Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Izba Przyjęć PCCHZiG otwarta. Kilkudziesięciu pracowników szpitala pozostaje do piątku na kwarantannie. Pierwsze wyniki testów są ujemne

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Zawieszono przyjęcia pacjentów do Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku!
Zawieszono przyjęcia pacjentów do Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku! Karolina Misztal
Izba Przyjęć Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku, zamknięta w niedzielę wieczorem z powodu stwierdzenia koronawirusa u jednej z lekarek, została we wtorek ponownie uruchomiona. Jednak kilkadziesiąt osób personelu przynajmniej do soboty pozostanie w kwarantannie. Dlatego wstrzymane są nadal przyjęcia na oddziały szpitalne. - Nawet po naszym powrocie sytuacja będzie trudna - alarmuje dr Marek Prusakowski, ordynator oddziału obserwacyjnego w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku.- Mamy ogromny problem z personelem. Ludzie się wykruszają. Konieczna jest natychmiastowa decyzja wojewody o przesunięciu do pracy w szpitalach np. lekarzy orzeczników, zatrudnionych w ZUS.

Izba Przyjęć Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku została ponownie uruchomiona. Wstrzymane do odwołania są natomiast przyjęcia osób dorosłych do oddziałów szpitalnych - informuje Małgorzata Pisarewicz ze Szpitali Pomorskich. - Ze względu na zaistniałe zagrożenie epidemiologiczne, związane w zakażeniem koronawirusem u jednego z pracowników szpitala i związaną z tym kwarantannę części personelu medycznego, pracownicy Izby Przyjęć u osób dorosłych wykonywać będą jedynie badania w kierunku SARS-CoV-2 i konsultacje osób z podejrzeniem zakażenia koronawirusem.

 
Osoby wymagające hospitalizacji, po wykonaniu badania, zostaną przekierowane do jednego z dwóch wyznaczonych placówek: do 7. Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku oraz Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.
 Bez zmian przyjmowane są dzieci na Oddział Obserwacyjno-Zakaźny w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku.

Gdańsk: Zawieszono przyjęcia pacjentów do Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku!

Gdańsk: Zawieszono przyjęcia pacjentów do Pomorskiego Centru...

Zakazić można się już wszędzie

Rozmowa z dr. Markiem Prusakowskim, ordynatorem oddziału obserwacyjnego w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku.
- Dostał już pan wyniki testu na obecność koronawirusa?
- Tak, w poniedziałek w nocy. Wynik testu jest ujemny.Z tego, co do mnie dotarło, podobnie dobre wieści otrzymali już inni lekarze. Nic jeszcze nie wiem na temat testów pielęgniarek.

- Możecie wrócić do pracy?
- Ujemni jesteśmy na chwilę obecną, ale infekcja przecież może się w przeciągu tych pięciu dni rozwinąć. Kwarantanna z tzw. kontaktu trwa tydzień. Jeśli się przez ten czas nic złego nie będzie działo, w piątek jedziemy na kolejne badania i dopiero wieczorem będziemy wiedzieli, jak wygląda sytuacja. Osoba, u której pokaże się wynik dodatni, wraca do domu na kwarantannę, a reszta idzie do roboty.

- Kiedy dowiedzieliście się o chorobie koleżanki?
- Nie o chorobie, tylko o zakażeniu. To istotna różnica. Informacja o tym, że przyszedł wynik testu koleżanki i że jest dodatni dotarła do mnie w niedzielę po godzinie 22. Rozpoczęła się nocna akcja i kazano osobom, którzy miały kontakt z koleżanką, przyjechać w poniedziałek rano do izby przyjęć szpitala.Pojawili się wszyscy lekarze mojego oddziału i lekarz z oddziału IV , pielęgniarki z oddziałów, pielęgniarki z izby przyjęć, gdzie w piątek dyżurowała koleżanka. W sumie kilkadziesiąt osób.

- Kiedy mieliście z nią ostatni kontakt?
- W piątek, 3 kwietnia rano. Pobrano od nas wymazy i nakazano wracać do domów na kwarantannę. W szpitalu zostało około 35 pacjentów.

- Wyniki badań w ciągu doby to sukces?
- Sukces. Duża w tym zasługa także mediów, które nieustannie alarmowały, że na wyniki testów trzeba czekać na Pomorzu nawet tydzień. Obecnie badania dla naszego szpitala wykonywane są w laboratoriach WSSE, UCK i w Laboratoriach Medycznych Bruss. Te ostatnie gotowe są nawet po ośmiu godzinach. Gdybyśmy mieli czekać 7 - 10 dni, mogłoby to doprowadzić do paraliżu pracy oddziałów szpitala zakaźnego.

- Czy lekarka mogła zakazić się w szpitalu?
- Rozmawialiśmy już między sobą, że akurat ta osoba była bardzo ostrożna. Nakładała bez przerwy rękawiczki, maskę, przebierała się za każdym razem. W pomieszczeniach, w których spotyka się personel medyczny część koleżanek i kolegów nosi maski. Od strony pacjenta jesteśmy bezpieczni, a pacjenci od strony personelu - tym bardziej. Podejrzewam, że koleżanka mogła wcześniej złapać wirusa w sklepie, autobusie czy gdziekolwiek na mieście. Tam w maskach nie chodzimy, a wystarczy, że ktoś kichnie.

- To oznacza, że wszędzie jest niebezpiecznie?
- Tak. W naszym szpitalu każdego pacjenta traktujemy jako zaraźliwego, od którego możemy złapać wszystko. Podobnie należy dziś podchodzić do pacjentów, trafiających na "niezakaźne"oddziały w innych szpitalach - od chirurgii poczynając, na kardiologii kończąc. Widać już, że przypadki zachorowań na takich oddziałach są częstsze, niż u nas.

- Czy wraz z kwarantanną kilkudziesięciu pracowników szpitala zakaźnego zrobiła się duża wyrwa w systemie ochrony zdrowia?
- Nawet jeśli wrócimy do pracy, to sytuacja i tak pozostanie bardzo trudna. Mamy ogromny problem z personelem. Ludzie się wykruszają. Zalecenie ministra zdrowia, by personel medyczny ograniczał się do jednego zakładu pracy, sprawiło, że straciliśmy już kilku dyżurujących u nas lekarzy. Przychodzenia na dyżury zakazał im Copernicus. Z kolei Uniwersyteckie Centrum Kliniczne zakazało przychodzić do nas konsultantom. Zabrakło nam konsultanta neurologa, którego możemy tylko nękać telefonicznie. Ratownicy zatrudnieni w kilku miejscach też muszą wybierać jedno. Logiczne, że nie wybiorą ciężkiego szpitala zakaźnego, zamiast bezpieczniejszej placówki. Robi się luka. A w obecnym systemie dyżurów, niedługo każdy z nas prędzej czy później padnie. I nie będzie komu leczyć rosnącej fali pacjentów.

- Jak tę lukę zapełnić?
- Konieczna jest natychmiastowa decyzja wojewody o przesunięciu do pracy w szpitalach np. lekarzy orzeczników, zatrudnionych w ZUS. Koleżanki i koledzy siedzą obecnie w domach, dostając taką samą pensje, jak lekarze pracujący na pierwszej linii frontu. Należy się także zastanowić nad przesunięciem do szpitali części lekarzy POZ.

- Brak doświadczenia nie jest przeszkodą?
- Nie muszą chodzić do pacjentów. Wystarczy, że pomogą w robocie papierkowej. Zawsze tego było dużo, ale podczas epidemii zarzucono nas wręcz dodatkowymi obowiązkami. Obawiam się, że po zakończeniu epidemii dwa lata będziemy uzupełniać dokumentację, na co nie mamy dzisiaj, gdy to głównie trzeba zająć się chorymi, czasu. Tym bardziej doceniam postawy, które nie są na porządku dziennym. Nasza dawna koleżanka, pracująca w przychodni, na wieść o tym, co się dzieje, kazała mężowi wziąć tacierzyński i przyszła do nas do pracy w izbie przyjęć. Ma rodzinę, ma dzieci. Zachowała się szlachetnie.

Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki