Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Szpikowski: Atakują mnie, bo rozbiłem patologiczne układy, dzięki czemu Porty Lotnicze mają najwyższe zyski w historii

AIP
Mariusz Szpikowski, szef Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze (PPL).
Mariusz Szpikowski, szef Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze (PPL). Szymon Starnawski /Polska Press
Rozmowa z Mariuszem Szpikowskim, szefem Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze (PPL)

- Minister infrastruktury jest bombardowany wnioskami o wyrzucenie pana z pracy…
- Szczerze mówiąc: wcale się temu nie dziwię. Proszę zwrócić uwagę na porę…

- Chodzi o wybory?
- Jestem tego pewien. Sprawy ciągnące się od lat wyciągane są nagle teraz. Ktoś najwyraźniej kalkuluje, że atakując mnie uderzy w PiS.

- Pan sugeruje, że co się za tym kryje?
- Ja nie sugeruję, tylko jestem pewien, że w całej sprawie – oprócz dowalenia „dobrej zmianie” - chodzi o to, by pewni ludzie mogli nadal doić takie firmy, jak Porty Lotnicze. Gdy tu przyszedłem w styczniu 2016 roku, była to firma działająca w oparciu o przepisy ustawy z czasów PRL, którą uchwalono w czasach rządów Wojciecha Jaruzelskiego. Działała rada pracownicza, zjazdy delegatów załogi, proces decyzyjny był niejasny, a struktura zarządcza nieefektywna. Wiele osób wykorzystywało to wszystko do swych prywatnych celów.

- A konkretnie?
- Różne układy pasożytowały na majątku przedsiębiorstwa, np. czerpały zyski z niekorzystnych dla Portów Lotniczych przetargów, zbyt drogich zakupów towarów i usług. W pewnych przypadkach można wręcz mówić o okradaniu firmy.

- Pan to przeciął?
- Tak. I ze zrozumiałych względów od razu zostałem wrogiem tych, którzy na tym stracili.

- W ten sposób tłumaczyć się może każdy…
- Owszem, ale na moje słowa mam konkretne dowody – oraz twarde liczby. Przez żerowanie na majątku PPL oraz fatalne zarządzanie przedsiębiorstwo latami przynosiło straty. W 2013 roku było to ponad 318 mln zł netto strat, a w 2014 roku - 88 mln zł netto. Dopiero w 2015 roku pojawił się zysk w wysokości 139 mln zł, ale bardziej było to efektem rosnącej liczby pasażerów na lotniskach niż jakości zarządzania. Kiedy zacząłem porządkować ten bałagan i usuwać patologiczne układy, kondycja Portów Lotniczych radykalnie się poprawiła. Zysk za 2016 r. to było już 205 mln, a za 2017 – prawie 272 mln zł. W 2018 r. PPL zarobiły na czysto jeszcze więcej, bo 369 mln zł.

Mariusz Szpikowski: Atakują mnie, bo rozbiłem patologiczne układy, dzięki czemu Porty Lotnicze mają najwyższe zyski w historii
mat. prasowe

- W księgach odnotowano jednak stratę: 66 mln zł.
- Tak, ale wszyscy doskonale wiedzą, że to są tylko straty księgowe, bo przedsiębiorstwo musiało dokonać odpisu w wysokości 540 mln zł za przekazanie na rzecz Skarbu Państwa majątku jednej ze swoich spółek zależnych – Chopin Airport Development, będącej operatorem hoteli. W 2019 roku, gdy tego obciążenia już nie ma, zysk netto PPL za pierwsze półrocze wyniósł prawie 200 mln zł przy półmiliardowych obrotach. Do końca 2019 roku zysk powinien przekroczyć 400 mln zł. Ustanowimy zatem kolejny rekord.

- Wielu fachowców twierdzi, że korzystacie po prostu z dobrej koniunktury na rynku lotniczym.
- Owszem, owe rekordowe zyski są po części efektem koniunktury. Ale głównym ich źródłem jest o niebo lepsze zarządzanie. To też można w bardzo prosty sposób wykazać przy pomocy liczb. Likwidacja patologii w wydatkowaniu funduszy przedsiębiorstwa, które pozwalały się tuczyć różnym grupom, już w 2016 roku przyniosła oszczędności rzędu 25 mln zł. O tyle udało się nam ograniczyć wydatki.

- Bez utraty jakości pracy?
- Oczywiście. Jakość jest u nas absolutnym priorytetem. Po prostu poprawiliśmy efektywność. Olbrzymią rolę odegrała tutaj intensywna praca Biura Przeciwdziałania Nadużyciom i Audytu, które zdiagnozowało wrażliwe miejsca i patologiczne procedury umożliwiające wyprowadzenie pieniędzy.

- Pan chwali Biuro, ale dla części załogi jego działalność jest mocno kontrowersyjna.
- Panie redaktorze, powiedzmy sobie otwarcie, że złodzieje nie kochają policjantów, którzy ich łapią, przerywając niecny proceder. W PPL stało się podobnie: beneficjenci układów, które oplotły Porty Lotnicze, zareagowali nerwowo, a w końcu odpowiedzieli atakiem na mnie i ludzi, którzy ukrócili żerowanie na majątku przedsiębiorstwa. Po ludzku się im nie dziwię: stracili źródła wpływów i dochodów. Ale jako szef PPL muszę stać na straży powierzonego mi narodowego dobra, jakim jest PPL.

- Pan w kontrowersyjnym Biurze zatrudnił byłych funkcjonariuszy służb, m.in. agentów CBA…
- A tak na logikę: gdyby pan chciał wytropić nieprawidłowości, przez które z firmy wyciekają miliony, to kogo by pan zatrudnił? Etnografów? Z całym szacunkiem. Zatrudniłem fachowców. Dzięki ich pracy udało się zaoszczędzić wiele milionów złotych na przetargach, dostawach towarów i usług, więc widać, że to zatrudnienie było korzystne dla firmy, skarbu państwa i podatników. Udało się też usunąć z Okęcia mafię taksówkową, która latami oszukiwała i okradała pasażerów.

- Ludzie pracujący od lat w PPL nie widzieli tych wszystkich układów, patologii?
- Ależ oczywiście, że widzieli, przynajmniej niektórzy. Między sobą rozmawiali m.in. o łamaniu obowiązków służbowych przez część kolegów, co było tolerowane przez poprzednie władze. Mówili też o kominach płacowych, które pozwalały na wypłacanie uprzywilejowanej grupie pracowników znacznie wyższych pensji niż ich kolegom zajmującym takie same stanowiska. To też mogło świadczyć o układzie ówczesnej dyrekcji PPL z niektórymi podwładnymi. Usuwanie tej patologii zajęło nam najwięcej czasu, ale w końcu – przez trzy lata – udało nam się pozbyć z Portów Lotniczych grupę kilkudziesięciu osób łamiących drastycznie dyscyplinę pracy.

- Zwolnieni poszli do mediów, zanosząc tam co najmniej kilka sensacyjnych wątków.
- To, co niektóre media zrobiły z tymi wątkami, przypomina mi osobiście najczarniejszą propagandę w stylu jawnie goebbelsowskim, gdzie sprawca stawia się w roli ofiary i przypuszcza atak.

- Przykład?
- Jedną z głównych tez w tej nagonce jest to, że ja zwolniłem z pracy krystalicznie czystych fachowców zatrudnionych w czasach PO-PSL i przyjąłem w ich miejsce ludzi ze służb, którzy są jakimiś nieudacznikami i że jest tu jakaś dominacja tych ludzi. Tymczasem w owej rzekomo świetlanej przeszłości szefem bezpieczeństwa Lotniska Chopina był Sebastian Michalkiewicz, były dyrektor warszawskiego CBŚ, jednocześnie „konsultant” w banku spółdzielczym w Wołominie oraz kanclerz Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa i Ochrony w Warszawie (WSBiO) współpracującej z potężną firmą ochroniarską założoną przez oficerów PRL-owskich służb specjalnych.

- A Andrzej Ilków, były wicedyrektor ds. ochrony Lotniska? Twierdzi m.in., że w wyniku „czystek kadrowych” rozpoczętych w 2016 r. nie był w stanie poprawnie wypełniać swych obowiązków i doszło do zagrożenia bezpieczeństwa. Po jego zawiadomieniu w 2017 roku Urzędu Lotnictwa Cywilnego przeprowadził kontrolę, która miała potwierdzić nieprawidłowości i powstanie stanu zagrożenia. Pan, dzięki wsparciu służb, miał rzekomo sprawić, że ten raport został głęboko ukryty
- Po pierwsze pan Ilków to jest były oficer Ludowego Wojska Polskiego z uprawnieniniami do obsługi sowieckich SU-22, przeznaczonych do przenoszenia ładunków nuklearnych, czyli – można rzec – zaufany człowiek w tamtych czasach, bo zwykły szeregowiec takich uprawnień mieć nie mógł. Po drugie – jeśli się bliżej przyjrzeć logice zarzutów stawianych przez pana Ilkówa, to okaże się, że ów rzekomy „stan zagrożenia bezpieczeństwa na Lotnisku Chopina”, z taką lubością akcentowany akurat teraz przez niechętne PiS media, wziął się stąd, że Ilków jako szef ochrony nie miał monopolu na zatrudnianie swoich ludzi i musiał wszystkie kadrowe decyzje konsultować ze mną, czyli swoim przełożonym – szefem przedsiębiorstwa. No, doprawdy to jest niebywały skandal. Po trzecie – to nie ja „próbowałem ukryć raport”, tylko ten raport próbowano ukryć przede mną i przed ministrem infrastruktury.

- Po co?
- Osobiście byłbym skłonny podejrzewać istnienie jakiegoś układu między niektórymi pracownikami PPL i ULC, żeby mnie skompromitować i usunąć ze stanowiska – z powodów, o których wspomniałem. Można przypuszczać, że w trakcie badania nieprawidłowości zgłoszonych przez nas prokuraturze, a dotyczących m.in. zakupu w 2013 r. systemu kamerowo-radarowego, który miał zapewniać bezpieczeństwo, a go od początku w dostatecznym stopniu nie zapewniał, CBA postanowiło zbadać i ten wątek. Ale tego nie wiem. Pozwólmy działać służbom. Nota bene pan Andrzej Ilków został zwolniony właśnie za to, że ukrył przede mną, iż ów system nie działa…

- Najwięcej kontrowersji dotyczy jednak właśnie pańskich decyzji kadrowych.
- Mam prawo dobierać sobie współpracowników, do których żywię zaufanie.

- Nawet jeśli to są małżeństwa lub osoby w inny sposób ze sobą spokrewnione?
- Zatrudnienie reguluje specjalna procedura wewnętrzna PPL, która w żaden sposób nie odbiega od procedur stosowanych w każdej innej firmie państwowej. Jest kodeks etyczny, który reguluje te zagadnienia. Zatrudnianie członków rodzin nie jest niczym złym, jeśli mają oni odpowiednie kompetencje. Pilnuję natomiast, aby osoby spokrewnione nie podlegały sobie służbowo.

- I to zapobiega nieprawidłowościom?
- Jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że stoją za mną twarde liczby. Moje decyzje kadrowe walnie przyczyniły się do znaczącej poprawy wyniku finansowego przedsiębiorstwa. No więc jak? Przyjąłem nieudaczników, którzy pomogli wytropić i zwolnic superfachowców i w wyniku tego PPL przynosi dzisiaj zyski jak nigdy? Logika tego wywodu aż powala.

- Nie powali ULC? Ministra transportu?
- Racja, Porty Lotnicze mają swoje organy nadzorcze, są ściśle kontrolowane przez Ministerstwo Infrastruktury, więc pozwólmy tym instytucjom działać, wyjaśniać wszelkie wątpliwości, także te zgłoszone w mediach głównie przez osoby zwolnione z PPL, a więc siłą rzeczy stronnicze…

- Zwolnił pan dyscyplinarnie około 40 osób, niektóre z 20-letnim stażem…
- W Portach Lotniczych pracuje łącznie 1435 pracowników. W ciągu trzech i pór roku dyscyplinarki otrzymało 40. Powiem to najprościej jak można: to liczba odpowiadająca skali stwierdzonych przez nas nadużyć i nieprawidłowości. Jeżeli ktoś się czuje pokrzywdzony może oczywiście zgłosić się do sądu, który ustali prawdę. Jestem pewien, że przyzna mi rację.

- Przeprowadził pan też gruntowne zmiany w strukturze przedsiębiorstwa.
- Tak. Najpierw trzeba było wypowiedzieć stary układ zbiorowy pracy, który uniemożliwiał dobre zarządzanie zasobami ludzkimi. W jego miejsce wprowadziliśmy nowy regulamin wynagradzania pracowników, który jest sprawiedliwszy od poprzedniego, bo nie ma w nim już wspomnianych kominów płacowych, a osoby wykonujące takie same obowiązki mogą być pewne, że będą otrzymywać takie samo wynagrodzenie. Oczywiście na tych zmianach stracą ci, którzy byli dotąd na szczycie kominów płacowych.

- A może PPL notuje coraz większe zyski, bo pan oszczędza na załodze?
- Ależ wraz z zyskami w górę idą także płace! Średnia pensja w Portach Lotniczych przekroczyła już 11 tys. zł brutto, a w przyszłym roku fundusz płac wzrośnie o kolejne 6,6 mln zł. Wypłacamy też pracownikom coraz wyższe nagrody roczne, np. w 2018 roku na jeden etat przypadało średnio 12 tys., zł brutto, a w tym będzie to już 14 tys. zł. Przy dobrym zarządzaniu, bez patologii, które osłabiały tę firmę przez lata i które udało nam się wyeliminować, przed PPL otwierają się perspektywy dalszego, jeszcze szybszego rozwoju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mariusz Szpikowski: Atakują mnie, bo rozbiłem patologiczne układy, dzięki czemu Porty Lotnicze mają najwyższe zyski w historii - Strefa Biznesu

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki