Przepis na wygranie meczu w piłce nożnej wydaje się bardzo prosty. „Wystarczy” mieć bramkarza w świetnej dyspozycji i dużo szczęścia w ataku. Oba te warunki w niedzielę spełniła w Kielcach Arka, przez co mogła cieszyć się z drugiego z rzędu zwycięstwa, a pierwszego na wyjeździe w ekstraklasie... od 11 listopada 2018 roku.
- Pojawiły się uśmiechy, radość w szatni. Dawno tego nie było. To była największa zdobycz po meczu z Miedzią - tłumaczył przed kamerami przed konfrontacją z Koroną Jacek Zieliński, trener żółto-niebieskich. W niedzielę nie mógł skorzystać z usług Luki Zarandii, który podkręcił staw skokowy, oraz Adama Dei, który zmaga się z drobnym urazem mięśnia dwugłowego.
Dodatkowym utrudnieniem, ale już dla piłkarzy obydwu ekip, był ulewny deszcz, który spowodował, że murawa w Kielcach przypominała basen. Spotkanie było przez to trudne do oglądania, bo piłkarze praktycznie nie mogli swobodnie operować piłką. Futbolówka często stawała, diametralnie zmieniając tempo akcji czy wymuszając na zawodnikach niesamowite wręcz akrobacje.
Gdynianie w Kielcach byli w cieniu Korony, ale potrafili umiejętnie wykorzystać swoje okazje. Ba, obydwa celne strzały zamienili na gole. Najpierw zrobił to Marko Vejinović, który wykorzystał... podanie z autu Damiana Zbozienia i wielkie gapiostwo całej linii defensywnej gospodarzy. To była akcja w końcówce pierwszej połowy i uskrzydliła ona arkowców. Decydujący cios, strzałem głową, zadał kapitan Adam Marciniak, który w ekwilibrystycznym stylu wykorzystał idealne dośrodkowanie z rzutu wolnego Vejinovicia.
- Strach podać do tyłu, bo piłka gdzieś tam na murawie staje i dochodzi do niespodziewanych zwrotów akcji - tłumaczył Bartosz Rymaniak, prawy obrońca Korony.
Zapomniał o tym w pierwszej połowie Frederik Helstrup, którego podanie do Pavelsa Steinborsa mogło się zakończyć bardzo źle, bo piłka stanęła w kałuży tuż przed bramkarzem Arki. Poza tą akcją Łotysz był nieomylny. Futbolówka mijała o centymetry słupki jego bramki lub on sam stawał na wysokości zadania. Sam Felicio Brown Forbes miał na początku drugiej odsłony trzy dobre okazje na „ugryzienie” Arki.
- Trzeba mieć to szczęście. Bądźmy sprawiedliwi, mieliśmy go masę. To jest piłka. To jest polska piłka. To boisko, ten deszcz. Zdobyliśmy trzy punkty i o to chodziło. Jeszcze nic nie ugraliśmy, ale to taki nasz mały kroczek. Strasznie się cieszę, że zdobyłem ważną bramkę na 2:0, bo pozwoliła ona uspokoić naszą grę. Dla mnie Pavels to bramkarz sezonu. Mam nadzieję, że nie podpadnę trenerowi bramkarzy (Jarosław Krupski - przyp.), ale to mocny kandydat na najlepszego bramkarza Arki w historii - podsumował mecz Adam Marciniak.
Patryk Lipski po meczu Cracovia - Lechia Gdańsk: Nie jestem szczęśliwy, ale nie możemy się też długo smucić
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?