Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Kośmicki, reżyser "Ukrytej gry": - Chciałem, żeby mój pierwszy film zwrócił na siebie uwagę. I dzięki międzynarodowej obsadzie zwraca

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 20.09 Na zdjęciu Łukasz Kośmicki, reżyser "Ukrytej gry".
44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 20.09 Na zdjęciu Łukasz Kośmicki, reżyser "Ukrytej gry". Karol Makurat
Z Łukaszem Kośmickim, reżyserem thrillera szpiegowskiego pt. "Ukryta gra" o Billu Pullmanie, Piotrze Woźniaku-Staraku i Pałacu Kultury i Nauki rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Rzadko polski debiut ma tak interesującą obsadę. Interesującą, bo nie... polską. ​
Chciałem, żeby mój pierwszy film zwrócił na siebie uwagę. I dzięki międzynarodowej obsadzie zwraca.​ Ale przede wszystkim chciałem zrobić film z ciekawym bohaterem, który w niesprzyjającym otoczeniu przechodzi przemianę. Pragnąłem opowiedzieć ciekawą historię rozgrywającą się w niesamowitym, magicznym miejscu. ​
A takim miejscem jest Pałac Kultury i Nauki. Ten obiekt od dawna mnie fascynował. Pamiętam wspomnienie z dzieciństwa, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Warszawy i z bliska zobaczyłem ten Pałac. Poraziła mnie jego skala.

44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. "Ukryta gra" - ostatni film, który wyprodukował Piotr Woźniak-Starak


A teraz kręcił pan tu zdjęcia do "Ukrytej Gry". ​
W naszym filmie Pałac Kultury i Nauki jest tak mroczny jak Gotham City. W stylu noir. Ale sam film nie był łatwy. Długo i ciężko przy nim pracowaliśmy. Międzynarodowa obsada, dialogi po angielsku, polsku i rosyjsku, do tego wysoki budżet, z tym trzeba się było zmierzyć.​

Podobno duży wpływ na powstanie tego filmu miał Robert Więckiewicz, który fantastycznie zagrał dyrektora Pałacu Kultury i Nauki. ​
Kiedyś Robert powiedział, że chętnie u mnie zagra, jak tylko napiszę fajny scenariusz. No to napisałem. ​Rola dyrektora Pałacu Kultury i Nauki była od początku dla niego pisana. Kiedy mu dałem do przeczytania pierwszą wersję scenariusza, odparł tylko: - OK, wchodzę w ten projekt. ​

A jak Bill Pullman znalazł się w "Ukrytej grze"?​
To historia, w której życie miesza się z filmem. W "Ukrytej grze" jest tak, że jeden amerykański szachista zastępuje drugiego amerykańskiego szachistę i niespodziewanie dla siebie po trzech dniach znajduje się w Warszawie. A na planie filmowym było tak, że jeden wybitny aktor Bill Pullman zastąpił innego wybitnego aktora Williama Hurta. To Hurt miał początkowo grać w "Ukrytej grze". Ale z przyczyn zdrowotnych musiał zrezygnować z roli. Bill dostał scenariusz, przeczytał go, zgodził się zagrać i po trzech dniach wylądował w Warszawie. Można powiedzieć, że życie dopełniło scenariusz. ​

Producentem filmu był Piotr Woźniak-Starak. Ja to się stało, że zaufał debiutantowi?​
Piotr wiedział, że co prawda jestem debiutantem w fabule, ale mam solidne doświadczenie i obycie z planem filmowym. Zrobiłem kilka fabuł i teatrów telewizji jako operator.​

Napisał pan też scenariusz do "Domu Złego" Wojtka Smarzowskiego.​
Pisaliśmy go wspólnie z Wojtkiem. Ale wyreżyserowałem kilkaset reklam, kilkadziesiąt odcinków różnych serialu. I po pierwszym spotkaniu z producentami wiedziałem, że tylko Piotr Woźniak-Starak i Krzysztof Terej są w stanie w tym momencie taki film w Polsce zrobić. ​

Co to znaczy w "tym momencie"?​
Kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, był rok 2012. I wtedy w innym miejscu było polskie kino. Teraz jest ono na fali wznoszącej. Na polskie filmy chodzi rocznie 20 milionów widzów. Polskie filmy jak "Ida", odnoszą spektakularne sukcesy. A Piotr i Krzysiek zdecydowali się na ten film w roku, kiedy w kinach polskie filmy obejrzało tylko 5 milionów osób. A za sukces uważano filmową produkcję z 300 tysięczną widownią. Oni zaryzykowali, uwierzyli w ten projekt i doprowadzili go do końca. Było w tym coś wizjonerskiego. A kiedy William Hurt piątego dnia zdjęć doznał kontuzji i było wiadomo, że już nie zagra, to Piotr i Krzysiek w ciągu 24 godzin znaleźli zastępstwo. I proszę mnie nie pytać, jak to zrobili. Bo nie wiem. Zawsze im powtarzałem: tylko wy możecie zrobić ten film. I to była prawda. ​

To ostatni film Piotra Woźniaka-Staraka. Jego śmierć jest ogromną stratą dla kina.​
To dla mnie bardzo trudny temat. Bolesny i świeży. Powiem tylko, że straciliśmy wizjonera kina, który wnosił do filmu odrobinę szaleństwa. Jeśli ktoś myśli, że Piotr był takim enfant terrilble filmowego świata, tylko od zbierania pieniędzy na film, to się bardzo myli. To był człowiek ciężkiej pracy. Bo, żeby wyprodukować filmy tak dobrze przez widzów odbierane jak "Bogowie" czy "Sztuka Kochania" to trzeba ciężko pracować. ​

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:








Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki