Krzysztof Juras o meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia: Derby wokół jedenastki [komentarz]

Przypomnijmy tylko, że ostatni raz arkowcy ograli Lechię 4 listopada 2007 r., a więc bez mała 11 lat temu, a jedynego gola zdobył wówczas Grzegorz Niciński. No i w końcu po jedenastu meczach bez ligowego zwycięstwa, Lechia zainkasowała trzy punkty.

Mimo, że w sobotnim spotkaniu padło sześć goli to nie takiego przebiegu meczu się spodziewałem. Dla mnie olbrzymim zaskoczeniem in minus była postawa żółto-niebieskich w pierwszej połowie. Odnosiło się wrażenie, że arkowcy nie wyszli na boisko. W postawie gdynian zabrakło determinacji, woli walki i jak to mawiają trenerzy zwykłego jeżdżenia na czterech literach. Taka postawa, przy dobrze tego dnia dysponowanych lechistach musiała się dla gdynian skończyć katastrofą.

Po przerwie to role się odwróciły i tym razem lechiści zawiedli na całej linii. Widać było gołym okiem, że miejscowi zakończyli już swój mecz i najmniejszym nakładem sił chcieli dotrwać do końca spotkania. Nie pomagały krzyki, nawoływania i gesty trenera Piotra Stokowca, przypominające tańce godowe niektórych gatunków ptaków. Lechiści grali słabo, kunktatorsko, co skrzętnie wykorzystała Arka aplikując biało-zielonym dwa gole. Z czego pierwszy to kolejny w tym sezonie „wielbłąd” Dusana Kuciaka.

Na koniec słów kilka o bardzo dziwnej decyzji prezesa Lechii Adama Mandziary, który z końcem marca zwolnił wszystkich pracowników biura prasowego. Jak wieść gminna niesie powodem tej decyzji był niekorzystny audyt, który został przeprowadzony przez firmę zewnętrzną. Osobiście w wyniki audytów wierzę tak samo jak w wyniki sondaży. Zazwyczaj jest tak, że końcowy efekt sondaży czy audytów jest taki jaki chce osiągnąć zlecający. Chciałbym jednak przypomnieć panu prezesowi, że podręcznik licencyjny ekstraklasy wyraźnie mówi, że rzecznik prasowy w klubie to obowiązek...

Zobacz oprawę w trakcie meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia