18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Pusz: Po sprawie z Port Service nikt się do mnie plecami nie odwrócił [ZDJĘCIA]

Ryszarda Wojciechowska
Krzysztof Pusz był w Unii Wolności, Demokratach.pl, aktualnie jest w Stronnictwie Demokratycznym
Krzysztof Pusz był w Unii Wolności, Demokratach.pl, aktualnie jest w Stronnictwie Demokratycznym Grzegorz Mehring/Archiwum
Złośliwi mówią, że utylizacja odpadów, którą się ostatnio Krzysztof Pusz zajmował w firmie Port Service, zutylizowała jego dotychczasową karierę. Były prezydencki minister usłyszał dwa zarzuty popełnienia przestępstwa przeciwko środowisku - pisze Ryszarda Wojciechowska

Pusz to w środowisku pomorskim postać znana. Wieloletni przyjaciel Lecha Wałęsy, były minister w jego kancelarii, były wicewojewoda gdański i pomorski, wreszcie biznesmen, nie tylko ze stażem w firmie Prokom Software u Ryszarda Krauzego. Dla jednych człowiek szorstki w obyciu, dla innych, po prostu, dusza-człowiek. I tylko w jednym wszyscy się zgadzają. Potrafił płynnie przechodzić od polityki do biznesu, nieźle sobie do tej pory radząc.

Za duży rozmach

Jan Zarębski, były marszałek województwa pomorskiego, byłego wicewojewodę zna od lat. Charakteryzuje go jako człowieka niezwykle dynamicznego.

- Ten dynamizm był już widoczny w czasach konspiracji, kiedy Krzysztof niczym przodkowy torował drogę w podziemiu. Zarębski dobrze wspomina czasy ich współpracy. Nie kryje, że jako marszałek problemy wolał rozwiązywać z wicewojewodą Puszem niż z wojewodą Tomaszem Sowińskim, który przed podjęciem niemal każdej decyzji widział zapory nie do przejścia. A Pusz uznawał prawie każdą przeszkodę za nieistotną. I wartą pokonania dla dobra regionu.

- Krzysztof potwierdzał starą prawdę w polityce i biznesie, że ludzie bezkompromisowi, podejmujący śmiałe decyzje, osiągają lepsze wyniki - dodaje Zarębski.

Ale już mniej wyrozumiale patrzy na sprawę związaną z Port Service.
- To prawda, że Krzysiek wziął byka za rogi, a firmę w swoje ręce i wyprowadził ją z długów. Nie zwracał jednak przy tym uwagi na ekologię, która w biznesie może wydawać się uciążliwa, żeby nie powiedzieć brzydko, upierdliwa. Ale nie wolno jej ignorować - tłumaczy.

Zdaniem Zarębskiego, Pusz jako biznesmen wybierał często drogę na skróty, która w innych dziedzinach się sprawdzała. Ale w przypadku sfery tak drażliwej i wrażliwej jak ekologia, skrót może prowadzić do utraty stanowiska i zarzutów.

- Nie byłoby problemu, gdyby on działał z mniejszym rozmachem. Bo przecież miał pozwolenie na składowanie i utylizację odpadów. Ale chciał zbyt szybko rozwiązać problem. No i szczęście go opuściło. A szczęście w biznesie, zwłaszcza wtedy, kiedy się idzie na skróty, jest absolutnie konieczne - kończy były marszałek.

Przyjaciele Pusza jeszcze z czasów konspiracji i podziemnej Solidarności nie chcą uwierzyć w jego winę. Jerzy Borowczak twierdzi, że zawsze miał do niego zaufanie, w podziemiu i potem, po 1990 roku. A zarzuty można każdemu postawić. Dziś zresztą stawia się je szybko.

- Z tym że Krzysztof będzie się musiał z nich wytłumaczyć. Jestem jednak przekonany, że wyjdzie z tego obronną ręką. Bo nie chce mi się wierzyć, żeby podejmował decyzje niezgodnie z przepisami. Może były jakieś uchybienia. Ale żeby robić z tego przestępstwo? - zastanawia się.

Bogdan Lis, również kolega z konspiracji (teraz także partyjny kolega, bo obaj z Puszem są działaczami Stronnictwa Demokratycznego), woli wracać do dawnych czasów. Mówić o pięknej karcie podziemnej przyjaciela i jego całej rodziny. O tym, że w stanie wojennym organizował mieszkania dla ukrywających się działaczy Solidarności, udzielał im pomocy finansowej, drukował ulotki wzywające do oporu czy organizował spotkania TKK. Radzi poczekać na wyrok sądu. Bo - jak mówi - trudno mu uwierzyć, żeby Pusz działał niezgodnie z prawem. Uważa go za człowieka ostrożnego w działalności biznesowej.

- Krzysztof funkcjonował w polityce. Ale nigdy nie był takim klasycznym działaczem politycznym. Zna się na zarządzaniu i to mu najlepiej wychodziło.

Niektórzy bliscy znajomi Pusza bagatelizują problem. Jeden z nich ma swoją teorię na temat tej sprawy.
- To wszystko przez porywczość Punia, bo tak go nazywamy. Każdy, kto Punia zna, wie, że jest wybuchowy. Coś palnie, a potem tego żałuje. Mówiłem mu po programie "Uwaga" w TVN, który był o firmie Port Service: czemu byłeś taki gburowaty dla dziennikarzy? Dlaczego ich przeganiałeś, nie chciałeś z nimi rozmawiać? Gdyby nie był tak arogancki, może by tak na niego nie najeżdżali.

Ale w tej akurat sprawie Krzysztof Pusz ma inne zdanie. Na pytanie - czy czegoś żałuje w związku ze swoją działalnością w Port Service, odpowiada, że właśnie tego, iż wpuścił dziennikarzy TVN na teren Port Service. - To był mój największy błąd. Wpuściłem, chociaż nie musiałem, bo firma jest prywatna. Tylko ja uznałem, że nie mam nic do ukrycia. Posiadałem przecież wszystkie potrzebne zezwolenia. No i wyszło tak, jak wyszło. Nie wpuściłem ich dopiero za drugim razem.

Kto nie z Mieciem...

Pusz po raz pierwszy publicznie zaistniał jako podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. Był tam krótko, przez rok. Odszedł po konflikcie z Mieczysławem Wachowskim.

- Wiem, że to teraz głupio zabrzmi, ale początkowo naprawdę starałem się ułożyć relacje z Wachowskim. Ale jak mi ktoś ciągle wbija nóż w plecy, to ile ciosów można znieść? Złożyłem więc rezygnację z funkcji. I w swojej naiwności wierzyłem, że nie zostanie przyjęta. Ale prezydent ją podpisał - wspomina. Potem żartobliwie o nim mówiono - człowiek, który się Wachowskiemu nie kłaniał.

Po odejściu z kancelarii i polityki zaczęła się dla niego era biznesu. Pracował w firmach komputerowych, m.in. w Prokom Software SA Ryszarda Krauzego. Mówi, że to przejście do biznesu nie było czymś szczególnym. On, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego w biznesowym życiu poruszał się swobodnie, ponieważ, odkąd pamięta, miał do czynienia z prywatną inicjatywą.

- Za komuny mieliśmy sklepy, byłem też właścicielem fermy lisów - wspomina. Ale jak trzeba było, imał się różnych zawodów. W drugiej połowie lat 80. był taksówkarzem, wożąc przede wszystkim Lecha Wałęsę. W swoim życiorysie ma też epizod parkingowego.

Pusz przyznaje, że kiedy pracował dla Ryszarda Krauzego "chodził" koło przetargu na informatyzację NIK. Tę umowę udało się podpisać w 1994 roku. Szefem Najwyższej Izby Kontroli był wówczas Lech Kaczyński. A Pusz z braćmi Kaczyńskimi pracował wcześniej w prezydenckiej kancelarii. Ale - jak sam mówi - do Lecha Kaczyńskiego w tej sprawie nie chodził, bo wiedział, że zostałby pogoniony.

Śmieszy go, kiedy słyszy, że politycy nie powinni iść do biznesu. - No to gdzie mają pracować? - pyta. I przyznaje, że o niego zabiegało wielu biznesmenów. - Moim zadaniem było otwieranie drzwi - twierdzi.

Dymisje to jego specjalność

W 1995 roku wstąpił do Unii Wolności. I to z ramienia tej partii został wicewojewodą, kiedy szefem rządu został Jerzy Buzek. Pusz wspomina, że po wyjściu UW z koalicji, on natychmiast jako pierwszy złożył dymisję. Ale premier jej nie przyjął. Dymisję jako wicewojewoda składał jeszcze dwukrotnie z podobnym skutkiem. - Wtedy w Unii usłyszałem od kolegów: "jak cię nie chcą zdymisjonować, to siedź do końca". I siedziałem.

Jako wicewojewodę dobrze go wspomina jego ówczesny szef Tomasz Sowiński. - Bardzo skuteczny, sprawny urzędnik. Dobry w zarządzaniu. Jeśli mu coś powierzałem do wykonania, mogłem spać spokojnie. Byłem pewny, że sprawa zostanie załatwiona - mówi.

W 2001 roku Pusz odchodzi z Urzędu Wojewódzkiego. I znowu trafia do biznesu, najpierw do firmy Polmozbyt, a w 2007 roku zaczyna pracę w Port Service jako dyrektor.

- Przejmowałem zarządzanie firmą potężnie zadłużoną z 14 milionowym kredytem i 5 milionami złotych bieżącego długu. No i wielki plac, dosłownie zawalony odpadami. Bo oni nic z nimi nie robili. Nie palili tych odpadów. Wyprowadziłem więc w ciągu tych kilku lat firmę na proste tory. Kiedy odchodziłem, to kredyt był całkowicie spłacony, a prywatne pożyczki właścicieli oddane.

Na pytanie o zarzuty wobec środowiska odpowiada, że czuje się niewinny. Według niego są absurdalne. Przyznaje, że ma sobie tylko jedną rzecz do zarzucenia. To, że przy rozładunku odpadów pracownicy wyszli nieco poza teren zabetonowany. I w dwóch miejscach składowali to na ziemi. Ale kontrola wychwyciła problem. Ziemię zutylizowali, nawieźli nową. Firma dostała mandat. - Do tego błędu się przyznaję. Nie dopilnowałem przy rozładunku załogi.

Przyznaje też, że były rozerwane worki z odpadami, ale bez szkody dla środowiska. - Mieliśmy kilkanaście kontroli, które nic nie wykazały, żadnych wycieków - powtarza.

Jego zdaniem, nie ma też nic dziwnego w tym, że Urząd Marszałkowski wydał mu tak szybko decyzję na zwiększenie powierzchni magazynowania odpadów. - A co, tak prostą sprawę mieli załatwiać przez dwa miesiące? Wystarczyło kilka dni - twierdzi. Dodaje, że zarzuty nie są przyjemne, ale podchodzi do tego w miarę spokojnie. Ma swoje racje. I jeszcze raz zrobiłby to samo, bo biznes polega na tym, że się go, po prostu, robi.

O kontrakt na odpady z Ukrainy walczył prawie dwa lata. Musiał nawet ciut mniejszą cenę zaoferować, żeby go wygrać. I wygrał.

Na pytanie, czy byli tacy, którzy się od niego po tej sprawie odsunęli, odparł: - Nie ma takich osób. Nawet Bogdan Borusewicz, który jest zawsze bardzo ostrożny, po programie "Uwaga" zapytał: "ale o co chodzi, przecież ty miałeś wszystkie pozwolenia?". Nie, nikt się ode mnie plecami nie odwrócił.

Co dalej?

- Ja już skończyłem 61 lat. Na powrót do polityki za późno, przynajmniej nie do takiej, jaką mamy obecnie. Bo ta mnie mierzi. A do emerytury jakoś sobie poradzę.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki