Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kibic Arki Gdynia Jan Ciechowicz: Teatr czy piłkarski mecz? Wybieram mecz! [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
Tomasz Bołt/Polskapresse
Z Janem Ciechowiczem, teatrologiem, krytykiem teatralnym, profesorem Uniwersytetu Gdańskiego, kibicem Arki Gdynia, rozmawia Gabriela Pewińska.

Myślałam, że przyjdzie Pan w szaliku Arki. Nie nosi Pan?

- Publicznie? Dość ryzykowne. Szalik Arki Gdynia jest tolerowany wyłącznie w Gdyni. Między lechistami a arkowcami jest otwarta wrogość. Żeby nie powiedzieć gorzej. Ja w to nie wchodzę, ale nie daj Boże, żebym w kolejce SKM, jadąc do Gdańska do pracy, coś takiego miał na sobie. Ten konflikt idzie jeszcze dalej. Jako mieszkaniec Gdyni nie mogę sobie nawet kupić biletu na mecz Lechii Gdańsk.

Rozumiem, że Pan profesor na ustawkach nie bywa?

- To mnie w ogóle nie obchodzi. Interesuje mnie natomiast cały język stadionu. Ten język stał się u nas już tematem dwóch prac uniwersyteckich, magisterskiej i licencjackiej. Ja opublikowałem dwa teksty o piłce. Jeden z nich to "Arka Gol!" w książce "Teatr i okolice". Zorganizowałem też, wraz z obecnym rektorem gdańskiej AWFiS, Waldemarem Moską poważną konferencję "Futbol w świecie sztuki" na 50 referatów. Wszystkie wystąpienia zebraliśmy w książce. Wstęp napisał marszałek Mieczysław Struk. Marszałek jest co prawda po wrocławskim AWF -ie, ale na piłce to on się - jak mi się zdaje - za bardzo nie zna...

Jest też w tej książce tekst Izabeli Kępki "Językowa kreacja przyjaciela i wroga w przyśpiewkach kibiców Arki Gdynia i Lechii Gdańsk". Co Pan śpiewa na stadionie?

- Po kolei. Na mecz zawsze jadę kolejką, nigdy samochodem. Lubię też kolejką wracać. Wtedy mam okazję być ze wszystkimi kibicami, choć czasem jestem przez nich traktowany ostro. Na przykład wtedy, gdy próbuję coś czytać.

Czyta Pan, wracając z meczu?! A co na przykład?

- Nie daj Boże książkę. Gazetę - już lepiej. Ale i wtedy bywa, że słyszę: "Kurwa, co?! Ty nami gardzisz?!!!". To zresztą chyba najdelikatniejsze określenie. Tak więc przyjeżdżam na mecz, przynajmniej godzinę wcześniej, ostatnio coraz częściej sam, ponieważ moi dorośli już synowie doszli do wniosku, że nie wytrzymują mego rytmu życia. A do tego najstarszy woli Lechię.

No ładnie...

- Mam na stadionie swój stały rząd 10, sektor C. Biorę ze sobą jedno piwo, najlepiej jak jest to piwo z zaprzyjaźnionego z nami miasta, a Arka Gdynia sympatyzuje z Lechem Poznań, więc piję "leszka", do tego szaszłyk albo kiełbaska. Od momentu, gdy wysiądę z kolejki, jestem już w klubowym szaliku. Za punkt honoru bierze się, nawet jeśli mecz jest przegrany, by tego szalika nie zdejmować.

Mecz się zaczyna, kibice wrzeszczą, a Pan co? Czyta?

- Robię wszystko, co należy. Nie wznoszę jedynie okrzyków brutalnych. Nie uczestniczę w tej straszliwej sieczce nienawiści w słowach i przyśpiewkach. Staram się przede wszystkim brać udział w interakcji. Buduję sobie pozycję kogoś, kto się czasem głośniej odezwie, ale nie tyle przekleństwem, co wyrazistym komentarzem, po to, by mieć okazję do skwitowania jakiejś akcji na boisku. Ze wszystkim jestem na bieżąco. Namiętnie czytam - jak to się mówi - "Przegląd Sportowy"...

Ale ponoć, jadąc kolejką, chowa go Pan w jakiejś innej, "poważniejszej" gazecie.

- Nie oszukujmy się, trochę się wstydzę... Ale regularnie śledzę sportowe rankingi, tabele wyników. Niedawno byłem w Izraelu z żoną. Najradośniejszą wiadomość, jaką dostałem SMS-em, była informacja od syna Piotra. Piotr napisał: "Arka wygrała z GKS-em Bełchatów. Na wyjeździe. 1:0". Interesuje mnie wszystko, co dotyczy samego przedstawienia...

Przedstawienia?

- Nieprzypadkowo się przejęzyczyłem. Sumiennie badam wszystko to, co jest widowiskowe i teatralne w meczu piłkarskim i to po obu stronach rampy. Kibic, który ogląda spotkanie piłkarskie jedynie w telewizji, nie jest w stanie odczuć całego tego widowiska, jakim jest mecz. Zwłaszcza że na trybunach dzieją się rzeczy często dużo ciekawsze niż na boisku. To bardzo różni dzisiejszy teatr od widowiska sportowego. W teatrze ludzie na widowni siedzą jednak cicho, a do tego mają wygaszoną widownię. Na marginesie, widownię wygasił po raz pierwszy w 1860 roku Wagner. Na meczu ważne są reakcje ludzi, także tych specjalnie traktowanych.

Czyli?

- Specjalnie traktowani są goście. Mają osobny boks, vis-a-vis "górki", czyli "żylety" i są, krótko mówiąc, niemile widziani. Chyba że są to kibice zespołu zaprzyjaźnionego. W przypadku Arki jest to na przykład Lech Poznań. Wtedy kibice obu drużyn są przemieszani, oczywiście po wcześniejszym wypiciu Lecha. Zaprzyjaźnionym klubem Arki jest też Cracovia, ukochany klub Jana Pawła II. Jak weszli do ekstraklasy, to pojechali z całym zespołem na audiencję do Watykanu. Papież dostał wtedy koszulkę z nr. 1. A gdy wychodzili z tej audiencji, to najsłodsze hasło im szepnął: "Asy Pasy!".

Wróćmy na stadion...

- Te wszystkie stadionowe okrzyki, wiwaty, całą tę zorganizowaną akcję śpiewaną prowadzi zwykle werbista. On nie ogląda meczu! On do meczu stoi tyłem! Jest po to, by prowadzić doping. Doping oczywiście w miarę cywilizowany.

Pan też coś krzyczy?

- Oczywiście! On podrzuca kwestie, my refrenujemy. Na przykład piosenkę zespołu 2 plus 1: "Więc chodź, pomaluj mi świat, na żółto i na niebiesko". Nie tylko śpiewamy, ale też stajemy z rozpostartymi nad głowami szalikami.

Premiera teatralna czy mecz?

Niestety, miewam takie dylematy. Oczywiście, zawsze wybieram mecz.

Oczywiście?

- Z prostych powodów: mecz jest absolutną prapremierą, nigdy się nie powtórzy. Na spektakl mogę pójść "w tygodniu", jak ruszy z kopyta. Niech nie gadają, że mecz można sobie nagrać, odtworzyć. Poza tym ja chcę być tam w środku, na trybunach. Jestem przekonany, że udział nas, kibiców, w kształtowaniu kultury dopingu, ale też w podniesieniu atmosfery meczu jest znaczący i większy niż w wypadku wpływu widza teatralnego na przebieg spektaklu. Choć uważam, że dobra publiczność może podnieść wartość słabego przestawienia. Tak samo jest z trybunami na stadionach. Tu publiczność jest różna. Od bandytyzmu po, nierzadko, bijatyki. Moim najbardziej łagodnym okrzykiem, który tam wznoszę, kiedy sędzia ewidentnie źle zagwiżdże, jest zawołanie typu: Sędzia kalosz, teściowa rodzi.

Trochę staroświeckie...

- Ale komentowane! A jakie to jest inne komentowanie niż przed telewizorem! My, kibice na stadionie funkcjonujemy w tym samym czasie, co zawodnicy na boisku. A jeśli jeszcze ci zawodnicy mają talent, dobry dzień, są świetnie wyszkoleni, to wtedy mecz jest po prostu czystym pięknem. Mnie dobry doping jest potrzebny. Oczywiście, jest on tym lepszy, im lepszy jest mecz. Ostatnio jednak obserwujemy w dopingu nieciekawe zachowania. Te wszystkie antysemickie okrzyki. Ja nie pamiętam, żeby coś takiego krzyczało się na trybunach Arki. Jest, oczywiście, wrogość wobec Lechii: "Lechia Gdańsk kurwa szajs".

Co się jeszcze krzyczy?

- Popularnym zawołaniem jest: "kto nie skacze, ten z policją". Ten okrzyk daje zapiewajło, gdy wracamy z meczu kolejką SKM. I wtedy wszyscy muszą skakać. Do rytmu.

Pan też skacze?

- Skaczę, ale bardzo dyskretnie... Kiedyś zamiast skakać próbowałem oddać się lekturze, to mi kibice powiedzieli, że nimi gardzę, "inteligencik pieprzony", usłyszałem nawet!

A co Pan wtedy czytał?

- Tygodniki bieżące. "Politykę" lub "Tygodnik Powszechny". Także "Dziennik Bałtycki", który dostajemy w prezencie przed wejściem na stadion. Jako kibic wiem, że nie uchodzi szybko uciekać po meczu do domu, tak jak wiem, że by odczuć w pełni atmosferę widowiska, trzeba się wczuć w ducha stadionu. Nieraz próbowałem ryknąć z widowni: No, kurwa, przecież to jest świetne zagranie!

O matko!

Inni od razu podchwycili okrzyk! To jednoczy. Gorzej, gdy kibic jest podchmielony. Na stadion Arki, wiadomo, nie można wnosić żadnego alkoholu. Nawet małego piwa. Raz przemyciłem "małpkę" żołądkówki zawiniętą w gazetę. Ale zwykle wszyscy wypijają jedno, dwa piwa przed meczem. Można powiedzieć, że publiczność jest zadowolona w punkcie startu. (śmiech) Gorzej, jeśli potem na stadionie idzie piłkarzom nie tak jakbyśmy sobie życzyli...

Jeden kibic Lechii powiedział, że Lechia jest dla niego jak kobieta...

Dla mnie Arka jest równie ważna jak dla niego Lechia, ale bez szowinizmu! Pewnie, że wolę Arkę niż Lechię, ale głównie dlatego, że na Lechii jestem źle widziany, sekowany...

To jak Pan siada z synem do stołu?

Eee tam. Ja się też cieszę, jak Lechia wygrywa. Byle nie za wysoko. (śmiech) Moi synowie - myślę - nie znają się na piłce tak dobrze jak ja. Nie mają przede wszystkim doświadczeń latami mierzonych. Muszę pani wyznać, że jak już naprawdę nie mogę pójść na mecz, od razu otwieram w internecie stronę klubu, włączam radio, rozkładam gazety i w to wszystko się zagłębiam... Na żywo (chociaż na odległość).

Co na to żona?

Mówi, że ze mnie jest kompletny fioł. Że w tym całym kibicowaniu jestem na granicy szaleństwa i że nie znam proporcji.

Wielu "inteligencików" kocha piłkę jak Pan. Taki Pilch choćby. Też fioł.

- Większy niż ja! Należy zaznaczyć, że sztuka mówienia i pisania o futbolu zależy też od sprawności pióra. Jerzy Pilch prowadzi pióro jak Maradona piłkę.

Na konferencji "Futbol w świecie sztuki" padły słowa: "Futbol jest najpoważniejszą z niepoważnych spraw".

- To opinia Jana Pawła II. Był niezłym bramkarzem.

Tak jak aktorem w Teatrze Rapsodycznym.

- Ale nie miał potrzeby kibicowania na żywo. Ja tego potrzebuję. Czuję się wtedy współgospodarzem meczu. Marzy mi się teraz, bym mógł pojechać z synem na derbowy mecz Lechii z Arką i żeby nas nie przepędzili. I vice versa...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki