MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miastecki ślad po mistrzu świata wszechwag

Mateusz Węsierski
Ponikła - zabita deskami wieś pod Miastkiem - ma swojego wyjątkowego bohatera. To Max Schmeling, niemiecki bokser, mistrz świata wszechwag. Miał tu swój pałacyk i mieszkał w latach 1937-1945.

Ponikła to zaledwie kilka zabudowań. Wśród nich jest zrujnowany budynek gospodarczy należący dziś do prywatnej osoby. W jednym z pomieszczeń z sufitu wystaje metalowa obręcz. To na niej (prawdopodobnie) wisiał worek treningowy Schmelinga. Mistrz trenował tu mieszkając w pałacu, po którym dziś nie ma śladu. To był jego cichy zakątek. Miejscowi albo o tym nie wiedzą, albo jak przez mgłę przypominają sobie, że gdzieś kiedyś przewinęło im się nazwisko niemieckiego boksera. Nie mają pojęcia, że Schmeling mieszkał nie tylko w Ponikle. Miał też domek letniskowy nad Jeziorem Bobięcińskim, w drugiej części dzisiejszej gminy Miastko. Zostały po nim już tylko fundamenty.

Gmina chciała promować się osobą Schmelinga. Kilka lat temu władze widziały u siebie tłumy turystów podążających jego śladami. Na planach się skończyło, bo budynku treningowego Schmelinga gmina odnowić nie może. To prywatna własność. Jedynym śladem po nim, oprócz metalowej obręczy na suficie, jest pamiątkowy obelisk ustawiony w Ponikle w 2006 roku z inicjatywy Niemców, którzy czasami Ponikłę odwiedzają.

- Prawdę mówiąc, do końca nie wiadomo, czy we wspomnianym budynku faktycznie była jego sala treningowa. Nie ma na to dowodów. Wiemy, że z pewnością Max Schmeling w tej okolicy mieszkał - mówi Janusz Gawroński, dyrektor miejscowego domu kultury zajmujący się hobbystycznie lokalną historią.

- Ostatnio rozmawiałem z Niemcami, którzy przyjechali do nas na Quempas [ewangelicka uroczystość adwentowa - dop. red.]. Oni też o Schmelingu wiele więcej nie wiedzieli.

Schmeling został uznany za najlepszego niemieckiego sportowca XX wieku. Znamienną rolę odegrały nie tylko osiągnięcia sportowe (70 walk, w tym 56 wygranych, a 40 przez nokaut), ale także zwyczajna ludzka dobroć, która w szczególny sposób objawiła się w jego przyjaźni z ringowym przeciwnikiem, amerykańskim czarnoskórym bokserem Joe Louisem (69 walk, 66 zwycięstw, 52 nokauty).

Schmeling karierę rozpoczął w 1922 roku. Do 1936 roku osiągnął wiele sukcesów, ale w historii najbardziej zapisały się jego walki z Louisem. On, Niemiec, a przeciwnik - czarnoskóry Amerykanin. Dla Adolfa Hitlera była to nie lada gratka. Schmeling, chcąc nie chcąc, stał się jego pupilem. Jednak, jak się później okazało, wcale tego nie chciał.

W 1936 roku w 12-rundowej walce pokonał Louisa przez nokaut. Jak podaje Wikipedia, nie była to oficjalna walka o mistrzostwo świata, lecz prestiżowa konfrontacja czempionów czarnej i białej rasy, co szczególnie podkreślały środki propagandy w ówczesnych Niemczech. Walkę oglądało na Yankee Stadium ponad 40 tys. osób.

Dwa lata później obaj zmierzyli się w walce o mistrzostwo. Lepszy okazał się Louis, który po 124 sekundach powalił Schmelinga nokautem. To był schyłek jego kariery. Popadł w niełaskę u Hitlera nie tylko z powodu porażki. Odmawiał zapisania się do NSDAP. Mało tego. Dopiero po 50 latach powiedział, że w 1938 roku, w trakcie Nocy Kryształowej, w swoim pokoju hotelowym w Berlinie ukrył dwóch żydowskich braci, ryzykując życie.

W czasie pamiętnej walki z Louisem w 1938 roku był już mieszkańcem Ponikły. Tu wracał w kolejnych latach, gdy wcielono go do wojska. Walczył w Luftwaffe jako spadochroniarz. Podczas operacji w Grecji uszkodził kręgosłup i kolana. Wówczas wrócił na teren obecnej Polski. Był nawet gościem generalnego gubernatora Hansa Franka. Ostatnią walkę stoczył w 1948 roku, przegrywając w Hamburgu na punkty z Richardem Vogtem.

O ile późniejsze życie Schmelinga upływało we względnym dobrobycie, o tyle gorzej powiodło się jego największemu przeciwnikowi. Joe Louis żył w biedzie, bo w czasie wojny wysokie dochody z wygranych przekazywał amerykańskiej armii i marynarce wojennej. Konieczności oddania podatku dochodowego mu nie odpuszczono. W kolejnych latach, wraz z odsetkami, dług urósł do ponad 1 mln dolarów. Z trudem go spłacał. Żył skromnie, imając się różnych zajęć, m.in. roli żywej atrakcji turystycznej w Las Vegas. Cały czas utrzymywał kontakt ze swoim niemieckim przyjacielem i przedwojennym rywalem.

W 1977 roku doznał wylewu krwi do mózgu. Częściowo sparaliżowany, poruszał się na wózku inwalidzkim. W 1981 roku zmarł na zawał serca. Max Schmeling pokrył koszty pogrzebu.

Niemiecki mistrz zmarł w 2005 roku w wieku 99 lat. Trzy lata wcześniej powstał telewizyjny dramat pt. "Joe i Max" o rywalizacji i przyjaźni tych dwóch wybitnych pięściarzy. Wieś Ponikła w scenariuszu nie została uwzględniona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki