Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pomorscy nauczyciele akademiccy oceniają nowelizację ustawy nt. opłat za drugi kierunek studiów

Anna Mizera-Nowicka
I stało się. W miniony piątek Sejm wprowadził opłaty za drugi kierunek studiów. Studenckie fora pękają w szwach od protestów przeciw temu zapisowi. Tymczasem okazuje się, że opinia pracowników naukowych na ten temat nie jest taka jednoznaczna.

- Zapis dotyczący płatnego drugiego kierunku nie wzbudził dużo dyskusji wśród Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego - mówi prof. dr hab. Krzysztof Rolka, pracownik UG oraz członek RGSW, organu przedstawicielskiego polskich uczelni wyższych. - Do tej pory studenci korzystali z możliwości studiowania na kilku kierunkach - łatwiejszych i trudniejszych, a tym samym mieli możliwość pobierania stypendiów w różnych miejscach. Są tacy, którzy z tego żyją. A stypendia te powinny pomóc tym, którzy są gorzej sytuowani. Dlatego idea ograniczenia, która wygląda z pozoru na niekorzystną, daje możliwość finansowania większej liczby studentów. Nie jest to więc krok w złym kierunku.

Nie tak dawno z problemem "dwukierunkowców", którzy zapisywali się na kolejne kierunki nie z chęci zgłębienia wiedzy, lecz np. by mieć dłużej legitymację, postanowił walczyć Uniwersytet Gdański.

- Nie może być takich sytuacji, że studenci studiowali trzy-cztery kierunki, z czego nic nie wynikało, a cała reszta studentów za nich płaciła - mówi rzecznik prasowy UG Beata Czechowska-Derkacz. - W chwili obecnej na naszej uczelni dwa kierunki studiuje około 7 proc. studentów z najlepszymi wynikami. To efekt wprowadzonej na naszym uniwersytecie zasady ustalającej, że aby student mógł studiować dwa kierunki studiów równocześnie stacjonarnie, musi mieć zgodę swojego dziekana. Jeżeli są to kierunki na różnych wydziałach, potrzebuje zgody dwóch dziekanów. Zazwyczaj jako kryterium stosuje się wysokość średniej - powyżej 4,5.

Z kolei prof. dr hab. inż. Waldemar Kamrat, prorektor ds. kształcenia i rozwoju Politechniki Gdańskiej, choć bezpośrednio do nowelizacji woli się nie odnosić, przyznaje:
- Studia na dwóch kierunkach powinny być przywilejem, a nie zjawiskiem powszechnym. Po ukończeniu studiów student powinien iść do pracy, żeby powiększać dobro narodowe PKB. Drugi kierunek nie może być ucieczką. Powinien on dotyczyć tylko najzdolniejszych. Nie wiem, czy to powinno być akurat 10 proc. czy więcej, czy mniej.

Jak się okazuje, szkoły wyższe, w przeciwieństwie do większości studentów, z milczeniem aprobują projekt ograniczenia liczby "dwukierunkowców" także ze względów finansowych.
- Uczelnia dostaje pieniądze na studenta na jeden kierunek. Jeżeli student studiuje dwa kierunki stacjonarnie, to oczywiście jest to pokrywane ze środków uczelni. Warto te środki przeznaczać, ale dla tych najzdolniejszych - przekonuje rzecznik UG.
MNiSW twierdzi natomiast, że poziom wykształcenia polskich absolwentów jest coraz niższy, dlatego poprzez nowelizację ustawy o szkolnictwie wyższym pragnie podwyższać jakość kształcenia. Gdańscy pracownicy naukowi nie do końca się z tym zgadzają.

- Moim zdaniem, projekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym jest tragiczny m.in. dlatego, że ogranicza autonomię uczelni - ocenia zastępca dyrektora Instytutu Politologii ds. nauczania dr hab. Tadeusz Dmochowski. - Jeśli zaś chodzi o propozycję opłaty za drugi kierunek studiów, mam ambiwalentne uczucia. Wydaje mi się, że ta propozycja jest jeszcze dość racjonalna i nawet do przyjęcia. Jednak sądzę, że bezpośrednio nie przełożyłoby się to na jakość kształcenia, lecz tylko zmniejszyłoby koszty. A trzeba przyznać, że od pewnego czasu uczelnie państwowe, ze względu na problemy finansowe, obniżają jakość kształcenia poprzez np. zwiększanie liczebności grup czy wprowadzanie większej liczby wykładów w miejsce ćwiczeń. I tak jak kiedyś w przypadku większości uczelni istniała różnica poziomu nauczania między uczelniami państwowymi i prywatnymi, to obecnie zaczyna się to wyrównywać.

Prof. dr hab. Krzysztof Rolka przyznaje natomiast: - Odnoszę wrażenie, że obecne kierownictwo ministerstwa bardziej dba o interesy szkół prywatnych - i odmawia dalszego komentarza w tej kwestii.

Wśród pracowników naukowych burzę wywołał zaś zapis o pracy nauczyciela akademickiego na maksymalnie dwóch etatach. Jego przeciwnicy twierdzą, iż ich pensje są za niskie, by ograniczać ich etaty.

- Nauczyciele akademiccy zarabiają tak mało, że muszą pracować na więcej niż jednym etacie. Szczególnie dotyczy to pracowników z niższymi stopniami naukowymi. I to powinna być nasza decyzja, czy, kolokwialnie mówiąc, wypruwamy sobie żyły i pracujemy na kilku uczelniach, a dzięki temu naszym rodzinom lepiej się żyje, czy pracujemy w normalnym wymiarze za bardzo małe pieniądze - mówi pragnący zachować anonimowość profesor.

Również prof. dr hab. Krzysztof Rolka mówi, iż nauczyciele akademiccy to jedyna grupa zawodowa, która od 2004 roku nie miała realnej podwyżki. Jednak dodaje też, iż mimo wszystko popiera ten zapis nowelizacji.

- Moim zdaniem, do podejmowania pracy na drugim, trzecim i kolejnym etacie nie zmusza pracownika naukowego bieda. Ja radzę sobie, pracując na jednym etacie. A w moim przekonaniu, całe zło, jakie ma miejsce w tej chwili w szkolnictwie wyższym, czyli niski poziom niektórych uczelni, szczególnie prywatnych, bierze się właśnie z wieloetatowości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki