Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Staniszewski: Nie muszę być kobietą, by stanąć po ich stronie. Mam to we krwi [ROZMOWA]

Tomasz Rozwadowski
Można odnieść wrażenie, iż polityka w Polsce jest wyłączną własnością polityków. Artysta wizualny i muzyk Jacek Staniszewski uważa, że polskie społeczeństwo może odzyskać politykę dla siebie.

Już od kilku miesięcy, a dokładnie od ostatnich wyborów parlamentarnych, po których w Sejmie nie ma już żadnej lewicy, chciałem porozmawiać z Tobą publicznie o polityce. Ostateczny impuls przyszedł jednak niedawno, kiedy zobaczyłem Ciebie wręczającego jedną z nagród muzycznych Doki.

Wręczałem nagrodę za najlepszy projekt okładki i zauważyłem, że wśród nominowanych są sami mężczyźni. I powiedziałem, że chociaż w koło jest tyle wspaniałych artystek, to jury złożone wyłącznie z mężczyzn rozdało nagrody głównie mężczyznom. Nawet w zespole Kobiety była tylko jedna kobieta! Zobaczyłem, że kobiety znów są w ogonie - kilka nominacji typu „nowy talent” czy „nowa twarz” - i tyle. A przecież w każdym obszarze muzyki jest mnóstwo wspaniałych kobiet. Poczułem impuls zareagowania na tę niesprawiedliwość.

Dlaczego zareagowałeś?
Od zawsze mam takiego świra, inaczej od większości komentuję rzeczywistość. Wracając do tematu, kiedyś wymyśliłem taką frazę „dziewczyny rockandrollowców wcześniej idą spać”. To właśnie mężczyźni są w centrum, oni grają, śpiewają, dostają nagrody lub przyznają je, a ich dziewczyny czy żony przychodzą jako osoby towarzyszące albo zostają w domu i idą wcześnie spać. Oczywiście wtedy w klubie B90 było mnóstwo kobiet, ale przyszły jako osoby towarzyszące.

Były jakby poza grą.

No właśnie. I wtedy przyszedł ten naturalny impuls, by opowiedzieć się po ich stronie w jakiś sposób wypychanych na margines. Nie muszę być kobietą, by stanąć po stronie kobiet. Jeśli widzę niesprawiedliwość, bardzo szybko reaguję. Mam to we krwi, bo czuję się obywatelem świata i przedstawicielem wszystkich płci naraz. Stoję po stronie pokrzywdzonych i wierzę w to, co mówię.

To, co mówisz jest jednoznacznie postępowe, lewicowe.

PiS lub jemu podobni powiedzieliby nawet, że „lewackie”. W tym środowisku bardzo modne jest zwalanie wszystkiego na lewaków. Po części czuję się lewicowcem, jak też socjaldemokratą, choć nie chcę przynależeć do żadnej partii. Nie chodzi mi o Marksa ani Engelsa. W mojej „lewicowości” wszyscy są sąsiadami i wszystkim należy się szacunek. To idealistyczny świat, w którym istnieje instytucja honoru - zauważ, że współcześnie już nikt nie korzysta z tego pojęcia, a szkoda.

To jak byś mógł sam siebie określić w wymiarze politycznym i społecznym?

Nie jestem żadnym lewakiem, tylko osobą przyjazną, życzliwą, pomocną, z szacunkiem dla innych. Jest we mnie wbudowana reakcja empatyczna.

Skąd się wzięły Twoje wartości?

Wyciągnąłem je z dzieciństwa. Miastem mojego dzieciństwa była Gdynia, a ja czułem się szczęśliwy i bezpieczny, nie czułem, że PRL na mnie działa, że w jakiś sposób mi szkodzi. W grudniu 1970 r. miałem 13 lat i z okna naszego mieszkania widziałem strzelanie do bezbronnych cywili. To była masakra. To wtedy ujrzałem też ten podział: normalny, zwykły człowiek kontra maszyna władzy. Dwa współistniejące światy równoległe, jak Morloki i Eloje w „Wehikule czasu” H.G. Wellsa. Wtedy przeżyłem przełom i na trwałe opowiedziałem się po stronie prześladowanych Morloków. Stanąłem i do tej pory stoję w opozycji do przemocy i wykorzystywania innych.


A jak z tą PRL?

Powiedziałbym, że ostatnio dzięki Prawu i Sprawiedliwości wróciliśmy do PRL. Podobnie jak w retoryce komunistycznej, kraj był w ruinie, ale nastała słuszna władza i teraz jest już super. Mnie się taki powrót do PRL nie podoba. Na powrót do PRL zgodziłbym się tylko pod jednym warunkiem.

Poproszę.

Zgodziłbym się tylko wtedy, gdyby ożywili moich rodziców i brata. Bez wskrzeszenia mojej rodziny to, co robią, jest tylko udawaniem i propagandą.

Gdzie jeszcze widzisz powrót PRL?

Chociażby aktem z tamtych czasów była telewizyjna projekcja „Idy” przed tygodniem poprzedzona jednostronną pseudo-dyskusją, a właściwie nagonką. Ale już zupełnie najgorszy był propagandowy napis wytykający ideologiczne błędy fabuły. I to zrobiono „Idzie”, która jest taka delikatna i taktowna! Przypomniał mi się natchniony głos Andrzeja Łapickiego czytającego komentarze w Kronikach Filmowych z lat stalinizmu. Cofnęliśmy się do tego samego. Niewiele brakuje do północnokoreańskiej propagandy.

Nadal jednak mamy w Polsce demokrację.

W imię tej demokracji wystarczy na obecną władzę nie zwracać medialnej uwagi. Nie podlewać ich ego! Pozbawieni publiczności będąc potwornie nadętymi egocentrykami, zwiędną jak kwiaty bez wody. Nie będziemy nawet czekać na następne wybory, choć PiS marzy się pełna kadencja, może nawet dwie.

Ale przecież krytykowałeś także rządy PO. Pamięć mnie chyba nie myli?

Poprzednia władza zawiodła, ponieważ zniszczyła ideę liberalizmu, dzięki której wygrała dwukrotnie wybory. Nie można być liberałem, przytulając się w imię zdobywania elektoratu do frakcji głoszących zacofane poglądy. Efektem tego jest to, że to nie teoria Darwina, a kreacjonizm jest w naszym kraju bardziej popularny.

Ja to? Wielu wyborców ostatnio głosowało na liberałów z Nowoczesnej.

No tak. Nie chciałbym jednak, by Nowoczesna została zdominowana przez wypaloną i obecnie w stanie telepki Platformę. Entuzjazm i dynamika Petru i jego ludzi jest jak wpuszczenie świeżego powietrza. Oni są nowi - przez co oczekiwania są wobec nich, by dokonali zmian, skoro poprzednikom dotąd się nie udało.

Nowy w jakimś sensie jest także Kukiz’ 15.

Paweł Kukiz był tylko odreagowaniem na Komorowskiego, symbolicznym „gestem Kozakiewicza” w stronę Platformy. Prosto w nos! Tradycją polską jest czynienie wobec siebie rzeczy irracjonalnych, by tylko dokopać władzy. I tak też się stało. Kukiz poza sprzeciwem i jowami, o których już nikt nie pamięta, nie miał niczego do zaproponowania, a do parlamentu wprowadził narodowców i nazioli. Uważam, że muzycy świetnie robią politykę, ale własnymi narzędziami, muzycznymi. Zobacz, jak wiele dla polityki zrobiła Patti Smith albo Joe Strummer i The Clash, The Jam z Paulem Wellerem, czy też Rage Against The Machine, albo u nas Dezerter. To była i jest w dalszym ciągu wielka muzyka i wspaniale realizowana prospołeczna polityka wpływająca na myślenie milionów ludzi na całym świecie. Prawdziwie zaangażowanym politycznie muzykom wychodzi to zawsze na dobre, buduje wokół nich szacunek odbiorców. Nie muszą się pchać do parlamentu. Muzyka rockowa zawsze była zasilana socjalnie, brała energię z buntu przeciwko przemocy i niesprawiedliwości.

Paweł Kukiz był muzykiem zaangażowanym politycznie już w latach 80.

Najbardziej autentyczny był tylko wtedy. Wiarygodny, socjalny bunt wyrażał wtedy, gdy krzyczał „A moja ulica jest w sercu miasta!”. To było jedyne, co dobrego zrobił dla polityki.

A co ty dobrego robisz dla polityki?

Moim wzorem jest wybitny malarz i myśliciel Roman Opałka, który w opozycji do realizmu socjalistycznego PRL malował swoje cyfry. Ja też wykonuję swoją robotę. W swoich pracach mówię wiele o upadku - człowieka, idei, społeczeństwa, cywilizacji - ale jestem rzecznikiem wstania. Z upadku można się przecież podnieść.

Za co krytykujesz dzisiejsze społeczeństwo?
Główny model społeczny jest egoistyczny - ja, ja, ja - a przecież człowiek jest też istotny. Inny człowiek, także ten słabszy.

Paweł Kukiz w zasadzie mówi coś podobnego.
Nie wiem, czy Paweł Kukiz ma poglądy i jakie one są. Nie wiem, co w nim jest takiego pociągającego. Wiem za to, jaką kulturę promuje. Narodową i bohaterską z majorem Sucharskim i rotmistrzem Pileckim w panteonie. Historia obecnie jest wywabiana i wygładzana w Photoshopie. Szlifuje się ją jak płytę lastryko, którą później przyozdobią sztuczne kwiaty z kolorowego plastiku. Historia każda ma jasne i ciemne strony. Dość powszechnie wiadomo, że major Sucharski przeżył załamanie nerwowe i obroną Westerplatte dowodził w zastępstwie kapitan Dąbrowski. Ale w imię heroicznego mitu Polaka bohatera nie upubliczniono tego faktu.

Symbole są ważniejsze od prawdy.

Obecna sytuacja przypomina fabułę „Mechanicznej pomarańczy”. W przestrzeni publicznej istnieją konkurencyjne gangi. A najsilniejszy i najbardziej brutalny z nich to ten w białych rajtuzach, z laseczkami i w melonikach, sprawujący władzę i robiący to, na co ma ochotę. Fajnie zresztą by było wprowadzić taką identyfikację wizualną: PiS w ławach sejmowych w białych rajtuzach i w melonikach! Pozostałe gangi czekają na moment, by stoczyć bitwę i zająć szczyty władzy.

Czego byś chciał się dowiedzieć od obecnie rządzących?

Czy gdyby mężczyzna urodził, a zdaje się, że jest to już technicznie możliwe po niewielkich przeróbkach, czy dostałby 500 zł miesięcznie na dziecko? Co na to wicepremier Piotr Gliński? I czy Jacek Kurski po wskrzeszeniu „Wielkiej gry” przywróci też w radiu gimnastykę poranną? Myślenie pythonowskie pomaga złagodzić cierpienie.

A teraz na poważnie. Czy partie lewicowe mają w Polsce przyszłość?

Lewicowe partie mają nadal w Polsce przerąbane, bo wciąż są widziane jako spadkobiercy PRL. Powinni przyjść nowi ludzie i nowa retoryka, bo marksistowski żargon nie jest już nośny.

Kto ma przynieść te zmiany i skąd?

Powinno się to zacząć od wyborów samorządowych, od zdobycia zaufania ludzi lokalnie, w poszczególnych miejscowościach i gminach. Jeśli nowi politycy trochę w duchu lewicy tej zachodniej tego nie zrobią, w Polsce żadnej lewicy nie będzie. Lewica powinna też się nauczyć, jak różnić się od prawicy na korzyść.

Jak, według Ciebie?

Polskie partie prawicowe to są fanatyczne sekty, które ignorują innych. Jak dobermany mają spięte mięśnie twarzy od ciągłego warczenia. Są też trochę jak race, które efektownie i z hukiem wybuchają, a potem gasną i spadają. Nowa polityka powinna rozpocząć się na dole od rozmów z ludźmi, których dotykają boleśnie problemy socjalne albo łamanie praw pracowniczych. O ekologii, tolerancji wobec wyznawanych wartości, zdrowej żywności niemodyfikowanej genetycznie też muszą nauczyć się z przekonaniem ze sobą rozmawiać. Innej drogi nie ma. Muszą pokazać, że są autentyczni i wierzą w to, co mówią.

Wierzysz w taki przełom?

Na poziomie lokalnym jest takie poczucie, że mieszkamy we wspólnym domu. A mieszkając we wspólnym domu, nie można robić sobie niczego głupiego. Bo to nieeleganckie i potem wstyd się mijać z innymi na klatce schodowej. To takie proste.

Inaczej się nie da?

Wymiana mrówek w mrowisku, jak u Orwella, myśmy to już przeżyli. Chociaż swoją drogą taki Dzień Świstaka byłby dla nas trochę powrotem do młodości, czyż nie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki