Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwona Lewandowska dla DB: Takich Robertów jest więcej! [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Iwona Lewandowska, mama kapitana reprezentacji Polski, opowiada nam o drodze syna na szczyt.

Jak to jest być mamą jednego z najlepszych piłkarzy świata?
Ja myślę, że to jest normalne uczucie. Tego się nie kalkuluje. To są duże emocje, wzruszający moment dla mnie. Nie ja jedna jestem jednak mamą. Jest wiele kobiet, które dbają o swoje latorośle. Może dlatego, że jestem związana ze sportem, patrzę inaczej na rozwój mojego syna. Razem z mężem uczestniczyłam w jego początkach. Jeździliśmy na treningi, turnieje, na mecze. Dla nas sobota czy niedziela bez meczu, to nie była taka wspaniała niedziela. Szczególnie po wygranym turnieju, rodzinnie, fajnie spędzaliśmy czas. Nie myślałam o tym, że Robert zajdzie tak daleko. Te emocje na pewno są coraz większe. Adrenalina wzrasta, szczególnie teraz, kiedy zaczęło się Euro.

Dawno w Polsce nie mieliśmy piłkarza tego formatu.
Myślę, że tak. Robert na pewno zapracował na to, co teraz osiągnął. On nie zważał, czy padał deszcz, śnieg, czy było zimno. Dla niego trening, turniej, mecz to była świętość.

Mamy gorączkę związaną z Euro 2016. W warzywniaku może Pani spokojnie zrobić zakupy?
Nie, no bez przesady. Ja staram się być w cieniu. Nie jestem tak rozpoznawalną osobą, jak mój syn. Chociaż muszę przyznać, że zdarza się, że ludzie mnie kojarzą. Ja jestem osobą spontaniczną. Sama trenowałam siatkówkę, znam tę atmosferę sportową i bardzo żywiołowo reaguję. Dla mnie najważniejsza jest teraz reprezentacja i żebyśmy wyszli z grupy.

To szaleństwo związane z Robertem ciąży mu w jakiś sposób?
Nie. On jest bardzo wyciszony. Ma do tego dystans i tego też mnie uczy. Nie ukrywam, na początku, w Lechu Poznań, kiedy poznałam stadion - to wtedy było niesamowite wydarzenie, kibiców Lecha, wspaniałą publiczność, wtedy reagowałam bardzo żywiołowo. Robert mnie tonował. Mówił: mamo, spokojnie. Taki jest do tej pory. Kiedy strzelił pięć bramek Wolfsburgowi, nie powiem, że to była normalność dla niego, ale był spokojny. Mówił: fajnie, że strzeliłem. Z Realem to samo (cztery bramki w półfinale Ligi Mistrzów w sezonie 2012/2013 - przyp. aut.). Jeszcze był głodny i zjadł kolację. Myślę, że do tego się dojrzewa. Trenować zaczął wcześnie, od 8. roku życia i pewnie dlatego ma taki dystans. Jest nauczony tego, żeby wydarzenia przemyśleć na spokojnie. Te cechy pozwalają mu być kapitanem naszej reprezentacji.

Ma sposoby na radzenie sobie ze stresem?
A to już jego tajemnica. O tym się głośno nie mówi. Na pewno ma takie sposoby - jego sztab, menedżer, działacze, szczególnie jego żona, która otacza go opieką, żywieniową i wsparciem. Gdyby nie miał nas, to by tak wysoko nie doszedł.

Wiele osób jest zapatrzonych w Pani syna i chce podążać jego drogą. Jak ukształtować młodego człowieka, aby spełniał się w tym, co lubi robić najbardziej?
Ja myślę, że dziecko kochające sport, jakąś konkretną dyscyplinę, samo nie wyrośnie na gwiazdę. Rodzice są pierwszym przystankiem dla dziecka. Jeśli mu nie pomogą, to trudno będzie takiemu dziecku się wybić. Jeżeli mama z tatą widzą zaangażowanie, pasję u swojego dziecka i pomagają w jej rozwijaniu, to takie dziecko może daleko zajść. To musi być jednak rozsądne podchodzenie do sprawy, nic na siłę. Dziecko na początku musi się bawić, kochać to, co robi.

A co z łączeniem treningów i nauki w szkole? Trudno jest zaangażować się i tu i tu na maksimum.
Jeżeli chodzi o naukę, to nie jeden Robert musiał się z tym zmierzyć, żeby pogodzić sport ze szkołą. Nie ucząc się tak daleko by nie zaszedł. Na pewno nauczyciele ułatwiają też sportowcowi, że może zaliczyć jakiś materiał w późniejszym czasie. Musi to jednak zrobić, dochodzić do wiedzy. Grając w piłkę trzeba myśleć, trzeba mieć poukładane w głowie, wiedzieć, jak zachować się na boisku, a przede wszystkim w życiu poza boiskiem.

Czyli przykładać się do matematyki, języków obcych?
Języki przede wszystkim, bo łatwiej poruszać się po świecie. Każdy przedmiot jest ważny. Język polski, żeby umieć się wysławiać, pisać, czytać. Jeżeli dany sportowiec nie umie się wysłowić, to nie przekaże tego, co czuje, jak chciałby realizować swoje marzenia. Geografia, żeby wiedzieć, gdzie lecę i jaki kraj odwiedzę. Ogólnie, nauka jest potrzebna w życiu.

Kiedy przekonała się Pani, że syn nie będzie spawaczem, czy lekarzem, ale właśnie piłkarzem?
Widzieliśmy z mężem od razu, że Robert pokochał piłkę. Ja jako była siatkarka, a mąż jako były judoka, staraliśmy się wpoić mu różne dyscypliny. Początkowo jego wzrost nie pozwalał myśleć o grach zespołowych, typu koszykówka czy siatkówka. Piłeczka, że tak powiem, od początku trzymała się nogi Roberta. Brał udział w różnych zawodach. Zdobywał medale w biegach przełajowych, w piłce siatkowej, koszykówce, piłce ręcznej. Nawet w unihokeju był jednym z najlepszych zawodników. Podstawową dyscypliną została jednak piłka nożna, której później się poświęcił.

Robert lubił Pani kuchnię? Co smakowało mu najbardziej?
W mojej kuchni od początku była zdrowa żywność. Zawdzięczam to mojej mamie, która wspaniale gotowała. Nie uznawała żadnej słoniny, żadnych tłuszczów. Już wtedy jakąś wiedzę miała na temat zdrowej żywności. Ja to starałam się kontynuować. Serwowałam więc Robertowi surówki wyłącznie mojej produkcji, nic kupionego w sklepach. Kotlecik tylko z piersi kurczaka, jakieś mięsko chude. Może było błędem to, że za dużo pił mleka. To wyszło później, po badaniach. Teraz jest wielka pomoc Ani, która zajęła się żywieniem. Zaczęła się dokształcać w tym kierunku. Jej pomoc, jej wiedza, pomaga naszej reprezentacji.

Niektórzy mówią, że obecna forma Roberta to duża zasługa tej diety żony. Rzeczywiście tak jest?
Ja myślę, że w dużym stopniu tak. Robert też ma swoją wiedzę. Sam doświadczał na swoim organizmie, co może zjeść, a co może mu zaszkodzić. Ma świadomość tego, że jeśli zje byle co lub po prostu szybko, to nie wyjdzie z tego nic dobrego. Jego forma jest związana z tym, co je.

Robert jest twarzą ogólnopolskiego turnieju młodzieżowego pod szyldem Coca-Coli. To gryzie się z tym wizerunkiem piłkarza preferującego zdrowy tryb życia. Dlaczego właśnie słodkie napoje gazowane?
Ja myślę, że wszystkiego można spróbować. Coca-coli też, tylko nie w nadmiarze. Tak jest z każdym jedzeniem. Jeśli będziemy czegoś używać zbyt dużo, to nam zaszkodzi. Wiadomo, to jest reklama. Coca-cola kiedyś była napojem takim wyjątkowym, w moich czasach trudno dostępnym. To był produkt nie na każdy sklep. Symbolicznie podejdźmy do coca-coli. Łyk nikomu nie zaszkodzi.

Robert to gracz, którego wszyscy na boisku pilnują. Kuksańce, faule na nim są niemal naturalne. Woli Pani jego mecze oglądać na żywo, czy przed telewizorem, gdzie wszystko widać w przybliżeniu?
Atmosfera na stadionie jest zawsze niepowtarzalna. Tego nie odda żadna telewizja. Oglądanie meczu na żywo to wielka frajda, wielkie wzruszenie. Na pewno powtórki można zobaczyć na telebimie. Oby nie było jednak kontuzji, niezdrowych przepychanek. Są mecze w duchu fair play, które ogląda się z przyjemnością, bo rywale się szanują. To jest piękna piłka. Zawsze obawiałam się meczów, w których widać, że drużyna się nastawia. Tak jest, kiedy przy Robercie kręci się trzech zawodników. To widać w telewizji, kiedy jest ciągnięty za koszulkę, podcinany, czy cokolwiek takiego. Nie mówię tylko o Robercie. Tych najlepszych zawodników próbuje się eliminować. To jest brzydkie, ale taki jest sport.

Piłka nożna zmierza właśnie w takim kierunku, żeby gwiazdy zniechęcić do gry?
Może nie zniechęcić, ale uprzykrzyć im dzień. Wiadomo, że trener przeciwnej drużyny mówi: pilnujcie Roberta, czy kogoś tam innego. Nie mówi się na pewno „złamcie mu nogę”, bo to byłoby przykre. Sytuacje są różne i zawsze tego się najbardziej obawiam, żeby poprzez kontuzję Robert przedwcześnie nie skończył swojej piłkarskiej kariery.

Robert miał świetne eliminacje do Euro. Turniej finałowy we Francji już trwa. Czego możemy się spodziewać po Polakach?
Myślę, że to jest inna drużyna, niż cztery lata temu. Byłam na meczach Euro 2012. Do tej pory nie mogę zapomnieć wyjazdu do Wrocławia i meczu z Czechami. Tam był słupek, poprzeczka, już piłka miała być w siatce, w ostatniej chwili wybita przez obrońców. Były niesamowite emocje, ale też jakiś taki pech, który towarzyszył tamtej drużynie. Myślę, że teraz takich Robertów w reprezentacji jest więcej. Czyli zawodników grających w klubach zachodnich. To już jest prestiż i ułatwienie dla Roberta, że nie on sam dyktuje warunki na boisku, że są inni, którzy go odciążą. Myślę, że to czynnik, który spowoduje, że wygramy grupę.

Od piłki nożnej przejdźmy do siatkowej, bo to Pani dyscyplina. W tym roku poza Euro 2016 są jeszcze igrzyska w Rio de Janeiro. Wiadomo, że kobieca reprezentacja tam nie zagra. Co jednak sądzi Pani o szansach naszych mistrzów świata?
Nasza reprezentacja jest niesamowita, bardzo przebojowa, charyzmatyczna. Chociaż też te turnieje kwalifikacyjne były niesamowitym obciążeniem, a niektóre mecze dramatyczne. Myślę, że nasi siatkarze poradzą sobie. Są mocną drużyną, mają wspaniałego trenera (Stephane’a Antigę - przyp. aut.) i to widać, że z różnych opresji wychodzą. Myślę, że w tym roku będziemy się cieszyć podwójnie, z piłki nożnej i siatkówki (śmiech).

Rozmawiał Rafał Rusiecki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki