Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Skolimowski: Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zrobię jakiś film...

Ryszarda Wojciechowska
Jerzy Skolimowski przyzwyczajony już do nagród
Jerzy Skolimowski przyzwyczajony już do nagród Grzegorz Mehring
Dopieszczony Skolimowski i skrzywdzony Smarzowski. Bez zmysłowości i wesołości w polskim kinie, ale za to z wielkimi, aktorskimi kreacjami. 36 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych my też uważamy już za zamknięty.

Tym razem wszystko miało być inaczej. Konkurs - jak chciał nowy dyrektor artystyczny Michał Chaciński - przypominał wyścigi Formuły 1. Ścigały się tylko najlepsze polskie filmy. Lista produkcji filmowych była więc krótka (12), ale za to czerwony dywan na finał długi. I tylko jedno się nie zmieniło - werdykt jury, który tym razem również rozminął się z filmowym gustem widowni i dziennikarzy. Publiczność i większość mediów oddała bowiem serce "Róży" Wojtka Smarzowskiego.

Złote Lwy dla "Essential Killing" (ZDJĘCIA Z GALI)

Ale jurorzy (w sile dziewięciu i w międzynarodowym składzie) Złote Lwy przyznali Jerzemu Skolimowskiemu za "Essential Killing". Film miał premierę przed wieloma miesiącami i w polskich kinach nie zagrzał długo miejsca. Mówiąc wprost, zszedł z ekranów po kilku dniach.

Skolimowski, który nie miał szczęścia do tej pory na gdyńskim festiwalu, tym razem rozpruł worek z nagrodami. "Essential Killing" nagrodzono też za reżyserię, zdjęcia (Adama Sikory), za muzykę (Pawła Mykietyna), a także za montaż.

Odbierając Złote Lwy, reżyser wystąpił w nieco hollywoodzkim stylu, dziękując... Bogu, za to, że go obdarzył temperamentem hazardzisty, który pozwolił mu pracować z Vincentem Gallo, grającym w jego filmie główną rolę. W rozmowie z dziennikarzami Skolimowski był już dużo bardziej oszczędny w słowach. Chociaż i tak mówił więcej niż jego filmowy bohater na ekranie.

Na pytanie - jak mu smakuje główna nagroda, odparł, że się już do nagród przyzwyczaił. A potem stwierdził, że teraz ucieka do lasu, gdzie poświęci się malowaniu obrazów. Tuż przed ucieczką rzucił na koniec: - Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zrobię jakiś film.

Paweł Pawlikowski - przewodniczący jury, przyznał, że były gorące spory przy ustalaniu werdyktu. Te najgorętsze dotyczyły Złotych Lwów. W grę wchodziły tylko dwa filmy: Skolimowskiego i Jana Komasy "Sala samobójców". Komasie ostateczne przyznano Srebrne Lwy. Na pytanie - dlaczego jury pominęło w werdykcie film "Róża" (poza jedną nagrodą za najlepszą rolę męską), Pawlikowski stwierdził, że niektórzy jurorzy nie rozumieli kontekstu historycznego i politycznego filmu.

- Były fantastyczne momenty i ten wielki, prawdziwy gwiazdor Marcin Dorociński, który tam gra.
Ale zagranicznym jurorom trzeba było tłumaczyć, że tu Rosjanie, tam Niemcy, tu Mazurzy, że bohater był w AK, a teraz ubek chce go zwerbować. I ciągle się w tym gubili. Tylko miłość się broniła - tłumaczył. Jego zdaniem, film powinien być uniwersalny i dla wszystkich zrozumiały. No dobrze, tylko czy to festiwal filmów uniwersalnych czy polskich? - dopytywali dziennikarze. I pewnie jeszcze nieraz pojawi się to pytanie. Bo jeśli juror nie czuje filmu, który nas boli i wzrusza, to chyba nie jest dobrze?

Złote Lwy dla "Essential Killing" (ZDJĘCIA Z GALI)

Pawlikowski przyznał, że polskiemu kinu brakuje zmysłowości i wesołości. - Tu się porusza same ważkie tematy, ale też mocno dołujące. Po takiej dawce filmowej traumy było ciężko wrócić do rzeczywistości - przyznał. Był to na pewno festiwal wybitnych, aktorskich kreacji. Urodzaj mieliśmy zwłaszcza w męskim wydaniu. Do ostatniej chwili na dziennikarskiej giełdzie spekulowano - kto.

Najczęściej wymieniany był Dorociński (który zresztą wygrał za rolę w "Róży"). Ale też świetnie zagrał Krzysztof Stroiński w "Lęku wysokości" czy Robert Więckiewicz w "Wymyku". Marcin Dorociński ma już na swoim koncie trzy festiwalowe nagrody z Gdyni. Mniej więcej odbiera je co dwa lata. Słysząc bardzo huczne oklaski, mówił ze sceny: - Bo się popłaczę. Roma Gąsiorowska (nagroda za najlepszą rolę żeńską w filmie "Ki") płakać nie chciała. Wybuchała za to parę razy śmiechem, tłumacząc, że jest w afekcie. Stwierdziła też: - Mówią, że jestem aktorką jednej roli. Zastanawiam się, której. Na tym festiwalu były trzy filmy z jej udziałem. Ale artystka przyjechała dopiero na galę. Nie miała czasu, bo jak wyjaśniała - poszła w ciuchy, czyli otwierała swój sklep z odzieżą. I chętnie go na scenie reklamowała, podobnie jak sukienkę przez siebie zaprojektowaną, którą miała na sobie. I tylko Agaty Kuleszy żal, którą na festiwalu zobaczyliśmy w trzech różnych rolach, ale zapamiętamy przede wszystkim jako tytułową Różę. Do końca większość festiwalowej publiczności wierzyła, że to ona zwycięży.

"Czarny czwartek" - film o Grudniu '70, otrzymał wyróżnienie jury, a Marian Dziędziel nagrodę za męską rolę drugoplanową ("Kret"). Prawdę powiedziawszy, Dziędzielowi należała się jeszcze jedna nagroda, dla aktora najczęściej oglądanego na tym festiwalu. Dziędziel wystąpił bowiem w 4 filmach, więc jakby stał się nowym rekordzistą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki