Piłkarze Lechii dopiero co wywalczyli awans do 1/16 finału Pucharu Polski, a już musieli walczyć w Płocku o ligowe punkty. Zresztą Wisła była w podobnej sytuacji, choć gdańszczanie we wtorek grali jeszcze dogrywkę i rzuty karne. Trener Piotr Stokowiec postawił na sprawdzony skład, ale zrobił jedną - zaskakującą zmianę. W bramce pozostał Zlatan Alomerović, który bronił także w pucharowym meczu w Krakowie, a na ławce rezerwowych wylądował Dusan Kuciak. Słowak wpuścił osiem goli w dwóch meczach i być trener Stokowiec uznał, że przyda mu się odpoczynek.
Pierwsza połowa meczu w Płocku nie była wielkim widowiskiem. Lechia prezentowała się lepiej od strony czysto piłkarskiej, ale to nie miało żadnego wpływu na przebieg gry. To był jeden ze słabszych meczów Lechii w tym sezonie, pomimo tego, że dłużej utrzymywała się przy piłce. Obie drużyny miały swoje szanse, aby strzelić gola. Dla Wisły kapitalnej wręcz okazji nie wykorzystał Dominik Furman, który z kilku metrów w idealnej sytuacji strzelił nad poprzeczkę. A biało-zieloni? Niestety, obijali słupki, zamiast strzelać gole. Drużyna z takim potencjałem ofensywnym miała wielki problem z posłaniem piłki do siatki, choć w bramce gospodarzy stał zaledwie 20-letni Bartłomiej Żynel. Najpierw Michał Nalepa strzelił w słupek z bliska po dośrodkowaniu z rogu Filipa Mladenovicia, a trzy minuty później z ok. 30 metrów huknął Daniel Łukasik i... też trafił tylko w słupek. Swoje szanse mieli też Mladenović i Rafał Wolski. Pierwszy strzelił w boczną siatkę, a po uderzeniu drugiego futbolówkę odbił Żynel. Słabo grał Artur Sobiech. Po tym jak strzelił trzy gole w meczu z Zagłębiem Lubin, tym razem praktycznie nie było go widać na boisku i nie stworzył większego zagrożenia pod bramką gospodarzy i zagrał poniżej oczekiwań.
Więcej emocji było w drugiej połowie, choć znowu o Lechii można mówić bardziej w kategoriach rozczarowań. Dwukrotnie sędzia musiał też korzystać z VAR. W 50 minucie Ricardinho sfaulował Lukasa Haraslina i sędzia przyznał rzut wolny, ale... dostał sygnał od arbitra VAR. Paweł Raczkowski obejrzał sytuację raz jeszcze na monitorze i tym razem już bez wątpliwości słusznie uznał, że faul miał miejsce w polu karnym. Rzut karny dla Lechii i Flavio Paixao strzelił w... słupek. To trzeci strzał w słupek biało-zielonych w tym meczu. Flavio jeszcze dobił piłkę do bramki, ale ponieważ wcześniej futbolówki nikt inny nie dotknął, to gol nie mógł zostać uznany. Portugalczyk strzelał już piątego karnego w tym sezonie i jego statystyka nie może zachwycać - trzy karne wykorzystał, a dwóch nie. Widać było, że piłkarze Lechii mają większe umiejętności, wyższą jakość, ale tym razem to rywale mieli więcej sportowej złości i agresywności w swojej grze. Brak tych elementów w grze zespołu trenera Stokowca automatycznie się odbił na postawie na boisku. Flavio kilka minut później strzelił gola, ale sędzia znowu skorzystał z VAR i bramki nie zaliczył, uznając że piłkarz Lechii zagrał piłkę ręką.
W futbolu zmarnowane szanse się mszczą i tak też było w Płocku. W 75 minucie kapitalnie dośrodkował Furman, a wbiegający w pola karne bez opieki strzelił zwycięskiego gola dla gospodarzy. Wisła tym samym wygrała dopiero pierwszy mecz w tym sezonie na własnym boisku.
- Przegraliśmy mecz, którego nie mieliśmy prawa zremisować. Nawet z jednego punktu nie byłbym zadowolony. Brakowało może przyspieszenia, ale i tak mieliśmy okazje bramkowe. Musimy przełknąć gorzką pigułkę - powiedział trener Stokowiec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?