Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkubinat to grzech- alarmuje bilboard. Co na to młodzi? Uznają ślub za niemodny przeżytek

Dorota Abramowicz
Na popularność konkubinatu wpływa też społeczna akceptacja. - Im więcej tych związków, tym są bardziej akceptowane, im bardziej są akceptowane, tym jest ich więcej
Na popularność konkubinatu wpływa też społeczna akceptacja. - Im więcej tych związków, tym są bardziej akceptowane, im bardziej są akceptowane, tym jest ich więcej 123RF
W kilku polskich miastach pojawiły się ostatnio budzące spore kontrowersje bilboardy z hasłem: "Konkubinat to grzech. Nie cudzołóż". Na plakacie obrączki zostały zastąpione przez węża. Dla jednych to ostrzeżenie, dla innych przyczynek do żartów. Nie da się jednak ukryć, że coraz więcej młodych Polaków uznaje ślub za niemodny przeżytek.

Wśród licznych znajomych Julii (30 lat, ukończone studia, zarobki przekraczające 3 tys. zł) są zaledwie dwa małżeństwa. Pozostałe pary, tak jak Julia i starszy od niej o dwa lata Rafał, mieszkają ze sobą bez ślubu. Rekordziści nawet 13 lat.
- I co z tego? - pyta Julia. - Po co nam ślub? Mówi pani - tradycja? Tradycja to kwestia identyfikacji, tożsamości, ale nie ślubowania przed ołtarzem. Religia? Nawet ci, którzy brali ślub kościelny, nie stosują się do wszystkich wymogów Kościoła. Stosują antykoncepcję lub wręcz przeciwnie, starają się o dziecko metodą in vitro, o wcześniejszym seksie przedmałżeńskim nie wspominając. Dziecko? Moi znajomi mają dzieci i są dobrymi rodzicami. Poczucie bezpieczeństwa? Nie wierzę, by jakkolwiek dokument mógł nam to zagwarantować. Co się ma rozpaść, i tak się rozpadnie. Dlatego kampania strasząca takich jak my grzechem nie ma sensu. Jest najwyżej śmieszna.

Julia i Rafał przeszli się na ul. Toruńską w Gdańsku, gdzie stoi billboard "Konkubinat to grzech. Nie cudzołóż!", będący elementem kampanii Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin. Zrobili sobie zdjęcie na tle plakatu i wrzucili na Facebooka. Prawie pięćdziesiąt osób kliknęło "Lubię to".

Kontrowersyjny billboard w Gdańsku. Plakatem chcą wojować z cudzołóstwem [ZDJĘCIA]

Na Macieju (siódmy rok w związku z Magdą) informacja, że żyje w grzechu nie robi wrażenia.
- Uważam, że Kościół, jako instytucja, powinien zająć się poważniejszymi problemami, a nie głupotami, które nikomu krzywdy nie robią - mówi. - Konkubinat dziś nikogo nie hańbi.
42-letniej Anny billboard nie śmieszy.

- Wręcz przeciwnie, boli, czuję jakbym została naznaczona purytańską "szkarłatną literą" - wzdycha Anna (rozwiedziona, syn gimnazjalista). - Jestem katoliczką, w szkole średniej byłam w Oazie, chodziłam na pielgrzymki...

Mąż zostawił Annę po sześciu latach. Odszedł do innej kobiety, wzięli ślub cywilny, mają dwoje dzieci. Długo nie mogła się pozbierać, aż pojawił się Tomasz. Też poraniony, ale dobry, uczciwy, kochający i kochany. Mieszkają razem, Tomek ma lepszy kontakt z Jurkiem niż jego biologiczny ojciec. - Jurek będzie niedługo bierzmowany i to Tomasz pójdzie z nami do kościoła - mówi Anna. - W jednej ławce usiądzie dwoje grzeszników. Czy dla takich jak my jest jeszcze miejsce w Kościele?
Tomasz dodaje, że kampania Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin skierowana jest naprawdę do dwóch grup: tych, którzy mogliby wziąć ślub, ale nie chcą, i tych, którzy chcieliby stanąć przed ołtarzem, ale nie mogą. Pierwszych raczej nie przekona, drugich tylko zrani.

Dominikanin o. Przemysław Herman, duszpasterz osób żyjących w związkach niesakramentalnych i osób rozwiedzionych, przyznaje, że rozwód jest zawsze porażką.
- Osoby będące w związkach niesakramentalnych nie usłyszą, że żyją po bożemu - twierdzi zakonnik. - Z drugiej jednak strony, jak mówił św. Augustyn, niech grzech nie budzi w nas niechęci do człowieka. Trzeba zachęcać osoby żyjące w związkach niesakramentalnych do uczestnictwa w życiu Kościoła, czytania Pisma Świętego, wychowywania dzieci w wierze. Pomóc im wyprostować ścieżki.

Kłopot z szóstym przykazaniem

Polaków wybierających "kręte ścieżki" jest z roku na rok coraz więcej. Piąty rok z kolei rośnie liczba rozwodów, ostatnie dane z 2013 r. mówią o rozwiązaniu ponad 66 tys. związków małżeńskich. Na Pomorzu na każdy tysiąc zawartych małżeństw przypada już 369 rozwodów.

Formalnie około 40 proc. dorosłych Polaków jest w stanie wolnym, co wcale nie oznacza, że mieszka i sypia samotnie. W 2011 roku do życia w konkubinacie przyznało się 3 proc. rodaków. Dwa lata później - już 4,2 procent. Dane te jednak nie oddają skali zjawiska, zwanego związkami nieformalnymi.
- Z badań wynika, że nawet co trzecia para mieszka ze sobą bez ślubu - twierdzi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z SWPS. - Ubiegłoroczny wzrost liczby nowych związków małżeńskich [ok. 188 tys., czyli o ponad 7 tys. więcej niż przed rokiem - red.] wiązać należy bardziej ze "ślubnym wiekiem" wyżu demograficznego niż z przełamaniem tendencji spadkowej.
W bliższej i dalszej rodzinie 31-letniego Macieja (siostra oraz szóstka kuzynek i kuzynów) od wielu lat nie było żadnego wesela. - Teraz dopiero kuzynka szykuje się do ślubu - twierdzi Maciej. - My z Magdą o tym nie myślimy. Czy jest możliwość, że się złamię? Tylko wtedy, gdy Magda powie, że jej zależy. Ale na razie nie mówi.

Przed masowym lekceważeniem szóstego przykazania przestrzegał przed kilkoma miesiącami w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" abp Stanisław Gądecki, mówiąc, że "w niektórych diecezjach nawet 80 proc. narzeczonych przygotowujących się do zawarcia kościelnego ślubu, mieszka wcześniej ze sobą". Równocześnie co drugi rodak (włącznie z dziadkami, ciotkami i rodzicami) akceptuje taki stan rzeczy.

Prawie nikogo też nie bulwersuje, że dzieci pozamałżeńskie stanowią 22 procent wszystkich narodzonych w naszym kraju maluchów. Z opublikowanego w ub. roku raportu Piotra Szukalskiego "Urodzenia pozamałżeńskie w Polsce" wynika, że w niektórych województwach (zwłaszcza w zachodniej Polsce) odsetek nieślubnych dzieci przekracza 40 procent. Na Pomorzu jest ich 28,3 proc. Najmniej (15,6 proc.) w powiecie kartuskim, najwięcej (prawie 43 proc.) w powiecie słupskim. I trudno uwierzyć, że wszystkie te dzieci były efektem "wpadki" rodziców.

Łatwiej trzasnąć drzwiami

Dokładnie nie wiadomo, dlaczego Polacy, wśród których 92,2 procent deklaruje, że są katolikami, zaczęli odwracać się od związków sakramentalnych. Liczba związków partnerskich zaczęła lawinowo wzrastać na początku XXI wieku. Niektórzy wiążą ten trend z otwarciem na świecki zachód Europy, inni wskazują na słabość ewangelizacyjną polskiego Kościoła. Zwłaszcza na nieumiejętność dotarcia do młodego pokolenia, u którego bunt przeciw tradycji małżeństwa może być objawem szerszego problemu odchodzenia od Kościoła.
- Prawdy odwieczne trzeba umieć przekazać na miarę czasów i języka - przyznaje o. Herman. - Katecheza szkolna, zwłaszcza w gimnazjum i liceum, musi uwzględniać, że młodzi są osobami rozwijającymi się, dojrzewającymi, mierzącymi się ze światem dorosłych. Wiary nie da się nikomu narzucić, nie można jej zadekretować. Może być przyjęta tylko sercem, w sposób wolny, z miłością. Trzeba do niej dojrzeć, odkryć ją. Dlatego młodego człowieka, który zadaje nawet trudne pytania, nie należy traktować jako wroga Kościoła.

Dr Wiesław Baryła przypomina, że małżeństwo nie jest instytucją ściśle związaną z religią. W końcu osoby niewierzące mogłyby zawierać śluby cywilne. Dlaczego więc tego nie robią?
- Bo małżeństwo ma dla nich więcej wad niż korzyści - mówi dr Baryła. - Biologiczne mechanizmy zapewniają monogamię u człowieka nie na zawsze, ale na jakiś czas i większość z nas należy do tzw. seryjnych monogamistów. W dodatku coraz więcej młodych niezależnych kobiet nie chce ryzykować, uważając, że po ślubie mogą być bardziej narażone na przemoc psychiczną. Małżeństwo zapewnia poczucie bezpieczeństwa tylko wtedy, gdy jest udane, a z nieudanego związku można się szybciej wycofać.
Psycholog społeczny zgadza się z tezą, że jesteśmy wygodniejszym społeczeństwem niż 30-40 lat temu. Związek partnerski oznacza wolność i uniknięcie wydatków na ślub i wesele, a także na ewentualny rozwód. Świadomość problemów związanych z rozwodem może sprawić, że małżonkowie zaczną rozmawiać, szukać kompromisu. W związku partnerskim łatwiej jest trzasnąć drzwiami.

Na popularność konkubinatu wpływa też społeczna akceptacja. - Im więcej tych związków, tym są bardziej akceptowane, im bardziej są akceptowane, tym jest ich więcej - twierdzi dr Baryła. - I tak koło się zamyka. Mamy do czynienia z modą, z procesem, którego nie jesteśmy w stanie kontrolować. Nie wykluczam, że np. nagłośnione śluby celebrytów mogą sprawić, że i u nas znajdą się naśladowcy.

Jeśli moda się nie zmieni, za kilkadziesiąt lat Polska może stać się krajem samotnych starych ludzi - mówią jedni. Inni odpowiadają - można łączyć się w pary i po siedemdziesiątce.

Żaden problem?

Przeciwnicy związków partnerskich zwraca uwagę na problemy prawne czyhające na osoby pozostające w konkubinacie. W razie pobytu bliskiej osoby w szpitalu nie mają one prawa do informacji o jej zdrowiu, nie mówiąc już o decydowaniu o leczeniu. Tracą szansę na wspólne rozliczanie podatku, na wspólnotę majątkową, nie mogą liczyć na ustawowo zapewnioną opiekę współmałżonka w razie choroby i - w razie np. nagłego inwalidztwa - na dochodzenie alimentów po rozstaniu. Po śmierci osoby, z którą przeżyły nawet kilkadziesiąt lat, nie dziedziczą wspólnie wypracowanego majątku, mieszkania. Te wszystkie prawa miałaby zapewnić konkubentom ustawa o związkach partnerskich zgłaszana przez środowiska lewicowe i odrzucana przez prawicę.
- Ustawa o związkach partnerskich jest bardziej problemem ideologicznym niż rzeczywistą potrzebą - uważa Paweł, dobrze sytuowany prawnik będący, po rozstaniu z żoną, od wielu lat w związku z Joanną. Ich syn Antoni chodzi już do szkoły. - Wszystko można załatwić korzystając z obowiązującego w Polsce prawa. Syn od urodzenia nosi moje nazwisko. Niedługo po narodzinach Antosia Joanna, dla dobra dziecka, przyjęła nazwisko syna. Teraz wszyscy nazywamy się tak samo. Antek nie ma więc żadnych kłopotów wśród rówieśników i w szkole, związanych z pytaniami o charakter związku rodziców. Mieszkamy we wspólnym mieszkaniu, ale mamy rozdzielność majątkową. Uważam zresztą, że wszystkie pary - tak jak było przed przejęciem władzy przez komunę - powinny mieć taką rozdzielność. Prawo do dziedziczenia wzajemnie po sobie rozwiązuje sporządzenie testamentów.

Paweł pytany o plakaty na ulicach polskich miast, informujące, że konkubinat jest grzechem, odpowiada krótko: - Moim zdaniem jest to komunikat nie do końca przemyślany. Jego autorzy nie pomyśleli o odczuciach dzieci narodzonych w takich związkach.

Praca u podstaw

Nawet wśród katolików zdania na temat kampanii Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin są podzielone. Część zgadza się z argumentem dyrektora ośrodka ks. dr. Przemysława Drąga, że warto w przestrzeni publicznej przypomnieć, co jest zapisane w Ewangelii i jaka jest nauka Kościoła. Dekalog wyraźnie przecież mówi, że konkubinat jest grzechem. Wielu publicystów tłumaczy, że nie można "odpuszczać", iść na ugodę, lukrować rzeczywistości, bo jest to pułapka, w której Kościół zostanie zredukowany do instytucji charytatywno-pomocowej.
Z kolei niektórzy przypominają postawę papieża Franciszka, który ochrzcił dziecko pary, która ma tylko ślub cywilny.
- Nie było tam straszenia, było miłosierdzie Ojca Świętego dla rodziców, którzy, choć sami nie wypełniają wszystkich nakazów Dekalogu, chcą wychować dziecko w wierze katolickiej - mówi Anna. - A w Polsce straszy się nas owiniętym wokół palców wężem szatanem.

W "Tygodniku Powszechnym" pojawiła się nawet opinia, że plakat stał się reklamą grzechu. Nie wspiera on np. duszpasterstw dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych.

Do działającego przy dominikańskim kościele św. Mikołaja w Gdańsku Duszpasterstwa Osób Żyjących w Związkach Niesakramentalnych na spotkania przychodzi 15-20 osób. Jednak prowadzone w adwencie rekolekcje dla "niesakramentalnych" ściągnęły już ok. 130 osób. Czy mówi się im, że są grzesznikami?
- O tym to już wiedzą - mówi ojciec Herman. - Przychodząc tu słyszą, co zrobić, jak żyć w takiej sytuacji. I że Pan Bóg o nich nie zapomina, że są dla niego ważni.

Tu nie ma łatwych rad i rozwiązań. Nie wszyscy mogą wrócić do sakramentalnych małżonków. Są już na świecie dzieci z nowych związków. Dla każdego trzeba więc znaleźć indywidualną drogę powrotu. To ciężka, codzienna, mało efektowna praca pozytywistyczna. U podstaw.

Warunkiem rozgrzeszenia pozwalającego na uczestnictwo w komunii świętej jest - nawet dla osób związanych ślubem cywilnym - zadeklarowanie abstynencji małżeńskiej. - Jedne pary stać na to, by żyć jak brat z siostrą, inne nie są w stanie - tłumaczy o. Herman.

Pytany o plakat Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin o. Herman waży słowa. - Ten billboard jest bardzo krzykliwy, a przez to powierzchowny - słyszę. - W dodatku stosuje uproszczenia, pozostawiając tylko przekaz negatywny. Kościół nie jest jednostką represyjną. To nie urząd skarbowy rozliczający nas z pieniędzy, nie jednostka administracji państwowej wymagająca, byśmy przestrzegali przepisów. Kościół ma pomóc ludziom w problemach egzystencjalnych. Zresztą sam Pan Jezus przyszedł do grzeszników. Ja bym to napisał inaczej. Na przykład tak: "Pan Jezus mówi: Jeśli mnie miłujesz, zachowasz moje przykazania. I dlatego będziesz się starał nie cudzołożyć i być wiernym małżonkiem".

Swoją wersję plakatu zaproponowali działacze SLD w Płocku. Na zdjęciu stykają się dłonie bez obrączek. Obok napis: "Konkubina też rodzina, szanuj bliźniego swego jak siebie samego".

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki