Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wyglądało podróżowanie w czasach bez samochodów i ile kosztował przejazd z Gdańska do Sopotu?

Dr Maciej Bakun
Długi Targ był miejscem, w którym najłatwiej można było znaleźć dorożkę
Długi Targ był miejscem, w którym najłatwiej można było znaleźć dorożkę Ze zbiorów Macieja Bakuna
Dorożka! Dorożka! - O cudowny dźwięku XIX-wiecznego Gdańska! Kiedy nie było jeszcze kolei ani tramwajów, w mieście nad Motławą "królowały" dorożki. Słowo, które być może było najczęściej słyszane na ulicach miasta.

Królestwo pana Kuhna

W latach 20. i 30. XIX w. dorożkarskie królestwo należało do jednej osoby - monopolisty pana Kuhna, który posiadał 20 eleganckich pojazdów "wyściełanych niebieskim płótnem".

Taryfy za przejazd nie były tanie. Po wojnach napoleońskich miasto zubożało, kupcy zostali odcięci od swego gospodarczego zaplecza - Polski i długo nie mogli odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A tymczasem taryfy za przejazd były identyczne jak w bogatej stolicy Prus - Berlinie!

Oficjalny cennik głosił: za przejazd dla 1 i 2 osób "5 skromnych groszy" za każdą osobę nadto 0,5 srebrnego grosza. Za bagaż 2,5 srebrnego grosza. 12,5 srebrnego grosza kosztowała jedna pełna godzina. Do tego w nocy, od 22 do 7 rano, obowiązywała cena podwójna. Dzisiaj powiedzielibyśmy: taryfa nocna.

Gdańskie taradajki

Oprócz eleganckich wozów pana Kuhna, poza murami miasta krążyły gdańskie taradajki. Nazwa ta pochodzi od polskiej nazwy taradaj, czyli prostej bryczki z XVIII w., przeważnie bez resorów, z metalowymi kołami, które wydawały charakterystyczny dźwięk na brukowanych ulicach.

Taradajki różnych rozmiarów odjeżdżały spod Bramy św. Jakuba i Bramy Wyżynnej. Jeździły po okolicach Gdańska, np. do Wrzeszcza czy Oliwy, "i za każdym razem należało się handlować o cenę przejazdu". Woźnice wzajemnie się przekrzykiwali i zachwalali swoje usługi. Na widok rodziny wybierającej się na przejażdżkę reagowali zwykle: "Chcecie państwo do Wrzeszcza? Pojadę za 7 srebrnych groszy".

Żurnalierą do Elbląga i Tczewa

Zanim do Gdańska doprowadzono kolej, miasto posiadało kilka stałych konnych połączeń, m.in. z Elblągiem i Tczewem. Na trasach tych kursowały tzw. żurnaliery obsługiwane przez przewoźnika Kuhna. Odjeżdżały z Gdańska cztery razy dziennie, płatne od osoby 5 srebrnych groszy. Bilety można było kupić u sprzedawcy Josty na Długim Targu. Trasę tę obsługiwał także przedsiębiorca Theodor Hadlich. Jego żurnaliery odjeżdżały z Gdańska trzy razy dziennie również za 5 srebrnych groszy, a bilety kupowano w szwajcarskiej winiarni na Długim Targu.

W miesiącach letnich żurnaliery kursowały także między Nowym Portem (skąd przywożono kuracjuszy parowcami z Gdańska) a Brzeźnem. Koszt przewozu od osoby wynosił 1,5 srebrnego grosza.

Według Janusza Dargacza z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, badacza gdańskich kurortów w XIX w., w miesiącach letnich żurnaliery kursowały również do podgdańskich kąpielisk. Pierwsze kursy do Brzeźna uruchomiono już w roku 1803, jednak o regularnym połączeniu z Gdańskiem można mówić dopiero od lat 30. XIX w. Trasa ta wkrótce straciła na znaczeniu w związku z pojawieniem się regularnej komunikacji statkami parowymi. W 1842 r. właściciel kąpieliska w Brzeźnie, Wilhelm Pistorius, zbudował na własny koszt dwie żurnaliery i uruchomił stałe połączenie między przystanią parowców w Nowym Porcie a zakładem kąpielowym. Koszt przejazdu w jedną stronę wynosił 1,5 srebrnego grosza.

Owe pojazdy produkowane były w Gdańsku i cieszyły się sporym zainteresowaniem. Zamówienia spływały ze Szczecina i z Prus Wschodnich. Przechwalano się przy tym, że "do budowy pojazdów sprowadzono najlepszych rzemieślników".

Claudiusami do Sopotu

Pierwsze połączenie z Sopotem zostało uruchomione już w czerwcu 1823 r., z chwilą otwarcia zakładu kąpielowego Haffnera. "Journaliere", obsługiwana przez przedsiębiorcę nazwiskiem Lehmann, wyruszała z Podwala Przedmiejskiego w Gdańsku dwa razy dziennie, o godzinie 6 rano i 3 po południu. Kursy powrotne z Sopotu były wyznaczone na godzinę 10.30 przed południem oraz 8 wieczorem. Cena za przejazd w obie strony wynosiła 9 srebrnych groszy. - W 1824 r. przejazdy na tej trasie przejęła firma Kupfera, który przez wiele kolejnych lat przewoził letników między Gdańskiem a Sopotem - mówi Janusz Dargacz.
Na początku 1842 r. zawiązało się towarzystwo akcyjne, które zamierzało obsługiwać w miesiącach letnich połączenia omnibusowe do Sopotu. W tym celu zakupione zostały z Berlina dwa konne wozy zwane claudiusami (od nazwiska ich twórcy).
Wozy były lekkiej konstrukcji, sześciokołowe, z baldachimem, ciągnięte przez dwa lub trzy konie. Zabierały maksymalnie 21 osób. Cena przejazdu w jedną stronę wynosiła 5 srebrnych groszy.

Claudiusy kursowały codziennie. Z Sopotu wyjeżdżały o 6.30, tak aby o godzinie 8 rano być już w Gdańsku, "a osoby dojeżdżające mogły zdążyć do pracy". I o godzinie 9 po porannym śniadaniu w kurortach. Do tego dwa razy wieczorem o 20 i 21 dla osób, które nie chciały zostawać na noc w Sopocie.

Z Gdańska odjeżdżały o 8 rano "specjalnie dla osób, które chciały się cieszyć całodniowym pobytem w kurorcie", oraz po południu o 15 i wieczorem o 21.30.
Czas przejazdu liczono na godzinę i 25 minut.

Miejscem odjazdu w Gdańsku był Hotel du Leipzig przy Długim Targu (obecnie Hotel Radison Blu), a w Sopocie zakład kąpielowy Ernsta Böttchera.

Według Janusza Dargacza, w połowie XIX w. spółka przewożąca letników do Sopotu zyskała konkurencję w postaci przedsiębiorstwa Theodora Hadlicha, które oferowało dokładnie tę samą cenę - 5 srebrnych groszy. Dla kąpieliska sopockiego żurnaliery stanowiły podstawowy środek tran-sportu do końca lat sześćdziesiątych XIX w. Ich znaczenie spadło wraz z uruchomieniem linii kolejowej między Gdańskiem a Sopotem, co nastąpiło w 1870 roku.

Wraz z rozwojem miasta przewozy dorożką zostały uwolnione od monopolu jednej osoby. Powstawały nowe dzielnice, nowe przystanki, miasto się rozrastało. Pojawił się tramwaj, omnibus, ale zainteresowanie przewozem dorożką wcale nie malało.
Pod koniec XIX w. pojawiły się pierwsze dorożki z taksometrem.

W okresie Wolnego Miasta postoje dorożek znajdowały się oczywiście przy dworcu głównym i na Długim Targu przy Dworze Artusa. Ponadto: na Targu Drzewnym (Holzmarkt), Targu Siennym (Heumarkt), Długich Ogrodach 8 (Langgarten), na ul. Korzennej (Pfefferstadt) niedaleko Ra-tusza Staromiejskiego, przy Wielkim Młynie i na ul. Świętego Ducha 111 przy kamienicy Artura Schopenhauera. Z oficjalnego rozkładu jazdy dorożki zniknęły w 1940 r.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki