Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marta Jeschke, lekkoatletka: Medal mistrzostw Europy nagrodą za hektolitry potu

Paweł Kowalski
Rozmowa z Martą Jeschke, brązową medalistką mistrzostw Europy w sztafecie 4x100 m.

- Największą, jakże przyjemną niespodzianką tegorocznego sezonu lekkoatletycznego był brązowy medal polskiej sztafety kobiecej 4x100 metrów na mistrzostwach Europy w Barcelonie. I to wszystko okraszone znakomitym wynikiem.

- Tak, to był piękny sukces, wieńczący przede wszystkim wprost hektolitry wylanego podczas treningu potu. Pełna nagroda za ciężką pracę na zajęciach. Za idealne zgranie i dokonane zmiany pałeczki. Uzyskany przez nas czas 42,68 oznaczał pobicie 25-letniego rekordu Polski z brodą oraz po 36 latach czekania, znowu medal w sprincie kobiecym dla Polski na mistrzostwach Europy [także brązowy, w 1974 roku w polskiej sztafecie biegła m.in. polska lekkoatletka wszech czasów Irena Szewińska - przyp. red.]. Gdy stałam z koleżankami na podium, odczucie wielkiej radości "rzuciło" w niepamięć ogrom codziennego znoju przygotowań. Dla takich historycznych chwil, sławiących polską lekkoatletykę i dających osobistą satysfakcję, warto kontynuować karierę, wyznaczać sobie nowe, wyższe cele.

- Pobiegłaś w Barcelonie na trzeciej zmianie. Przejęłaś pałeczkę od Darii Korczyńskiej i po swojej "setce" przekazałaś ją Weronice Wedler. Nasza sztafeta była wówczas równo ze sztafetami Ukrainy i Francji. Znawcy twierdzą, że nawet minimalnie przed tymi rywalkami. W powietrzu wisiała supersensacja, jaką byłby złoty medal dla biało-czerwonych...

- Pobiegłyśmy naprawdę znakomicie. Ukraina i Francja miały jednak na swoich ostatnich zmianach wspaniałe sprinterki, którym mająca dużą przyszłość przed sobą, ale za mało jeszcze wtedy doświadczona Weronika nie dała rady. Zapyta pan zapewne, jakie są nasze szanse na przyszłorocznych mistrzostwach świata w koreańskim Daegu, ważnym "przystanku" przed igrzyskami olimpijskimi 2012 roku w Londynie. Tam konkurencja będzie silniejsza. Dojdą sprinterki z Jamajki i USA, zrehabilitować zechcą się Niemki. Mimo tak silnej konkurencji aspiracje naszej sztafety, po zaznaniu medalowego smaku w Barcelonie, sięgać będą w Daegu i Londynie finału. Medalowej pozycji zapewne jeszcze nie, choć "dopóki piłka w grze", wszystko jest możliwe.

- Czy wasz sztafetowy sukces w Barcelonie przysporzył wam jakiegoś sponsora?

- Do tej pory, niestety, nie. Otrzymujemy jednak stypendia z Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, a większość z nas, oprócz opieki klubowej, w moim przypadku SKLA Sopot, ma wsparcie z wojska, bo jesteśmy żołnierkami. Ja służę w Marynarce Wojennej, przy czym mój dowódca wie, że moim pierwszym obowiązkiem jest znalezienie się w należytej formie sportowej, gwarantującej między innymi godne reprezentowanie Wojska Polskiego w światowych imprezach wojskowych. W przyszłym roku będzie to występ w tego typu igrzyskach w Brazylii. Proszę koniecznie dopisać, że bardzo wspierała mnie i jest mi życzliwa rodzina z Redy.

- Twoim koronnym dystansem indywidualnym pozostaje 200 metrów?

- Zdecydowanie tak. W Barcelonie awansowałam na tym dystansie do półfinału. Moja "życiówka" wynosi 23,19 sekund. Śni mi się tu natarczywie cyfra 22 z ułamkiem, oznaczająca złamanie granicy 23 sekund, poniżej której, myśląc o międzynarodowych sukcesach, powinnam biegać. Pod tym kątem jestem szkolona. Mój rekord życiowy na 100 m, ustanowiony w tym roku, to 11,50 sekund. Naszą sztafetę trenuje Jacek Lewandowski, a indywidualnie prowadzi mnie trener Michał Modelski.

- Rozmawiasz ze mną, będąc na zgrupowaniu w Szklarskiej Porębie...

- Tu u podnóża Karkonoszy ładujemy akumulatory na przyszły sezon. Śniegu w bród. Wysiłek, jak zwykle, duży. To musi później procentować. W Szklarskiej będziemy do 17 grudnia.

- Jesteś przesądna?

- Nie. Nie mam zaufania do przepowiedni, różnych zabobonów ani guseł. Wierzę we własne siły. Maskotki nie mam, ale mam rocznego pieska - uroczą Dunię.

- Co tobie przyniósł Mikołaj, co znajdzie się pod choinką?

- Na Mikołaja o słodycze dla nas postarał się ośrodek Maraton, w którym mieszkamy. Cokolwiek znajdzie się natomiast pod choinką, będzie miłą niespodzianką.

- Masz chłopaka?

- Owszem. To oszczepnik z Gdańska, na imię ma Sebastian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki