Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk - Legia Warszawa 0:1 (0:0)

Paweł Stankiewicz
Grzegorz Mehring
W pierwszym meczu półfinałowym Pucharu Polski Lechia Gdańsk przegrała z Legią Warszawa 0:1 (0:0). Lechia: Małkowski - Deleu, Bąk, Vućko, Andriuskevicius - Pietrowski, Bajić (75 Buval), Nowak - Traore, Dawidowski (85 Poźniak), Lukjanovs. Legia: Skaba - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Komorowski - Vrdoljak, Borysiuk - Manu, Radović (89 Cabral), Rybus (71 Kucharczyk) - Hubnik (84 Chinyama).

1 min. - sędzia Michał Mularczyk ze Skierniewic rozpoczął mecz

ZOBACZ ZDJĘCIA Z MECZU, WYBIERZ ZAWODNIKA MECZU

5 min. - od początku meczu w ataku goście z Warszawy

10 min. - piłkarze Legii są częściej w posiadaniu piłki, a gdańszczanie szukają okazji do kontry. Oba zespoły nie miały jednak okazji bramkowych

13 min. - z dystansu strzelał Nowak, ale został zablokowany

15 min. - akcja Lechii. Faulowany Nowak, ale w dobrej sytuacji znalazł się Dawidowski. Sędzia nie zastosował jednak przywileju korzyści i przerwał akcję

16 min. - po rogu pikę w polu karnym dostał Lukjanovs, ale jego strzał nie trafił w bramkę

23 min. - żółta kartka dla Choto, który w groźnej sytuacji faulował Pietrowskiego

28 min. - coraz odważniejsza gra Lechii, która przejęła inicjatywę

29 min. - sytuacja Dawidowskiego, który posłał piłkę obok Skaby, a bramkarz Legii wpadł na piłkarza Lechii. Sędzia nie podyktował karnego, a jedynie rzut rożny

35 min. - ostry strzał Radovicia, po którym piłka odbiła się od jednego z obrońców Lechii i przeleciała tuż obok słupka

39 min. - po rzucie rożnym niecelny strzał oddał Pietrowski

45 min. - koniec pierwszej połowy. Lechia - Legia 0:0

46 min. - początek drugiej części spotkania

51 min. - pierwszy celny strzał w tym meczu. Nowak zagrał piłkę z rzutu wolnego w pole karne, a futbolówkę lecącą w bramkę złapał Skaba

60 min. - z rzutu wolnego strzelał Nowak, a Skaba odbił piłkę na rzut rożny

67 min. - akcja Dawidowskiego, a jego dośrodkowanie zostało zablokowane. Rzut rożny dla Lechii

69 min. - strzelał Traore, a Choto zablokował uderzenie i piłka wyleciała poza boisko

71 min. - zmiana w Legii: za Rybusa wszedł Kucharczyk

75 min. - zmiana w Lechii: za kontuzjowanego Bajicia wszedł Buval

78 min. - fatalne podanie Deleu do Bąka, piłkę przechwycił Kucharczyk, ale przegrał pojedynek sam na sam z Małkowskim

83 min. - indywidualna akcja Kucharczyka, który w dziecinny sposób ograł Deleu. Strzał Małkowskiego obronił Kucharczyk, ale odbitą futbolówkę zmierzającą do bramki z linii bramkowej wybił Vućko

84 min. - zmiana w Legii: za Hubnika wszedł Chinyama

85 min. - zmiana w Lechii: za Dawidowskiego wszedł Poźniak

88 min. - Kucharczyk ograł w polu karnym beznadziejnego Deleu i pewnie posłał piłkę do siatki. Lechia - Legia 0:1!

Kto żyw, ten na Lechię, czyli Gdańsk przed półfinałem

Wielkie piłkarskie święto w Gdańsku rozpoczęło się na ulicach miasta sporo ponad trzy godziny przed rozpoczęciem hitowego spotkania Lechii z Legią Warszawa. Okolice stadionu przy ul. Traugutta zaroiły się od fanów, przyodzianych w biało-zielone czapki, kurtki, szaliki.

Na równe nogi postawione zostały zmasowane siły policji, bo tajemnicą poliszynela jest, że kibice obu klubów, występujących we wczorajszym półfinale Pucharu Polski, nie przepadają, delikatnie mówiąc, za sobą. Na szczęście jednak było spokojnie i przed meczem nie doszło do żadnych bójek. W obliczu awantur i innych, skandalicznych incydentów, wywołanych w ostatnich miesiącach przez pseudokibiców, m.in. w Poznaniu i Warszawie, wczorajsza atmosfera w Gdańsku jest dobrym prognostykiem przed zbliżającym się wielkimi krokami turniejem Euro 2012.

Fani Lechii w okolicach stadionu gromadzić się zaczęli jeszcze przed godz. 15. Do pierwszego gwizdka sędziego pozostawało wtedy 3,5 godziny.

- Takie święto jak dziś nie zdarza się co dzień - mówi Tadeusz Jastarczak, który wraz z kolegami zasiadł na przedmeczową pogawędkę w lokalu Max, przy stacji SKM Gdańsk Politechnika. - W końcu Lechia gra, jak trzeba, jesteśmy wysoko w tabeli, a do meczu z tak renomowanym rywalem jak Legia przystępujemy w roli faworyta. Ostatnio z "Wojskowymi" u siebie nie mogliśmy wygrać, teraz jednak czas sobie powetować te wszystkie niepowodzenia. Puchar musi być nasz! W tym sezonie daliśmy im już srogą nauczkę na wyjeździe, w ich świątyni przy Łazienkowskiej, nie widzę więc możliwości, aby nie powtórzyć tego w Gdańsku.

Max to owiany legendą lokal, w którym od lat przed meczami spotykają się fani Lechii. Nic więc dziwnego, że wspomnieniom nie ma końca.

- Rozgrywki o Puchar Polski w każdym prawdziwym kibicu Lechii budzą sentyment - rozpoczyna swoją opowieść Edward Girucki, kibic Lechii od ponad 40 lat. - Wiadomo, rok 1983 i wielka sensacja, kiedy sięgnęliśmy po to trofeum jako III-ligowiec. Potem w nagrodę były mecze ze słynnym Juventusem, w tamtych latach naszpikowanym gwiazdami - dream teamem.

Na Traugutta zawitali Platini, Boniek, Rossi. To były piękne czasy, aż łezka w oku się kręci. Ale teraz Lechia jest na dobrej drodze, aby regularnie brać udział w tak wielkich widowiskach. Dlatego dziś trzeba z Legią wygrać, dalej dobrze się prezentować w lidze, a być może takie zespoły jak Juventus przyjeżdżać będą do Gdańska regularnie. Naszą ukochaną Lechię na PGE Arenie dopingować wtedy będzie komplet ponad 40 tysięcy ludzi.

Starsi fani, obserwujący występy Lechii od lat, przyznają, że na kibicowanie temu klubowi w Gdańsku zrobiła się aktualnie moda. Taka, jakiej nie było od dziesięcioleci. To jednak nie może dziwić. Klub ma szansę sięgnąć nie tylko po prestiżowy Puchar Polski, lecz także gra bardzo dobrze w lidze. Zajmuje w niej trzecią lokatę, jest bardzo realne, iż sięgnie po medal w krajowych rozgrywkach. Modę na Lechię widać więc wszędzie, nawet na wrzeszczańskich trawnikach.

Godz. 15.30. Tam, gdzie nieopodal ul. Traugutta mieścił się dawniej cmentarz ewangelicki, dziś w parku dwóch kilkuletnich chłopców kopie piłkę z tatą. Na głowach czapki w biało -zielonych barwach.
- Idziecie dziś na Lechię? - zagaduję.
- Taaaak! - odkrzykują zgodnym chórem. - Tata nas oczywiście zabiera. Prawda, tato? - spoglądają wymownie na ojca.

- Lechia gra super, naszym bohaterem jest Traore - kontynuuje starszy z braci. - Chciałbym kiedyś kopać piłkę tak jak on, i to dla Lechii.

- Jeszcze tu pogramy w parku z pół godzinki, apotem do domu, po szaliki i na stadion - deklaruje ojciec chłopców. - Blisko mamy, grzechem byłoby nie pójść na taki mecz. Chłopcy są zafascynowani piłką nożną. Zastanawiam się, czy nie zapisać ich do grup młodzieżowych Lechii, bo w wieku są już odpowiednim.

Tymczasem przy pobliskim Maksie tłum gęstnieje. Po godz. 17 dość wąskim chodnikiem między lokalem a ustawionymi naprzeciwko boksami już ledwie można przejść. Kibice preferujący orzeźwienie się przed meczem kuflem jasnego z pianką nie mieszczą się ani w budynku Maksa, ani w pobliskim ogródku. Z minuty na minutę, wraz z przybywaniem coraz to nowych gości, atmosfera się rozluźnia.

- A my swoje! Lechia Gdańsk, Lechia Gdańsk! - intonuje jeden z kibiców.
Przyśpiewkę w mig podchwytuje co najmniej kilkadziesiąt gardeł. Z kolejki, nadjeżdżającej na oddalony o zaledwie 50 metrów peron, wysypuje się następny pokaźny zastęp fanów w biało-zielonych barwach. Identycznie z kolejnych kursujących tramwajów. Największy aplauz wzbudza przejeżdżający pojazd w barwach klubowych, z herbem i wielkim napisem "Lechia Gdańsk".
- Patrzcie, nasz tramwaj jedzie! - wiwatują kibice. - Niech wszyscy wiedzą, że cały Gdańsk kocha Lechię. Hej BKS, Bekaeees!

Fani pozostają cały czas pod czujnym okiem stróżów prawa, którzy w liczbie kilkuset zgromadzili się wokół stadionu. Policjanci, w pełnym rynsztunku, starają się jednak nie rzucać w oczy, aby nie prowokować żadnych niepotrzebnych incydentów. Siedzą na uboczu, w radiowozach.

- Póki piją sobie piwko pod kasami czy w parku, a nic nie rozrabiają i nie niszczą, nie będziemy za nimi biegać - dowiadujemy się od jednego z funkcjonariuszy. - Naszym głównym zadaniem jest nie dopuścić do bójki między zwaśnionymi grupami pseudokibiców.

I rzeczywiście, kiedy samochodami w okolice stadionu na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem spotkania docierają fani z Warszawy, gąszcz białych kasków, zapewniający im bezpieczeństwo, robi wrażenie. Kibice ze stolicy, ubrani w jednolite, białe koszulki, wprowadzani są do swojego sektora, z dala od kas biletowych, aby nie wystawiać ich na widok fanów Lechii, czekających w kolejce po bilety. Udaje się ich ostatecznie przemycić na stadion bez wywołania burd. Kibicowskie animozje zakończyły się na szczęście tylko na wymianie słownych "uprzejmości", która trwała także podczas spotkania.

- Widzi pan - mówi pan Marian, długoletni kibic Lechii - do niedawna przy okazji meczów takie tu urządzano awantury. W ostatnich latach z Pogonią Szczecin, Widzewem Łódź... toż to były regularne bitwy. A teraz spokój. W końcu nie boję się dziecka zabrać na mecz.

Po pierwszym gwizdku sędziego ci kibice, którzy ze względu na korki spóźnili się pod stadion, zaczynają się spieszyć. Inni z kolei oglądają spotkanie... z pobliskiego lasu, przez płot. - Z pieniędzmi krucho, nie stać mnie obecnie na bilet - mówi pan Aleksander - ale meczu Lechii nie odpuszczę. A z lasu też dobrze widać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki