Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kabaretowy premier gościł w Gdańsku. W gałę co prawda nie poharatał, ale rozbawił publikę

Ryszarda Wojciechowska
Sławomir Seidler/polskapresse
Polska ma dwóch premierów - jeden urzęduje w Warszawie, drugi... na kabaretowej scenie. Obu łączą posiedzenia rządu i zamiłowanie do "haratania w gałę" (dla niewtajemniczonych - chodzi o piłkę nożną). Z Robertem Górskim, czyli kabaretowym Donaldem Tuskiem, rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Satyryków mamy wielu, ale premier w kabarecie jest tylko jeden. Nieźle się Pan urządził z tym swoim rządem w polskiej satyrze.
Też czasami tak myślę. Postać premiera pozwoliła mi na rozwinięcie skrzydeł. Przysporzyła popularności, co się przełożyło na sukces naszego kabaretu. Jestem już rozpoznawany jako premier i ludzie na ulicy często się tak do mnie zwracają.

Mówią do Pana: panie premierze?
Właśnie tak. A że satyry politycznej jest teraz tyle, co kot napłakał, więc na tej pustyni mój rak - można powiedzieć - okazał się rybą.

Czy miał Pan jakieś sygnały z rządu Donalda Tuska, że wiedzą o waszym kabaretowym rządzie?

Jeden z prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej zapytał mnie kiedyś, czy widziałem jakieś prawdziwe posiedzenie rządu. Odpowiedziałem, że nie. A on na to, że one bardzo podobnie wyglądają jak te u nas. Że przypominają spotkanie nauczyciela z uczniami, którzy się go bardzo boją.


Satyra polityczna ma jednak drugie dno. Publicyści zaczęli pytać - czemu Pan tym młotem tłucze tylko premiera? Pytają o polityczne poglądy. I słyszą, że jest Pan sierotą po POPiS-ie. Może dlatego młodzi kabareciarze uciekają od satyry politycznej?

My też nie jesteśmy kabaretem politycznym. Przypadek sprawił, że zająłem się premierem i stworzyliśmy własne posiedzenia rządu, które można obejrzeć w telewizji. Siła telewizji sprawia, że takie cykliczne historie nabierają rozpędu. Premier jest postacią tak nośną, że posiedzenia rządu są chętnie oglądane. Wielokrotnie czytałem na forach dyskusyjnych, że próbuje się nasz kabaret zaszufladkować politycznie. Jedni wkładali nas do szuflady z napisem PiS, bo skoro śmiejemy się z premiera, to pewnie sympatyzujemy z tą partią. Dla innych muszę być blisko PO, skoro mówię słowami premiera źle o Prawie i Sprawiedliwości. A my w kabarecie staramy się być pośrodku. Nie definiujemy jasno swoich poglądów.

Zastanawiałam się, co Pana łączy z Donaldem Tuskiem. Lubi Pan haratać w gałę?
Lubię, ale ostatnio pokonała mnie kontuzja. Więc nie grywam w piłkę. Premier też, zdaje się, miał przerwę w graniu.

Pan jest jak on dobrym PR-owcem i napisał Pan książkę. Znajdzie się kilka podobieństw.

Trochę pasożytuję na tym naszym premierze, więc życzę mu dobrze, podobnie jak całemu krajowi. Donald Tusk jest premierem sześć lat, a ja mam tylko troszkę krótszy staż w byciu quasi-premierem.

Pan ma szansę premierem być dłużej. Nie odwołają w wyborach...
No tak, ale jeśli Donald Tusk przestanie być premierem, to w naturalny sposób spadnie zainteresowanie parodiowaniem jego postaci. Ale wtedy pojawią się nowi bohaterowie. Może zajmę się papieżem albo episkopatem?

Od jakich tematów jako autor trzyma się Pan z daleka?

Tak się zastanawiam, ale... nie poruszaliśmy tematów ludzi kalekich. Myślę, że ze wszystkiego można się śmiać. Trzeba tylko znać granice żartu. Śmiech kończy się tam, gdzie się zaczyna chamstwo i obrażanie człowieka. Dla nas taką granicą jest dobry smak. Jest jeszcze wiele tematów do obśmiania. Mój tata często mnie pyta, czy nadal mam z czego żartować. Tematy pojawiają się co chwilę. Tak jak do premiera zgłaszają się nowe grupy społeczne ze swoimi problemami, tak do mnie zgłaszają się tematy z prośbą o artykulację.

Co Pana niepokoi moralnie? Bo to w końcu Kabaret Moralnego Niepokoju.

Degradacja polskiego języka. Coraz mniej używa się słów, które są w naszym słowniku powszechnym. Wybiera się słowa "leżące" najbliżej. Nie szuka się bardziej wyrafinowanych, metaforycznych form. Nie wiem, czy to zwykłe narzekanie starzejącego się polonisty, czy może kiedyś rzeczywiście było lepiej. Ale to mnie martwi.

Na czym polega fenomen popularności kabaretu? Bo kabaret w Polsce zalicza kolejnych siedem tłustych lat.

Kabaret jest sztuką demokratyczną i dociera do najmniejszych miejscowości. Tam, gdzie z przyczyn finansowych nie dotrze teatr czy gdzie nie ma kina. Kabaretowi potrzebne są kawałek sceny, jakaś widownia i kilka mikrofonów. Poza tym kabaret zazwyczaj operuje prostym językiem i niesie ze sobą pozytywną energię. Ludzie tego potrzebują.

Potrzebujemy teraz więcej śmiechu niż 10 lat temu?

Nie zauważyłem jakiegoś spadku zapotrzebowania na śmiech. Może czasami bardziej nie stać ludzi na bilety. Kryzys ma swoje przypływy i odpływy. Kabaret jest teraz bardzo spopularyzowany przez telewizję. Przy czym telewizja go niszczy przez liczbę powtórek. One się mylą widzom z premierami. Wszystko już wydaje się stare. Jeszcze się do tego dokłada internet. Może więc nastąpić przesyt. Ale wracając do popularności kabaretu - być może widzom podoba się to, że jest to szuka aktualna i własna. A nie format sprowadzony z zagranicy. Weryfikacja tego, co zabawne, jest natychmiastowa. Jak coś jest dobre, ludzie się śmieją. I widać od razu, czy masz talent, czy nie. Publiczność ogląda artystę z krwi i kości, albo - jak powiedział ostatnio Franciszek Smuda - ze skóry i kości.

W telewizji mamy teraz albo rozśmieszanie, albo gotowanie. Tyle że niemal każdy kucharz to dziś celebryta. A satyrycy celebrytami nie są. O co w tym chodzi?
Nie wiem, dlaczego nie jesteśmy celebrytami. Wiem za to, że ja i moi koledzy jesteśmy z tego powodu szczęśliwi. To musi być straszny dyskomfort, kiedy ktoś za tobą bez przerwy jeździ na skuterze i robi ci zdjęcie.

Chyba nie wszyscy tak myślą.

Aktorzy potrzebują kamer i fleszy jak powietrza. Muszą pracować na swoją twarz. A nam popularność daje telewizja, tak czy owak. Więc o nią nie zabiegamy.

Celebryci nie są jednak obśmiewani w polskiej satyrze. Kabaret Moralnego Pokoju... przepraszam - Niepokoju, omija ich łukiem.
Dworujemy sobie z nich, ale to temat mało głęboki i zazwyczaj na jeden skecz.

Kolega po fachu Marcin Wójcik powiedział, że jest Pan jak rekin, który czując krew, nigdy nie odpuści ofierze. Inni przyrównują Pana do walca. Coś w tym jest. Na scenie mogą być inni, ale to Pan przyciąga uwagę.

No cóż, FC Barcelona ma 11 świetnych zawodników, ale wszyscy i tak znają głównie Messiego. Bo to on strzela gole. Cała drużyna pracuje więc na tego jednego, który staje się jej twarzą. Trudno, tak było i będzie. A w przypadku satyryków wygrywa zawsze ten, kto powie na końcu coś najśmieszniejszego. Ale to też wspólna praca, szukanie tematu i puenty do skeczu. To rodzaj zabawy, który uprawiamy sobie na scenie i poza sceną. Bo nam trudno rozdzielić te dwa światy.

Praca w kabarecie to bułka z masłem? Tak brzmi, jeśli się Pana słucha. Niedziela, a Pan ma dwa spektakle po dwie godziny każdy...

Tak, ale wczoraj się wyspałem. Nie poszedłem w miasto, dbam o formę.

Jak premier. Nie uciekniemy od niego.

No właśnie, nie da się żyć na takich obrotach, żeby grać i jeszcze całą noc spędzać na tańcach przy alkoholu.

Oddech młodych czuje się na plecach?
Młodzi cały czas się pojawiają. Startują na festiwalu PAKA. A my z ciekawością im się przyglądamy. To jednak nie jest takie proste utrzymać dzisiaj grupę kabaretową. One najczęściej powstają na studiach. Potem studia się kończą i wtedy pojawia się dylemat - czy dalej być w kabarecie, który jest niepewnym chlebem, czy jednak zdecydować się na pracę w swoim zawodzie, póki się jeszcze wszystkie furtki nie pozamykają.

Dlaczego kobiet jest tak mało w kabarecie?
Kobietom jest trudniej z wielu przyczyn. Jadąc do Gdańska, wspominaliśmy, jak to w sali NOT spotkaliśmy się kiedyś z kabaretem Szum. Założyło go sześć dziewczyn z Zielonej Góry. I mimo sukcesów kabaret się rozpadł. Bo pojawiły się dzieci, mężowie. Nasze życie nie jest łatwe, weekendy poza domem, tygodnie w trasie, wiele bezproduktywnego czasu spędzonego w samochodzie. To może być męczące. Mężczyznom łatwiej to znieść.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki