Dawno Lechia nie miała w wyjściowym składzie tylu zawodników defensywnych. W środku pola zagrali Aleksandar Kovacević, Milen Gamakow i Sebastian Mila, z czego tylko ten ostatni miał zadania bardziej ofensywne. Ten manewr trenera Piotra Nowaka się nie powiódł, bo biało-zieloni słabo prezentowali się właśnie w środkowej strefie boiska. Korona prezentowała to, czego można było się spodziewać, czyli agresywną grę i wysoki pressing. To przynosiło efekty, bo gdańszczanie mieli problem, żeby przedostać się w pole karne rywala, a gospodarze sami mocniej zagrozili bramce biało-zielonych. Dobrze w bramce spisywał się Vanja Milinković-Savić, kiedy świetnie bronił strzały Nabila Aankoura i Daniela Abalo. Lechia miała problemy w ofensywie, ale mogła prowadzić po pierwszej połowie. Na samym początku spotkania w pole karne dośrodkował Grzegorz Wojtkowiak, tam piłkę odegrał Sławomir Peszko, ale strzał Gamakowa obronił Zbigniew Małkowski. Kluczowa sytuacja miała jednak miejsce w 25 minucie, kiedy Miguel Palanca sfaulował w polu karnym Wojtkowiaka, a sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy popełnił katastrofalny błąd dyktując tylko rzut wolny z linii pola karnego. Mila oddał bardzo dobry strzał w górny róg, ale znakomitą interwencją popisał się Małkowski.
W drugiej połowie to był nadal ledwie przeciętny mecz. Piłkarze Lechii, którzy przecież chcieli atakować pozycję lidera Lotto Ekstraklasy i dobrze zakończyć rok, grali grubo poniżej możliwości oczekiwań. Nadal brakowało składnych akcji i strzałów na bramkę Korony. W 61 minucie źle rzut wolny wykonał Mila i kielczanie wyprowadzili kontrę, którą skutecznie wykończył Jacek Kiełb, cztery minuty wcześniej wprowadzony na boisko.
Lechia musiała szukać wyrównującego, więc tym bardziej dziwią zmiany dokonane przez trenera Nowaka. Rafał Wolski zastąpił Milę, a Paweł Stolarski zmienił Kuświka. To oznaczało, że biało-zieloni nadal grali tylko jednym napastnikiem, bo do przodu przesunięty został Flavio Paixao oraz na dwóch defensywnych pomocników. Próby ataków biało-zielonych nie przynosiły żadnych efektów ani nawet większego zagrożenia pod bramką gospodarzy. Nic nie zmieniło też wprowadzenie Marco Paixao, który zmienił Gamkowa. Ataki Lechii były przewidywalne, chaotyczne, bez pomysłu i nie mogły zakończyć się powodzeniem. Tymczasem akcja Korony w doliczonym czasie gry przyniosła jej drugiego gola, a ponownie do siatki trafił Kiełb. Piąta porażka w sezonie stała się faktem i gdańszczanie zakończą rok na drugim miejscu w tabeli Lotto Ekstraklasy.
Follow https://twitter.com/baltyckisportDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?