Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Pietrowski: Mam zupełnie inne spojrzenie na odżywianie

Paweł Stankiewicz
Tomasz Bołt
Z Marcinem Pietrowskim, pomocnikiem Lechii Gdańsk, który został magistrem AWFiS i obronił pracę pod tytułem "Ocena wybranych składników pokarmowych w dietach piłkarzy nożnych Lechii Gdańsk i Potoku Pszczółki", rozmawia Paweł Stankiewicz

Masz chyba najwięcej pseudonimów spośród piłkarzy Lechii.
- Wiem, do czego zmierza to pytanie. Z tej całej sprawy wyszło jedno wielkie nieporozumienie.

Zacznijmy jednak od początku. Ten najstarszy to Jedi. Lubisz "Gwiezdne wojny"?

- Lubię. Oglądałem wszystkie części. Ta ksywka została mi nadana na obozie w Cetniewie w II lidze, a trenerami byli tam Marcin Kaczmarek i Tomasz Borkowski. Na chrzcie zespołu mieliśmy odgrywać sceny i były nadawane ksywki. Odegrałem "Gwiezdne wojny" i zostałem Jedi.

Potem były Kwadratowa i Kamikadze. To już mniej pochlebne ksywki?

- Wręcz bardzo nieprzyjemne. Nie zdawałem sobie sprawy, jak daleko to wszystko zaszło. Nie byłem tego świadomy. Mam delikatny żal do ludzi związanych z Lechią, że nie starali się wyprostować tej sytuacji. Nie chciałem sam się bronić, bo tylko winny się tłumaczy. Ludzie mnie znają i wiedzą, jaki jestem. Słyszałem pogłoski, że robiono ze mnie alkoholika. A to nie ja.

Tak rzucałeś się w oczy kibicom podczas imprezowania?

- Staram się żyć normalnym trybem, jak normalni ludzie. Nie biegam od imprezy do imprezy. A jak się wybiorę, to dzieje się to sporadycznie. Zostałem wypatrzony, gdy byłem na imprezie w Kwadratowej ze znajomymi. Oceny były mocno podkoloryzowane. Ludzie opowiadali, że ochroniarze wyprowadzili kilku zawodników Lechii, że Lewon Hajrapetjan był pijany i słaniał się na nogach. A to bzdury. Jedna osoba napisze na forum, wszyscy to przekazują. Jeszcze każdy coś doda od siebie i cały Gdańsk huczy od plotek.

Jakie wnioski z tego wyciągnąłeś?

- Ci, co mnie znają, wiedzą, że taki nie jestem. A jeśli ludzie sugerują się opiniami na forach internetowych, a nie chcą porozmawiać, to świadczy tylko o nich.

Wreszcie najnowsze pseudo to Magister. I z tego akurat możesz być dumny?

- Czasami można nutkę uszczypliwości usłyszeć w tonie. Raczej jednak jest to miłe, kiedy tak się do mnie zwracają.

Wraz z tym stopniem dojrzałeś życiowo i piłkarsko?

- Stopień naukowy to tylko papier. Całe studia, otoczenie i współpraca z panią promotor Barbarą Wilk pomogły mi spojrzeć inaczej na odżywianie. Okazało się, że jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu człowieka.

Skąd pomysł na temat pracy o odżywianiu?

- Na drugim roku studiów mieliśmy proste zajęcia z odżywiania. Już po jednych wiedziałem, że odżywianie to jest to, co mnie zainteresuje i chcę w to brnąć.

Jak odżywiają się piłkarze w niższych ligach?

- Pisałem właśnie magisterkę, porównując zespoły ekstraklasy i IV ligi. W tym przypadku Lechię i Potok Pszczółki. Różnice były takie, że w ekstraklasie jest większe zapotrzebowanie na węglowodany. W IV lidze zawodnicy mają więcej tłuszczy i białka. Do ciężkiego wysiłku fizycznego to jednak węglowodany dają najwięcej energii.

Dieta w IV lidze jest zła?

- Słabsza. Lepsze odżywianie w naszym klubie wynika z większej świadomości u piłkarzy ekstraklasy.

W niższych ligach pod tym względem panuje niewiedza?

- Zdecydowanie tak. Widzę po sobie, że zmieniłem odżywianie w ciągu dwóch lat. Zacząłem zupełnie inaczej podchodzić do spraw związanych z dietą.

Taką dietę da się zmienić, kiedy kluby amatorskie nie mają pieniędzy?

- Oczywiście. Każdy prywatnie może zbilansować sobie taką dietę. Organizm sam pokazuje, czego potrzebuje. Jeśli mamy ochotę na coś, to organizm daje sygnał, że brakuje mu witamin czy minerałów. A czasami sięgamy do lodówki po to, co w niej akurat jest. Jemy to, co mamy pod ręką i to jest największy błąd.

Co z diety należy wyrzucić? Słodycze? Tłuszcze?

- Przede wszystkim słodycze, czyli cukry proste, a także napoje słodkie, jak coca-cola. Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba znać umiar.

Wiele zależy od każdego indywidualnie, bo przecież klub nie ma kontroli nad tym, co jesz w domu czy w restauracji?

- Jak jedziemy na mecz wyjazdowy i jemy w hotelu, to jest szwedzki stół. Produkty są na stole do wyboru i każdy może sobie coś wybrać. A na co dzień? Wszystko można jeść, ale z umiarem. Jak organizm się czegoś domaga, to można sobie na to pozwolić.

Co piłkarz musi jeść?

- Nie ma jednego wzoru. Każdy indywidualnie podchodzi do diety, bo i każdy organizm jest inny. Najważniejsze są produkty z niskim indeksem glikemicznym. Takie wolno się rozkładają w organizmie i na dłużej starcza energii.

A jak Ty się odżywiasz?

- Zrobiłem duży postęp od spotkań z panią promotor, która otworzyła mi oczy na to, jak ważne jest odżywianie. Posiłki planuję na 2-3 dni do przodu, robię zakupy i wiem, co będę jadł. Wiem, kiedy mogę pozwolić sobie na więcej, a kiedy nie.

Jaką kuchnię osobiście polecasz?

- W mojej diecie są przede wszystkim makarony, piersi z kurczaka, ale również pieczywo ciemne, warzywa i owoce, dużo surówek i ryby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki