Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magdalena Witkiewicz, pisarka i biznesmenka z Gdańska, opowiada o swoich powieściach

Grażyna Antoniewicz
Czasami w książkach uwypuklam swoje wady, np. bałaganiarstwo, chociaż nie cierpię bałaganu
Czasami w książkach uwypuklam swoje wady, np. bałaganiarstwo, chociaż nie cierpię bałaganu materiały prasowe
Prowadzi firmę, dom, wychowuje dwoje dzieci i w międzyczasie pisze książki. Jej powieści "Milaczek" oraz "Panny roztropne" poprawiły humor tysiącom kobiet. Przeczytajcie o tym, jak mimochodem, gdy dziecko śpi, gdańszczanka Magdalena Witkiewicz potrafi napisać bestseller.

Kiedy skończyła pisać pierwszą powieść, wysłała ją do wydawnictwa Moniki Szwai, prosząc o opinię.
- Pani Monika odpowiedziała, chyba po dwóch godzinach, że w tym momencie nie może nic mądrego napisać, bo ma ataki śmiechu i napisze, jak skończy czytać - wspomina Magdalena Witkiewcz. - Po kilku godzinach zatelefonowała i powiedziała: "Szybciutko to wydajemy" i taki był mój debiut.

Kto tu rządzi?

Gdańska pisarka, właścicielka firmy marketingowej, mama trzyletniego Mateusza oraz pięcioletniej Lilki mieszka w gdańskim Matemblewie, niedaleko lasu. W domu rządzi Puszysław, kot niebieski brytyjski.
- Ja, jak ten Milaczek z mojej powieści, chcę miłości, ciepła, kwitnących pelargonii na balkonie i kota w domu. Więc mój mąż stwierdził, że jeśli kot, to musi być rasowy - uśmiecha się pani Magdalena. - Miał kiedyś dachowca, który dał mu mocno w skórę. Dlatego postanowiliśmy, że zwierzak powinien być z w miarę przewidywalnym charakterem. Nasza córka powiedziała, że musi się nazywać Pusia. Mówię: "Lila, ale to będzie kot-facet". Dobra, zgodziła się Lilka, niech będzie Pusio.
- Ale co zrobić, gdy stanie się dużym kocurem? - spytałam. Wspólnie stwierdziłyśmy, że najpierw będzie Pusio, potem Puszek, a potem Puszysław. Ma już prawie rok i stał się dużym kocurem. - Puszysław bardzo do nas pasuje, bo jest takim samym głodomorem jak cała nasza rodzina - żartuje pani Magdalena.

Rodzina Witkiewiczów lubi słodycze. Tradycją jest pieczenie pierniczków na Boże Narodzenie. Pięknie zdobione zawisną na choince, część dostaną przyjaciele. Pierniczki muszą jednak poleżeć, więc cała lodówka jest nimi zapełniona.

W ulubionym fotelu

Prowadzi firmę, wychowuje dwoje dzieci, a w międzyczasie (mimo iż tego międzyczasu ma niewiele) Magdalena Witkiewicz pisze książki. Napisała ich już cztery i pół i jeszcze kawałek piątej i szóstej, oraz jedną dla dzieci. Kiedy znajduje na to czas? Wieczorami, kiedy Mateusz i Lilka zasną, zasiada z laptopem na kolanach w ulubionym fotelu, obok dymi filiżanka aromatycznej kawy.

Pisać zaczęła na urlopie macierzyńskim. - Lilka była grzecznym dzieckiem, spać chodziła o godzinie dziewiętnastej - wspomina pani Magdalena. - Pewnego dnia wysłałam tekst mojej mamie, która zdziwiła się i powiedziała: "Dziecko, to ty tak piszesz?". Zaczęłam pisać na forum internetowym dla mam. Podobało się, więc wysłałam "Milaczka" do wydawnictwa...
- Kiedy miałam pewność, że "Milaczek" zostanie wydany, byłam tak zaaferowana, że po raz pierwszy w życiu założyłam mojemu dziecku czerwone buty do różowej sukienki - opowiada.

Poczucie humoru Magdalena Witkiewicz ma podobno po tacie. - Jak to się mówi w rodzinie, "w książkach widać złośliwe poczucie humoru Krajewskich i ich cięty dowcip". - Wolę się sama z siebie śmiać, niż żeby ktoś ze mnie kpił - wyznaje. - W każdej z bohaterek jest trochę mnie. Czasami uwypuklam swoje wady. Jestem bałaganiarą, chociaż nie cierpię bałaganu.
Pani Magdalena lubi serweteczki, jakieś drobiażdżki, firaneczki szydełkowe. Lubi robić na szydełku i na drutach, ba! ma do tego smykałkę, tylko... nie ma czasu. - Ostatnio sobie powiedziałam, że jak skończę kolejną książkę, to kupię taką super maszynę do szycia, która sama szyje (śmiech).

Miłość i betoniarki

Moja najszczęśliwsza chwila w życiu? - zastanawia się. - To chyba był moment, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Poród wypadł mi z pamięci, ale pamiętam tę przeogromną radość, że jestem w ciąży. Nie mogłam o niczym innym myśleć. Moje dzieci dają mi dużo szczęścia. Cudowne są chwile, gdy mój Mateusz budzi się rano i słyszę "Kocham cię mamusiu tyle lazy, ile jest betonialek na ulicach". Myślę, że rodzina, dzieci są największym szczęściem.

Baby na Kilimandżaro

Pełna pasji i radości życia Magdalena Witkiewicz lubi wyzwania. Weszła bowiem na Kilimandżaro w grupie samych kobiet.
- Wyprawę "Baby na Kilimandżaro" zorganizowała moja przyjaciółka Iwona Grabowska. Dla mnie było to olbrzymie wyzwanie nie ze względu na trudność techniczną, ale ze względu na chorobę wysokościową - wspomina. - Udało się. Z okazji wyprawy na Kilimandżaro zorganizowałyśmy koncert charytatywny dla dzieci z afrykańskiej wioski. Grał Larry OK Ugwu i Ikenga Drummers. Dochód był przeznaczony na wioskę masajską
Zrobiła nawet - choć mówi o sobie "tchórz straszliwy" - patent nurka. - Morsem też byłam - dwukrotnie kąpałam się w lutym w Bałtyku - mówi.

Ciotka Matylda

W lutym ukaże jej najnowsza powieść - "Ballada o ciotce Matyldzie".
- Ciotka Matylda jest starszą panią, która wie, czego chce i na początku książki decyduje, że umrze. Uważa, że wszystko, co miała do załatwienia na tym świecie, już załatwiła i nie jest już potrzebna. Matylda ma ukochaną siostrzenicę Joankę, która dziedziczy po niej firmę, ale jak się okazuje - to sex shop w małym miasteczku.

Wszystkie kłopoty, jak zwykle u MagdalenyWitkiewicz, kończą się happy endem.
- Wydaje mi się, że nie ma co się denerwować książkami - mówi pisarka. - Człowiek często ma jakieś problemy, które nie są od niego zależne, więc po co jeszcze sobie dorzucać trosk czytaniem smutnych książek. Zawsze chciałam napisać książkę, która kończy się słowami: "I żyli długo i szczęśliwie".

Gdy brak miłości

"Milaczek" ukazał się cztery lata temu, potem były "Panny roztropne". Niedawno ukazała się "Opowieść niewiernej", w której autorka zastanawia się, czy warto za wszelką cenę dążyć do utrzymania małżeństwa. Małżeństwa, któremu nie można nic zarzucić oprócz tego, że... brak w nim miłości. "Opowieść niewiernej" przez wiele tygodni znajdowała się na listach bestsellerów. Wkrótce ukaże się "Lilka i spółka" (książka dla dzieci).

Zapewne zaskoczy też jej kolejna powieść "Szkoła żon". Jak powstała?
- Na wakacjach byłam w Ciechocinku. I otóż pomiędzy basenem solankowym a basenem zwykłym, gdzieś w połowie drogi pomiędzy masażem lewej nogi a prawej, dostałam maila od pewnej bardzo miłej pani, która pisała, że jest nowym wydawcą i chciałaby, bym napisała dla niej powieść… erotyczną… Mail ten mnie bardzo zaskoczył. Ja? Erotyk? Toć jak Zofia Kruk w "Milaczku" była masowana przez Siergieja, spływałam rumieńcem, a jak Ewa z Maćkiem w windzie czy na stole, to już nie wspomnę. A coś więcej? I używać SŁÓW? Wahałam się długo, po czym powiedziałam wydawcy, że w żadnym wypadku. Bo co na to moja mama? Ale moja mama powiedziała (już nie pamiętam, czy użyła tych słów), że mam się od matki odczepić i robić swoje - pisze na swojej stronie internetowej autorka.

- Chcę, by to była fajna książka, nie głupia. By coś wnosiła oprócz tzw. "momentów". Bo takie sceny są bardzo trudne do napisania. By były ładne, nie wulgarne i nie… śmieszne. I by nie była tylko kolejną na fali "50 twarzy Greya".
Więc czekamy z niecierpliwością na "Szkołę żon".

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki