MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lechia zagrała mądrze i zwyciężyła

Paweł Stankiewicz
Drugie wyjazdowe zwycięstwo z rzędu, a trzecie w tym sezonie - jeśli wliczymy Puchar Polski - odnieśli piłkarze Lechii. Biało-zieloni wykorzystali słabość Korony i wygrali w Kielcach 1:0, choć od 26 minuty grali w osłabieniu, po czerwonej kartce dla Marcina Pietrowskiego. Pierwszego gola w barwach Lechii strzelił Brazylijczyk Ricardinho.

Trener Bogusław Kaczmarek wciąż nie przestaje zaskakiwać, ale wygrywa na swoich decyzjach. Tym razem w domu zostawił Piotra Wiśniewskiego i Piotra Grzelczaka, a pomimo kontuzji Andreu, to i tak do gry nie wystawił Łukasza Surmy. Na jego pozycji wystąpił Lewon Hajrapetjan, a po raz pierwszy w tym sezonie na lewej obronie zagrał Litwin Vytautas Andriu- skevicius. Przetasowania ogólnie były trafione, choć Surma - który po pół godzinie gry pojawił się na boisku - znowu pokazał, że nie można go skreślać i wciąż gra na wysokim poziomie.

Przede wszystkim jednak jest widoczna istotna różnica w grze Lechii. I to nie w porównaniu z poprzednim sezonem, ale nawet z pierwszym meczem z Polonią Warszawa. Na inaugurację sezonu gdańszczanie biegali, walczyli, szukali szansy na punkty, ale to wszystko. Biało-zieloni przegrali, bo atakowali bez pomysłu. Do tego doszły katastrofalne błędy w bramce Michała Buchalika.

To wszystko jednak się zmieniło. Zarówno w Szczecinie, jak i w Kielcach widzieliśmy drużynę biało-zielonych, która miała pomysł na grę. Podopieczni trenera Kaczmarka w obu spotkaniach bardzo mądrze się bronili i szukali okazji do strzelenia gola. Widać wyraźnie, jak dużo tej drużynie daje Jarosław Bieniuk na środku obrony. Tym bardziej że świetnie rozumie się z Sebastianem Maderą. Bieniuk w meczu z Polonią nie mógł zagrać i defensywa nie stanowiła takiego monolitu, jak w dwóch kolejnych spotkaniach. Do tego coraz lepiej spisuje się Buchalik. Po słabym pierwszym meczu nie załamał się. Przeciwko Pogoni i Koronie bronił już znacznie pewniej. Lepiej piłkarze Lechii prezentują się też w ofensywie. Nie można mówić o jakiejś wielkiej metamorfozie, ale gdańszczanie w każdym meczu strzelają gole. W trzech meczach ligowych tego sezonu zdobyli ich cztery, kiedy w tym samym momencie poprzednich rozgrywek mieli na koncie tylko dwa trafienia. Więcej goli, to od razu więcej punktów. Imponuje też skuteczna postawa Lechii w meczach wyjazdowych. Dwa spotkania, komplet punktów i żadnego straconego gola świadczą o tym, że obrona biało-zielonych jest dobrze zorganizowana. A przecież w Pucharze Polski też biało-zieloni wygrali spotkanie wyjazdowe, choć po dogrywce.

W Kielcach mecz zaczął się dla Lechii idealnie. Już w 9 minucie Abdou Razack Traore podał z własnej połowy do Ricardinho, a ten rozegrał kontrę z Grzegorzem Rasiakiem i zakończył ją celnym strzałem. Szok w Kielcach, bo gospodarze chcieli się wreszcie przełamać. I wielka radość w zespole biało-zielonych, która kilkanaście minut później została zmącona przez nieodpowiedzialne zachowanie Pietrowskiego. Pomocnik biało-zielonych brutalnie sfaulował rywala i goście musieli bronić korzystnego wyniku w osłabieniu.

- Faul był ewidentny i czerwona kartka należała się Pietrowskiemu - mówił w przerwie meczu Tomasz Foszmańczyk, pomocnik Korony. - Musimy zagrać szybciej i lepiej w drugiej połowie. Okazje bramkowe na pewno będą, tylko trzeba je wykorzystać.
Zadowolony z wyniku był z kolei Sebastian Madera.

- Mecz dobrze się ułożył. Szkoda tylko tej czerwonej kartki. Przed nami trudna druga połowa, ale chcemy zdobyć trzy punkty - zapewniał środkowy obrońca biało-zielonych.

W drugiej części większość spotkania toczyła na połowie gdańskiego zespołu. Tak naprawdę jednak nic z tego nie wynikało. Najgroźniej było po strzale głową Michała Żewłakowa, kiedy to poprzeczka uratowała biało-zielonych przed utratą gola. Wcześniej jednak Lechia miała świetną okazję na podwyższenie prowadzenia. Kontrę rozpoczął Surma, który podał do Mateusza Machaja, a ten wypuścił w bój prawą stroną boiska Ricardinho. Brazylijczyk za szybko jednak starał się dograć piłkę do Machaja i obrońcy Korony wybili ją na rzut rożny. Potem kielczanie mieli przewagę, utrzymywali się przy piłce, ale w żaden sposób nie potrafili poważniej zagrozić bramce strzeżonej przez Buchalika.

Sędzia słusznie dał mi czerwoną kartkę

Z Marcinem Pietrowskim, piłkarzem Lechii Gdańsk, ukaranym w Kielcach czerwoną kartką, rozmawia Paweł Stankiewicz

- Co trener Kaczmarek mówił ci, kiedy schodziłeś z boiska po czerwonej kartce?

- Trener był na mnie bardzo zły. Jednak słowa, jakie usłyszałem, zachowam dla siebie.

- Oglądałeś już swój faul w powtórkach na DVD?

- Tak, widziałem tę sytuację. Słyszałem wiele słów od kibiców i od znajomych, że należała mi się w tej sytuacji tylko żółta kartka. Ja mam jednak inne zdanie i uważam, że sędzia podjął słuszną decyzję dając mi czerwoną kartkę za ten faul.

- To nie była groźna sytuacja, akcja w środku boiska i ten faul nie był konieczny?

- Na pewno nie miałem zamiaru skrzywdzić piłkarza Korony. Moim zamiarem był jedynie odbiór piłki, ale w tej sytuacji - niestety - byłem za bardzo spóźniony.

- Nie było możliwości uniknięcia faulu?

- Jak by była możliwość, to na pewno bym tak zrobił. Zwłaszcza gdybym wiedział, że za chwilę zrobię takie głupstwo. To wszystko działo się tak szybko, że ciężko było zareagować.

- Długo odpoczniesz. Teraz w lidze jest przerwa, potem dwa mecze pauzy za czerwoną kartkę i do gry będziesz mógł wrócić dopiero w ostatniej wrześniowej kolejce ligowej.

- Czekają mnie trzy tygodnie miniobozu. Muszę się dobrze przygotować do kolejnych meczów, żeby powalczyć o odzyskanie miejsca w składzie.

- Taka przerwa przytrafiła ci się akurat wtedy, kiedy zacząłeś grać coraz lepiej...

- Żałuję tego. Chciałbym pomagać drużynie, ale stało się to, co się stało. Muszę przełknąć gorzką pigułkę.

- Na pewno ci ulżyło, kiedy sędzia zakończył ten mecz?

- Oj, tak. Mocno trzymałem kciuki, a serce mi waliło. Kiedy sędzia gwizdnął po raz ostatni i wygraliśmy to spotkanie, to kamień spadł mi z serca.

- Wygraliście drugi mecz z rzędu i teraz w tabeli jesteście bliżej czołówki.

- To prawda, ale nie zapominajmy, że za nami są dopiero trzy mecze ligowe. Nie popadajmy w hurraoptymizm. Jednak nie da się ukryć, że sześć punktów w dwóch meczach napawa optymizmem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki