MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk podejmuje Widzew Łódź. Patryk Tuszyński wpadł w strzelecki trans

Paweł Stankiewicz
Patryk Tuszyński, napastnik Lechii Gdańsk
Patryk Tuszyński, napastnik Lechii Gdańsk Tomasz Bołt/Polskapresse
W meczu 26 kolejki piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy Lechia Gdańsk podejmie na PGE Arenie Widzew Łódź. Mecz rozpocznie się w sobotę o godzinie 15.30 i będzie transmitowany przez Canal+Family i Polsat Sport Extra. Spotkanie sędziować będzie Paweł Raczkowski z Warszawy. Arbiter w tym sezonie prowadził dwa mecze Lechii - przegrany i zremisowany.

Jeszcze nie tak dawno Lechia szukała snajpera. Tymczasem cały czas miała go w swojej kadrze. Patryk Tuszyński strzelił już sześć goli i wiosną tylko on trafia dla biało-zielonych. I nie zamierza przestać.

Patryk Tuszyński został wypatrzony w Kluczborku przez Romana Kaczorka, skauta Lechii. Piłkarz zrobił na nim na tyle dobre wrażenie, że namówił działaczy klubu na sprowadzenie go do Gdańska. Dwa lata temu kosztował Lechię 250 tysięcy złotych.
Orędownikiem transferu Tuszyńskiego był Jan Krzysztof Bielecki, były premier RP, a wówczas ambasador biało-zielonych. To on przekonał Andrzeja Bułę, byłego posła PO, który wówczas był prezesem klubu MKS Kluczbork, że Patryk będzie miał w Gdańsku bardzo dobre warunki, żeby dalej się rozwijać i zaistnieć na boiskach polskiej ekstraklasy. W zespole z Kluczborka, przez dwa lata, rozegrał 97 meczów ligowych i strzelił w nich 17 bramek.

Początki Tuszyńskiego w Lechii były jednak trudne i wydawało się, że najwyższa klasa go przerasta. Pojawiało się coraz więcej opinii, że pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Piłkarz nie dostawał szans na zaprezentowanie swoich umiejętności. Nie stawiał na niego trener Paweł Janas, który wtedy prowadził zespół biało-zielonych. Dostał tylko dwie szanse, na zakończenie sezonu. Zagrał od 82 minuty w wygranym meczu z Legią Warszawa 1:0. Miał w samej końcówce fantastyczną okazję sam na sam i gdyby strzelił, to może jego losy w Lechii inaczej by się potoczyły. Pech chciał, że tej sytuacji jednak nie zamienił na gola. Potem zagrał w drugiej połowie spotkania z Ruchem w Chorzowie, które gdańszczanie przegrali 1:2 na zakończenie sezonu. To był też ostatni mecz trenera Janasa w Lechii i Patryk musiał przekonywać do siebie kolejnego szkoleniowca.

Bogusław Kaczmarek na niego jednak nie postawił. W rundzie jesiennej poprzedniego sezonu grał w rezerwach biało-zielonych i zdobył sześć goli. Wiosną poszedł na wypożyczenie do pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz. To był dobry ruch. Tuszyński zagrał w 14 meczach i strzelił 6 goli.

Przed rozpoczęciem tego sezonu wrócił do Gdańska, a trener Michał Probierz włączył go do kadry pierwszego zespołu Lechii. Jesienią konsekwentnie na niego stawiał i to jako wysuniętego napastnika, choć goli nie strzelał. Po rundzie jesiennej miał już 18 meczów w ekstraklasie i ani jednej bramki na koncie.

- Pewnie, że czekam na swojego gola. Wierzę w prawo serii. Jak trafię do siatki, to już pójdzie - mówił nam piłkarz w trakcie rundy jesiennej.

I wiosną faktycznie wypalił. Strzelił dwa gole Pogoni Szczecin, które jednak nie dały biało-zielonym nawet jednego punktu, potem popisał się hat-trickiem przeciwko Zawiszy w Bydgoszczy. Wreszcie zdobył ważnego gola w meczu Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok i choć Lechia przegrała 1:2, to ta bramka daje nadzieję na awans przed rewanżem w Gdańsku. Tuszyński czeka już na mecz z Widzewem, żeby znowu trafić do siatki.

- Cieszy mnie to, że tak regularnie zaczął strzelać gole. Martwi jednak to, że tylko on trafia dla nas wiosną do siatki - przyznał trener Probierz.

Szukasz więcej sportowych emocji?


POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki