Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kacper Ziemiński: Po treningu czuję się spełniony. Mam zachowany wewnętrzny spokój, po prostu jestem szczęśliwszym człowiekiem

Maciej Mikołajczyk
Kacper Ziemiński przerzucił się z żeglarstwa na triathlon, bo nadal w życiu potrzeba mu sportowych wyzwań
Kacper Ziemiński przerzucił się z żeglarstwa na triathlon, bo nadal w życiu potrzeba mu sportowych wyzwań archiwum prywatne
Kacper Ziemiński to trzykrotny uczestnik igrzysk olimpijskich w Pekinie, Londynie i Rio. Wychowanek CHKŻ Chojnice opowiada o tym, dlaczego w młodym wieku zrezygnował z żeglarstwa. Mówi też m.in. o swojej miłości do triathlonu i meblarskim biznesie.

Dlaczego w wieku 26 lat porzucił pan żeglarstwo?
Było kilka powodów tej decyzji. Odsunięcie się od zawodowego sportu po igrzyskach w Rio de Janeiro było już wcześniej zaplanowane. W 2013 roku założyłem już rodzinę i życie poza domem ponad 280 dni w roku, nie widząc swojego syna i żony, było dla mnie bardzo trudne. Omijały mnie najfajniejsze momenty rodzinne. Dodatkowo to był również czas, abym dołączył do rodzinnego biznesu, co ostatecznie się okazało bardzo dobrym „ostatnim” momentem. Nie pomagały mi też niewyleczone kontuzje, z którymi się cały czas borykałem. Generalnie żeglarstwo to bardzo ciężki sport, na który trzeba poświęcić, tak jak i w innych dyscyplinach sporo czasu. Mówię tutaj głównie o wyjazdach, ponieważ nie można trenować tego sportu (w Polsce - przyp.) w warunkach zimowych. Uważam, że to był dobry dla mnie czas na odejście, choć wiadomo, że były chwile zwątpienia, ale ta „druga strona życia” również bardzo mi się spodobała. Ja należałem do grupy sportowców, którzy podświadomie się bardzo stresowali przed zawodami. Teraz również się denerwuję, ale nie można tego porównać do stresu, który towarzyszył mi podczas startów, na które czasami przygotowywałem się od pół do roku.

Czy pana decyzja o zakończeniu żeglarskiej kariery była dogłębnie przemyślana czy bardziej spontaniczna? Żałuje pan czasami, że skończył swoją przygodę z tym sportem?
Było to bardzo przemyślane, bo już 2-3 lata wcześniej wiedziałem, że nie będę kontynuował kariery po igrzyskach w Brazylii. Z jednej strony żałowałem, ale z drugiej widziałem spore zalety życia rodzinnego bez stresu startowego, w którym trzeba być w stu procentach skupionym na swojej profesji. Na dyspozycję sportowca podczas treningu czy na zawodach składa się wiele czynników, o które trzeba zadbać w każdym tego aspekcie. Teraz nie muszę się tymi rzeczami martwić, aby się dobrze wyspać, aby dobrze i szybko zjeść, odpocząć, przygotować sprzęt. Najmniejszy źle przygotowany detal w sprzęcie, czy w życiu może mocno skomplikować start, czy trening przygotowujący do startu. Ogólnie rzecz biorąc, było to życie bardzo egoistyczne, ponieważ swoje dobro trzeba było stawiać nad dobrem rodzinnym.

Jak ważne są dla pana Chojnice i okolice? Do jakich miejsc wraca pan najczęściej?
Bardzo ważne, ponieważ mieszkam niedaleko Chojnic. Często korzystam z tamtejszego basenu, załatwiam różne sprawy, czy też z rodziną jeździmy do Charzyków, aby spędzić jakieś słoneczne popołudnie. Oczywiście klub CHKŻ jest dla mnie bardzo sentymentalny, ponieważ tam się nauczyłem prawdziwego żeglarstwa oraz spędziłem w nim najwięcej czasu. Jest to jedno z lepszych miejsc w Polsce, aby zacząć i rozwijać swoje umiejętności w żeglarstwie regatowym i olimpijskim. Mamy tam sporo przyjaciół, więc często odwiedzamy te rejony.

Dlaczego postawił pan teraz na triathlon? Co pociąga pana w tym sporcie?
Po zakończeniu kariery zawodowego sportowca coś mi brakowało w życiu, choć oczywiście realizowałem się w życiu zawodowym oraz rodzinnym, ale brakowało mi bardzo treningowego rytmu. Próbowałem robić to na własną rękę, ale bez celu i planu ciężko robić jakieś postępy, stąd pojawił się w moim życiu triathlon. Namówili mnie do niego przyjaciele z Charzyków oraz Patryk Piasecki, z którym startowałem razem na klasie 470 na igrzyskach w Pekinie w 2008 roku. Triathlon spodobał mi się ze względu na duże zainteresowanie tym sportem u innych. Bardzo lubię rywalizację oraz kibiców, których tutaj nie brakuje. W żeglarstwie było o nich trudno, gdy rywalizacja odbywała się bardzo daleko od brzegu. Oczywiście traktuję triathlon jako zabawę, lecz staram się wykonywać treningi zgodnie z planem i małymi celami, które sobie stawiam po drodze. Sport nauczył mnie wykonywania wszystkich założonych zadań najlepiej jak potrafię. Myślę, że każdy sportowiec, czy to amator, czy zawodowiec musi stawiać sobie realne cele, aby do nich dążyć, ponieważ później wszystko łatwiej wychodzi.

Pana inną pasją jest też kolarstwo górskie, MTB. Te wszystkie sporty pokazują, że kocha pan adrenalinę.
Zgadza się. Lubię adrenalinę oraz rywalizację. Często bywam w Gdyni, gdzie przy każdej nadarzającej się okazji, jeżdżę po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Jest to moje ulubione miejsce, aby pojeździć MTB. Nawet najbardziej wymagający kolarze znajdą tam coś dla siebie, a zmęczyć się, to jest naprawdę łatwo.

Czy coś łączy żeglarstwo z triathlonem? Widzi pan jakieś podobieństwa?
Generalnie w każdym sporcie trzeba się skoncentrować przed startem. Triathlon i żeglarstwo są to kompletnie inne sporty, przygotowanie motoryczne do uprawiania tych dyscyplin bardzo się od siebie różni. Jednym z elementów przygotowania motorycznego w żeglarstwie w klasie laser były treningi na rowerze, przeróżne interwały, długie przejazdy, czy też aktywny odpoczynek. I tutaj widzę największe podobieństwo.

Jest pan trzykrotnym olimpijczykiem. Które igrzyska wspomina pan najlepiej?
Najlepiej zapamiętałem te w Pekinie. Wówczas miałem niespełna 18 lat i sam fakt, że się na nie zakwalifikowałem, był dla mnie wielkim przeżyciem. Na samych zawodach dałem z siebie wszystko, lecz ważniejsze było doświadczenie tam zebrane. Według mnie Pekin pod względem organizacyjnym był najlepszy. Duże wrażenie zrobiła na mnie też infrastruktura obiektów oraz wiosek sportowych.

Jak wygląda teraz pana codzienność?
Mam dosyć unormowany plan dnia. Pracuję od poniedziałku do piątku, czasem również w weekendy, a po przyjściu do domu spędzam czas z rodziną. Robimy sobie jakieś krótkie wycieczki. Poza tym staram się również wpleść treningi pod kątem triathlonu, więc dzień jest dla mnie bardzo krótki.

Czy w dalszym ciągu zajmuje się pan z bratem branżą meblarską? Jak idzie panu w tym biznesie?
Działamy w branży meblarskiej. Bardzo lubię ten biznes, ponieważ jest u nas w rodzinie od kilku pokoleń. Nasz dziadek zapoczątkował zamiłowanie do mebli. Zaznaczam, że są to meble z drewna litego. Obecnie prowadzimy z bratem średniej wielkości firmę, ponieważ zatrudniamy kilkadziesiąt osób i cała nasza działalność to współpraca i sprzedaż na zachód, przeważnie do Niemiec. Najbardziej wyróżnia nas to, co często słyszymy od naszych zachodnich partnerów, że widać, iż kochamy to co robimy, działamy z wielką pasją i zamiłowaniem do mebli. W 85 procentach produkujemy z dębu, a pozostałe 15 procent to produkcja również z drewna litego, lecz z buka. Mamy dużo pomysłów i prężnie rozwijamy współpracę z zachodem.

W jednym z wywiadów mówił pan, że jest pan sportowcem zachłannym na wynik. Co miał pan na myśli?
Należałem do zawodników bardzo ambitnych. Moje cele były zawsze bardzo wygórowane, z czasem zdałem sobie sprawę, że za bardzo. Kładłem na siebie bardzo mocną presję, ponieważ wiedziałem, że stać mnie na rywalizację o podia najważniejszych regat na świecie i to mnie niestety gubiło. Za dużo o tym myślałem, zamiast skupić się na dobrej pracy, często myślałem o wynikach. Inni zawodnicy w tym czasie koncentrowali się, aby kolejny dzień zawodów racjonalnie i mądrze przejść, a ja miałem zbyt duży bagaż presji na sobie, który tak naprawdę sam sobie naważyłem. Dopiero po zakończeniu kariery sportowej dostrzegłem te błędy, a wskazówki trenerów czy psychologów sportowych do mnie nie docierały. Trzeba pamiętać, że nie ma drogi na skróty. Dużo problemów należy rozłożyć na czynniki i przeanalizować wszystko na spokojnie. Ja byłem „zachłannym” i chciałem z tych kłopotów, z którymi się borykałem, wyjść jak najszybciej poprzez wzmożoną pracę, a nie zawsze tak się da.

Mógłby pan żyć bez sportu? Wyobraża pan to sobie?
Absolutnie nie. Jest to część mojego życia. Traktuję to jako tlen, którym oddycham. Jako sportowiec amator jest to bardzo przyjemne i dużo lepsze niż zawodowiec, ponieważ profesjonalny sport nie zawsze jest zdrowy ze względu na bardzo wysokie obciążenia. Po treningu czuję się spełniony. Mam zachowany wewnętrzny spokój, po prostu jestem szczęśliwszym człowiekiem. Teraz robię to wszystko z uśmiechem na twarzy, bez żadnego ciśnienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki