Heineken", dało się słyszeć, że kończy się tu pewna epoka. I że teraz może być tylko gorzej.
Chciałbym, żebyśmy dożyli czasów, w których nadmierny krytycyzm wobec samych siebie będzie miał w naszym kraju coraz mniejszą siłę. Nikt tak źle o nas nie mówi jak my sami, a żeby ktoś coś dobrego o nas powiedział, musi przyjechać prezydent Stanów Zjednoczonych. W związku z tym: ja byłem spokojny, Heineken był spokojny... Ale jeśli w Polsce powie się coś pozytywnego, czyli że dwie strony zmieniają formułę współpracy, ale wierzą w festiwal i będą nadal współpracować, to tendencja do tego, żeby nie wierzyć albo szukać drugiego dna, jest gigantyczna. Po owocach ich poznacie, więc spotykamy się wiele miesięcy później, w pełnym słońcu, na terenie festiwalu, gdzie istnieje nasz sponsor, który jest naszym partnerem na kolejne lata. Moim zdaniem, festiwal jest w bardzo dobrej formie - oczywiście, to jest też indywidualna ocena każdego z uczestników. Trwa tyle samo dni, jest tyle samo scen, występuje na nim świetna grupa artystów. Wbrew wszelkim obiektywnym trudnościom powstały za nasze pieniądze teatry, powstało fantastyczne muzeum i cała sztuka, która jest projektem realizowanym przez nas.

Czytaj również: Impreza legend i młodości. Co zapamiętamy z Open'er Festivalu 2014?

Gdyby miał Pan wymienić najmocniejsze strony tegorocznego Open'er Festivalu - co by to było?
Myślę, że najmocniejszy jest program: bardzo progresywny, interesujący i zróżnicowany. Niekoniecznie odnajdzie tu może coś dla siebie osoba, która jest skoncentrowana na muzyce popularnej, ale raczej ktoś, kto po pierwsze - już sporo widział, po drugie - trochę głębiej poszukuje w muzyce i wie, co się w tej chwili dzieje, albo też ktoś, kto ma dobry stosunek do legend, które w muzyce rockowej funkcjonują od bardzo dawna na najwyższym poziomie. Przeglądając programy wielu festiwali, mam poczucie - i powiedział to także jeden z moich przyjaciół ze świata - że to bardzo świadomy wybór. Tu nie ma przypadkowości. Myślę, że to największa siła: przyjeżdżając do Gdyni na cztery dni, zobaczy się bardzo dużo bardzo dobrych koncertów z różnych obszarów muzycznych.

Na ile jest to subiektywny wybór Mikołaja Ziółkowskiego?
Akurat ta edycja jest dosyć poważnie subiektywna. Trochę jest tak, że po bardzo dobrym roku 2013 bardzo mi zależało, żeby pokazać dokładnie taki zestaw artystów. Bardzo mi zależało, żeby po raz pierwszy w Polsce grali The Black Keys. Żeby przyjechał Jack White, który nigdy nie występował w Polsce ze swoim solowym projektem. Żeby pewnego dnia powrócił Pearl Jam, i tak dalej... Ale chciałem też, żeby się pojawili tacy artyści jak Banks czy Royal Blood, którzy jeszcze nie wydali płyty. W związku z tym trochę jest to wypadkowa planu, trochę tego, czego oczekuje publiczność, i wreszcie tego, co po prostu nam się udaje. Nie zagrałby Faith No More dwóch koncertów na świecie - w Londynie i Gdyni, gdyby nie było pożegnalnego koncertu Black Sabbath w Hyde Parku. Jest więc możliwość, żeby zespół przyjechał na festiwal, który lubi.

Przypomnijmy, że grali w Gdyni dokładnie pięć lat temu.
Dokładnie tak.

Słyszy Pan czasami, że spełnia muzyczne marzenia? Ja mam o kilka mniej...
Taki jest plan i tak zawsze było, że przez te wszystkie lata Open'er trochę spełniał marzenia, a trochę odrabiał historię. Tak było w przypadku Pulp czy Blur. Ale prawda jest taka, że to nie jest łatwe. Grupa odbiorców wielu zespołów typu Pulp w Polsce jest bardzo mała, dlatego nigdy u nas nie grali. Ale pojawia się nowa publiczność, jak w przypadku Arctic Monkeys - zespołu, który trochę z nami dorastał, a teraz jest wielką gwiazdą.

To duża satysfakcja, gdy zespoły chcą na festiwal do Gdyni wracać.
Mam ją, gdy słyszę o tym od artystów, bo wszyscy mamy świadomość, że oni grają bardzo wybrane koncerty. Każdy z nich. Pearl Jam gra dwa festiwale w Europie nie dlatego, że nie może zagrać wszystkich, tylko dlatego że chciał zagrać dwa. Tak samo jest z Jackiem White'em, który jest tylko na Open'erze i Glastonbury, czy z Faith No More. To ogromna satysfakcja. Ale taką samą, a nawet większą jest to, jak w trakcie przemieszczania się po terenie festiwalu na mój pojazd wskakuje tour manager i czuję, że prawdziwie opowiada, porównując do bardzo wielu rzeczy, jak u nas wszystko jest dobrze zorganizowane. Mam poczucie, że to zasługa wielu, wielu osób. Ale jest też duma i radość z tego, że wszyscy nawzajem przez tyle lat potrafimy się uczyć i robić coś, co jest tak wysoce oceniane i doceniane.

Ma Pan już w głowie plan na przyszły rok?
Wstępny plan jest. Od kilku miesięcy trwają rozmowy w sprawie headlinerów.

Kiedy poznamy pierwszych?
Mam nadzieję, że jesienią.

I usłyszymy ich znowu w Gdyni?

Oczywiście, znowu w Gdyni.

W takim razie - do zobaczenia.
Rozmawiała:Aleksandra Dylejko

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki