Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Łyszczarz, gimnastyk sportowy: Formę zbudowałem na zawodach i zdobyłem medal

Patryk Kurkowski
Rozmowa z Markiem Łyszczarzem, gimnastykiem sportowym, srebrnym medalistą letniej uniwersjady.

- Niedawno odbyły się mistrzostwa świata w gimnastyce sportowej. Ani indywidualnie, ani zespołowo nie udało się chyba osiągnąć wielkiego sukcesu.

- Na mistrzostwach świata liczyła się przede wszystkim drużyna. Z takim nastawieniem jechałem na ten turniej. Chcieliśmy bowiem zakwalifikować się do finału, gdzie wchodziło 25 ekip. Oczywiście indywidualnie startowałem i też się starałem, ale niestety kompletnie nie trafiłem, choć jak pan wspomniał, wygrałem wcześniej zawody Pucharu Świata. Najlepiej wypadłem na skoku [31 miejsce w kwalifikacjach, nie awansował do finału - dop. red.], na pozostałych czterech przyrządach poszło gorzej.

- A jak Pan oceni indywidualne występy? Są powody do zadowolenia?

- Ze swojego występu jestem zadowolony, ale z drugiej strony wiem, że mogłem osiągnąć więcej. Na turnieju były jednak problemy z odskoczniami. Właściwie w końcówce organizatorzy je zmienili i była do wyboru nowa lub stara. To również miało jakieś przełożenie na końcowe wyniki.

- Wróćmy może jeszcze na chwilę do ubiegłorocznej uniwersjady w Belgradzie. Co Pan czuł po zdobyciu srebrnego medalu?

- Radość po wywalczeniu tego medalu była ogromna. Formę zbudowałem nie przed zawodami, tylko na nich. Wprawdzie w Gdańsku miałem dobre warunki, ale nie czułem się świetnie dysponowany. Dopiero gdy awansowałem do finału, postanowiłem zaryzykować. Wybrałem ćwiczenia z najwyższej półki. Mogło się to skończyć bardzo źle, nawet z uszczerbkiem na zdrowiu, ale ostatecznie udało się i zdobyłem pierwszy w historii medal na uniwersjadzie.

- Wspomina Pan właśnie, że jako pierwszy w historii wywalczył medal na tej imprezie. Pojawiły się nawet porównania do Leszka Blanika, który takiego osiągnięcia w swoim dossier nie ma. Po wielkim sukcesie pojawiła się presja?

- Wiadomo, że jakaś presja istnieje, ciąży na mnie. Okrzyknięto mnie przecież następcą Leszka Blanika. Myślę, że byłoby mnie stać na zdecydowanie lepsze wyniki, gdybym trenował pod okiem właśnie Blanika. Bo Blanik zapowiadał, że chce być przy kadrze, że chce być przy młodych gimnastykach. Ponoć w związku trwają na ten temat rozmowy albo i nie trwają. Niewątpliwie współpraca z kimś takim mogłaby być ogromnym krokiem do podniesienia poziomu.

- Czy opinie, że jest Pan następcą Leszka Blanika, że może Pan dorównać wielkiemu mistrzowi, motywują jakoś Pana dodatkowo? Czy może tworzą niepotrzebną presję?

- Oczywiście miło, gdy się tak o mnie mówi, ale towarzyszy temu pewna presja. Takie opinie niewątpliwie mobilizują dodatkowo, ale będzie niezwykle trudno dorównać świetnemu Leszkowi. On osiągnął bowiem wszystko, zdobył złote medale mistrzostw Europy, świata i igrzysk olimpijskich. Mimo wszystko to duże wyróżnienie dla mnie. Oczywiście będę się starał osiągnąć na skoku jak najlepsze wyniki.

- Słyszałem, że warunki do treningów w naszym kraju nie są jeszcze dobre, że wiele nam brakuje do najlepszych.

- Warunki do treningu oczywiście mogłyby być znacznie lepsze. Brakuje nam sparingpartnerów i obozów. Pamiętam, że byliśmy na jednym świetnym w Grecji. Był także Blanik. Być może podpatrzył coś u mnie, nauczył się czegoś, co mu się przydało. Wiadomo przecież, że jak dwóch zawodników trenuje, to każdy stara się dostosować do wysokiego poziomu. Obóz był udany, nauczyliśmy się nowych elementów, dodatkowo trenowaliśmy w rewelacyjnych warunkach. Takich, jakie mamy na największych imprezach. Przydałoby się ich więcej.

- Jakie ma Pan plany na najbliższe miesiące, lata? Jakie cele sobie Pan postawił?

- Na przyszły rok planuję przede wszystkim zrobić "bazę" na skok. Chcę bowiem wywalczyć kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Londynie. Ale żeby to osiągnąć, muszę zdobyć medal na przyszłorocznych mistrzostwach świata w Tokio. Nie liczy się kolor krążka, liczy się tylko miejsce w pierwszej trójce. I na tym się obecnie skupiam.

- A skąd u Pana takie zamiłowanie do gimnastyki sportowej. Dyscypliny, która w Polsce raczej nie cieszy się ogromną popularnością...

- (śmiech). Jak byłem dzieckiem, to zawsze miałem w sobie nieskończone pokłady energii, często skakałem. Mama pewnego dnia zaprowadziła mnie na trening i od tego się zaczęło. Zaczynałem w Bielsku-Białej, ale później przeniosłem się do Gdańska, bo tutaj są większe możliwości do rozwoju, do osiągania najlepszych wyników. Po prostu lepsze warunki dla gimnastyków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki