Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Kaczmarek: Trudno wyrokować, że mecz był przyczyną bójki

rozm. Dorota Abramowicz
Grzegorz Mehring / Archiwum PP
Z Januszem Kaczmarkiem, b. szefem MSWiA, autorem zamówionego przez PZPN programu bezpieczeństwa na stadionach, rozmawia Dorota Abramowicz

Monitoring, pozwalający wyłapać agresywnych kibiców, miejsca zatrzymań na stadionach, pokoje przesłuchań, współpraca policji, prokuratury i sądu - to wszystko miało zapewnić nam bezpieczeństwo podczas Euro 2012. A teraz mamy przedmeczowy skandal na plaży w Gdyni.
Celem programu PZPN było zapewnienie bezpieczeństwa na stadionach i zadanie to - zwłaszcza w przypadku spotkań międzypaństwowych - zostało dobrze zrealizowane. Nieco inne prawa rządzą spotkaniami ligowymi, gdzie pojawiają się grupy kibiców, którzy dążą do konfrontacji. Na pewno jednym z zadań policji jest monitorowanie grup kibiców, zdążających na mecze. Należy stale sprawdzać, czy na forach zrzeszających kibiców nie dochodzi do umawiania się chociażby na tzw. ustawki. To takie samo zadanie, jak monitorowanie grup, organizujących manifestacje, znanych z zachowań agresywnych i chcących te zachowania pokazać.

Po mobilizacji związanej z ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy chyba trochę odpuściliśmy sprawę bezpieczeństwa?
Nie uważam, że do niedzielnych wydarzeń w Gdyni doszło ze względu na mecz.

Gdyby nie mecz, do Gdyni nie zjechałaby grupa agresywnych mężczyzn.
Z tego co czytałem, istnieją dwie wersje niedzielnych wydarzeń. Według jednej zaatakowali kibice, według drugiej awanturę sprowokowali Meksykanie. Dopóki to się całkowicie nie wyjaśni, trudno wyrokować, czy mecz był przyczyną.

Czy jednak nie można było przewidzieć, że kibice pójdą na plażę?
Typowe ustawki pomiędzy kibicami rywalizujących drużyn nie odbywają się przecież na trybunach, ale z dala od stadionów. Mogą zdarzyć się także na plaży.

Można to traktować jak ustawkę?
Tego nie wiem. Jeśli jednak dochodzi do zdarzenia, w którym bierze udział kilkadziesiąt - kilkaset osób, to służby porządkowe muszą być dobrze przygotowane. Trzeba wcześniej zabezpieczyć ludzi i sprzęt.

"Ludzie i sprzęt" nic nie dadzą, jeśli nikt nie zareaguje na osoby zachowujące się głośno i odpalające race w miejscu publicznym.

Sytuacje, które teoretycznie mogą stwarzać niebezpieczeństwo, powinny być monitorowane przez policję. Dziś już większość miast dysponuje kamerami, przekazującymi na bieżąco obraz do dyżurnych służb. Na jego podstawie można ustalić, co się stało i z czyjej winy. Odrębną kwestią jest szybka i skuteczna reakcja oficera dyżurnego, dysponującego odpowiednimi siłami i środkami Zresztą, jak informowały media, słusznie komendant wojewódzki policji zlecił już kontrolę działań gdyńskich policjantów.

Czy to, co w niedzielę wydarzyło się w Gdyni, można traktować jako jednostkowy incydent?
Nie byłbym optymistą. Myślę, że takie sytuacje będą się powtarzać.

Czyli jesteśmy bezradni?
W żadnym wypadku. Jak już mówiłem, w dobie coraz powszechniejszego monitoringu, łatwiej ustalić sprawców. Istotny jest także profilaktyczny aspekt wszechobecnych kamer. Dziś każda osoba, która zainicjuje awanturę, weźmie udział w burdzie, zachowa się agresywnie, powinna wiedzieć, że prawdopodobnie zostanie zidentyfikowana. To już może sprawić, że powtórki będą coraz rzadsze.

Rozm. Dorota Abramowicz
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki