Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Internetowe rendez vous [opowiadanie Krzysztofa Marii Załuskiego]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
123rf
Dochodziła północ. Thadeus zalał wrzątkiem dwie łyżeczki rozpuszczalnej kawy, dodał pięćdziesiątkę koniaku i kostkę cukru. Potem zgasił światło w kuchni i wyszedł na korytarz. Mijając pokój córki, zatrzymał się przy uchylonych drzwiach. Wydawało mu się, że widzi w mroku wysunięte spod kołdry wąskie stopy, łydki i wzgórek kolana; i jeszcze jakby kontur dziewczęcych, ostro zakończonych piersi, i delikatny profil twarzy. Zaraz jednak wszystko rozpłynęło się w niebieskawej poświacie i Thadeus zrozumiał, że to złudzenie, że pokój jest pusty, i że dziewczyna już nigdy tutaj nie wróci.

Mężczyzna odwrócił głowę. Starał się odpędzić myśli, których się wstydził. Już samo słowo kazirodztwo napawało go lękiem… Ludzie ze wsi za coś takiego, chyba by go ukamieniowali. A może nie, może byłoby wprost przeciwnie; może udawaliby, że nic się nie stało, że o niczym nie wiedzą? Przecież na tyle spraw przymykali oczy.

Wiedział, że jest podły i odrażający, i że nie zasługuje ani na rodzinę, ani na córkę, zwłaszcza na taką. Zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, a jednak nie potrafił nad sobą zapanować. Ani przedtem, ani teraz, po tym co się stało… Teraz też czuł napięcie w całym ciele, to dziwne podniecenie, które spadało na niego zupełnie niespodziewanie, wobec którego był całkiem bezbronny.

Wycofał się z pokoju i poszedł do swojej pracowni. Po drodze minął pusty pokój żony.

Nienawidził tego miejsca i tej kobiety. Nienawidził jej za wszystko: za zniszczone życie, za odebranie córki, za całą tą nieszczerą dobroć, którą przez blisko dwadzieścia lat próbowała go udusić. Fizycznie mdliło go na wspomnienie jej pokrytych rozstępami pośladków. Mdliło go, kiedy przypominał sobie jej obrzękłą od alkoholu twarz i wiotkie, niby woreczki z piaskiem piersi. Mdliło go gdy, przesuwając meble, albo podnosząc dywan, odnajdywał przypadkiem kosmyk jej cienkich, tlenionych włosów, i mdliło go kiedy oglądał film z ostatnich wspólnych wakacji w Pradze, na którym pijana Lenka snuła swoje altruistyczne fantazje… Życie z nią było dla niego koszmarem, makabrą jeszcze trudniejszą do zniesienia niż miłość do córki. Wytchnienie dawały mu tylko obrazy, które malował nocami.

Komputer ładował wywołaną stronę. Ekran zapełniał się fotografiami roznegliżowanych kobiet. Powoli wciągał Thadeusa w obłąkańczą, obezwładniającą bez reszty rzeczywistość. Zapraszał go do gry, której prawideł mężczyzna nie tylko nie rozumiał, lecz także z której nie potrafił się w żaden sposób wycofać.

Thadeus zanurzył usta w gorącej kawie i pomyślał, że wirtualny flirt prowadzony z własnego komputera nie jest najlepszym pomysłem, że taka zabawa może go zgubić. Czuł, że jeśli kiedyś nabawi się kłopotów, to stanie się to jedynie z powodu własnej głupoty.

*

Jeszcze przed zajęciami Verona pokazała Henrietcie fotografie, które pocztą elektroniczną przesłał jej ostatniej nocy jakiś szałowy gość z internetu.

– Wow, ale on jest męski… – pokiwała głową Henrietta. – Ty masz szczęście. Skąd go wytrzasnęłaś?
– Sam się znalazł. Napisał w e-mailu, że ktoś powiedział mu o mnie na jakimś „miłosnym czacie” – powiedziała Verona. –Pewnie któryś z chłopaków z roku zrobił sobie ze mnie jaja. Sama wiesz jacy są ci gówniarze…
– Och, żeby ze mnie ktoś chciał sobie w taki sposób zakpić.
Teddy-Bear przedstawił się Veronie jako geolog z Zurychu. Był uprzedzająco miły, może nawet trochę zbyt ugrzeczniony. Później jednak się rozluźnił. Poprosił Veronę, żeby opowiedziała mu coś o sobie, o swoim ciele, o tym, w jaki sposób lubi się kochać.

Dziewczyna odpisała mu, że nigdy „tego” z mężczyzną nie robiła, że robi „to” sama. Parę dni później Teddy-Bear zapytał, czy nie chciałaby, żeby ten „pierwszy raz” był właśnie z nim, żeby zrobili to razem, wirtualnie, na „miłosnym czacie”.
Internetowy seks z Teddy-Bearem był uroczy. Veronie zdawało się, że to nie słowa mężczyzny spływają z ekranu wprost na jej rozpalone ciało, lecz że czuje na sobie jego palce, jego usta, krople jego potu. Teddy-Bear prowadził po ciele jej własne dłonie, jakby ją znał, jakby od zawsze należała do niego. Zasypywał ją pocałunkami, pieścił jej piersi, szyję, gładził i ssał najbardziej intymne miejsca. Verona nawet nie wyobrażała sobie istnienia tak wyrafinowanego kochanka i może dlatego postanowiła przystać na propozycję prawdziwego rendez vous.

Zaproponowała, żeby spotkali się za tydzień o piątej w Waldheim: w „takiej urokliwej miejscowości, na końcu świata”.
Dziewczyna znała ten teren od dziecka, więc czuła się w miarę pewnie.

„Tam jest taki pusty park nad samym Renem. Znajdziesz go łatwo, bo kiedyś był tam kabaret, czy coś takiego”, napisała w e-mailu… Strach przyszedł dopiero w ostatniej chwili.

Kiedy powiedziała o tym Henrietcie, przyjaciółka wyśmiała ją:
– Taki gość! Ty naprawdę jesteś nienormalna. Jak chcesz pójdę tam za ciebie.
W końcu umówiły się, że Verona wejdzie na dach wypalonego budynku i stamtąd, przez lornetkę, będzie obserwować rozwój sytuacji. Gdyby coś się działo, wezwie pomoc przez telefon komórkowy.
Ale tamtego dnia matka Verony miała atak kolki wątrobowej i dziewczyna musiała zostać z nią w Stuttgarcie.
– Zrezygnujmy z tego – prosiła Henriettę przez telefon. – Mam złe przeczucia.
– No co ty? Co taki słodki misiu może mi zrobić? To będzie cudowne. Opowiem ci wszystko jak wrócę.

*

Verona rzuciła kwiaty na trumnę i cofnęła się pomiędzy ludzi. Nie chciała patrzyć na grabarzy spuszczających do grobu białą skrzynię. Ich profesjonalnie obojętne twarze, czarne liberie wykończone złotym lampasem, białe rękawiczki i trójkątne atłasowe czapki napawały ją jakimś irracjonalnym lękiem. Bała się tak samo jak tamtego dnia, kiedy miała się spotkać z Taddy-Bearem. Wtedy też coś wołało w niej: „nie idź tam, nie idź!” A potem okazało się, że intuicja jej nie zawiodła… Być może gdyby zignorowała wewnętrzny nakaz, ona zjeżdżałaby teraz pod ziemię na tych tłustych linach.

Inspektor Blümner zabrał Veronę do samochodu prosto z pogrzebu. Poprosił ją o tę rozmowę prywatnie. Miał nadzieję, że tym razem dziewczyna otworzy się i powie mu coś więcej niż podczas oficjalnego przesłuchania w komisariacie. Zwłaszcza, że zgodziła się pojechać z nim jeszcze raz do parku, w którym została zamordowana Henrietta.

Zaparkowali na końcu wsi, od strony ruin nocnego klubu. Policjant był pewien, że morderca zrobił to samo, że postawił swoje auto w tym właśnie miejscu. Powiedział o tym dziewczynie, a potem wskazał ręką wąską alejkę, zarośniętą krzewami dzikich róż.

– Dlaczego pani przyjaciółka zgodziła się na spotkanie z obcym facetem w takim miejscu… – zastanawiał się na głos. – No chyba, że…
– że?
– Chyba, że go znała, i że miała do niego zaufanie.
– Nie rozumiem…
– Opowiedzieć pani jak to wyglądało? Scena po scenie? – zapytał. – Scenariusz był banalnie prosty… Znalazł ją w internecie. Wysłał kilka zdjęć jakiegoś zawodowego żigolaka, jako swoje…
– Więc te fotografie? – przerwała mu Verona.
– Tak, kopiował je z gejowskich stron… Morderca pani przyjaciółki to stary, tłusty facet, taki dziad jak ja… I myślę, że Henrietta go znała. Bo jedynie to mogłoby tłumaczyć czemu nie protestowała, kiedy zaproponował jej spacer w krzaki. Widzi pani, ona zaczęła stawiać opór dopiero w tym miejscu. Pewnie zrozumiała, że to wariat. Ale wtedy było już za późno. Teddy-Bear uderzył ją w głowę. Tu, z prawej strony. Najprawdopodobniej butelką… Henrietta nie umarła jednak od razu. Konała, a on ją gwałcił.
zatrzymali się na końcu niewielkiej, półkolistej polany. Inspektor Blümner wskazał butem wygniecioną trawę.
– To stało się dokładnie tutaj. Proszę spojrzeć na te fotografie.
Verona patrzyła bez emocji na ciało dziewczyny w trawie. Ciągle nie potrafiła znaleźć związku pomiędzy tymi rozrzuconymi nogami ze zdjęć, a Henriettą…

*

Jechali autostradą na północ. Verona poprosiła inspektora Blümnera, żeby odwiózł ją do Stuttgartu. Jeszcze przez chwilę obserwowała przez okno szarą plamę jeziora i kilkuset kilometrowy łańcuch ośnieżonych Alp, który zamykał horyzont. Później droga skręciła pomiędzy wzgórza i nie widziała już nic prócz drzew.

– Mam jeszcze jedno pytanie… – powiedział inspektor Blümner. – Ale nie musi pani na nie odpowiadać.
– Słucham – Verona odwróciła głowę i patrzyła teraz w owalne plamy jego okularów; w ich lustrzanej powierzchni odbijały się chmury.
– Myślę, że wiem kto to zrobił… Obserwujemy tego człowieka od niedawna. On często jeździ w delegacje po kraju. Jest kontrolerem emisji gazów przemysłowych… Swoje pomiary wykonuje wieczorami, a przed południem snuje się po pustkowiach, otaczających tereny fabryczne… Teddy-Bear wyszukiwał ofiary w internetowych „sex-chatach”. Dziewczynom przedstawiał się jako student prawa, geodeta, albo aktor. Jednej powiedział, że jest kontrolerem emisji gazów… I wydaje mi się, że to jego prawdziwy zawód, bo wszystkie „zabójcze randki” zdarzyły się w pobliżu fabryk w głębi Niemiec. Tylko w wypadku Henrietty była to wasza rodzinna wieś. I chyba nie przypadkiem w tej wsi mieszka również nasz kontroler…
– To nie możliwe… – przerwała mu Verona.
– Możliwe… Po śmierci każdej z dziewczyn dokładnie przeglądałem zawartość twardych dysków w ich komputerach. U jednej znalazłem zdjęcia. I to były te same zdjęcia, które mi pani pokazała. To jest dowód, że mamy do czynienia z jednym i tym samym zabójcą, przynajmniej w tych dwóch wypadkach… Uderzyła mnie jakość tych zdjęć, oświetlenie, użyte filtry, a zwłaszcza ułożenie ciała. Te zdjęcia w żadnym razie nie mogły być wykonane przez amatora, posługującego się „aparatem z samowyzwalaczem”, jak napisał pani w jednym z e-maili. Przy dużym powiększeniu zobaczyłem ślady retuszowania obrazu. To nasunęło mi myśl, że zdjęcia zostały „zapożyczone” z jakiegoś pornograficznego portalu. Niedawno nasi ludzie odnaleźli je na jednej ze stron dla gejów. W lewym rogu oryginalnej fotografii wpisany był adres internetowy, oferującego swoje usługi żigolaka. Sprawdziliśmy też wszystkich internautów, którzy w ciągu ostatniego roku łączyli się z terenu Niemiec z tym portalem. Jednym z nich był ten kontroler emisji gazów. Problem polega tylko na tym, że Teddy-Bear całą korespondencję prowadzi z miejskich bibliotek, z muzeów, z dworców lotniczych albo barów internetowych. W ten sposób facet jest całkiem anonimowy. Jeśli nawet udałoby mi się zdobyć nakaz rewizji, może okazać się, że typ nie trzyma w domu niczego, co mogłoby go w jakiś sposób obciążać. Że wszystkie zdjęcia i listy umieścił na jakimś serwerze w wirtualnym schowku i przywołuje je spoza domu. Jeśli wejdziemy za wcześnie, to gość się spłoszy i nigdy go nie złapiemy. Czuję, że jeśli mi pani teraz pomoże, to on popełni błąd… Facet prawdopodobnie wie, że Henrietta przyszła tam tylko przypadkiem. Na to rendez vous umówił się przecież z panią. Wydaje mi się też, że on w ogóle nie miał zamiaru pani zabijać. Może łączyło was coś więcej niż tylko znajomość wirtualna? Henriettę zabił, bo go poniosło i bał się, że złoży na niego doniesienie…
– No więc wie pan kto to jest? – przerwała mu.
– Wiem… I ty też wiesz.
Verona nie zareagowała. Patrzyła na drogę i na korony drzew. A potem opuściła głowę i zaczęła płakać.
– A to pytanie, które chciał mi pan zadać?
Inspektor Blümner odwrócił się w jej stronę i powiedział:
– Myślę, że już wszystko wiem. A to czego jeszcze nie wiem, ty pomożesz nam wyjaśnić. Chodzi mi tylko o jeszcze jeden czat z Teddym.

*

Thadeus zalogował się jako „padalec”. Podał hasło i przeszukał listę rozmówców. Potem wystukał na klawiaturze pierwsze zdanie:
„Cze, witam wszystkie słodkie małolaty kochające kochać”.
Ciągle myślał o tamtej dziewczynie sprzed tygodnia. O jej długich nogach, ciemnych krótko przystrzyżonych włosach, o piersiach, piętrzących się pod ażurową koszulką… Był pewien, że ją zna, że przychodziła kiedyś do jego córki.
Na ekranie pojawił się napis: „Hejka, skąd stukasz?”
– Znowu jakaś cizia – powiedział do siebie i natychmiast poczuł falę gorąca spływającą od głowy w dół, ku lędźwiom.
„Z Południa, a ty?” napisał.
„Ja też.”
„A konkretnie?”
„Ze Stuttgartu… Jak masz na imię?”
„Najpierw ty się przedstaw”
„Verona.”
– śmieszny zbieg okoliczności – pomyślał. – Same zbiegi okoliczności… No bo tamta dziwka… Skąd właściwie się wzięła przed tym burdelem? Przecież Verona nie mogła mnie rozpoznać przez internet… A może jednak wszystkiego się domyśliła i dlatego przysłała koleżankę?
„Heja, padalec, jesteś tam?”, przez ekran przebiegł kolejny napis.
„Jestem, jestem.”
„Czy my się przypadkiem nie znamy? Jakiego nicka zwykle używasz?”
„Teddy-Bear.”
„śliczny nick-name, sam go wymyśliłeś?”
„Czego ta idiotka ode mnie chce?”, pomyślał.
„Nie, matka mi tak dała na chrzcie”, wystukał.
„Oki, rozumiem. Mądra z niej kobieta. A może w takim razie opowiesz mi coś o sobie?”
„Co chcesz wiedzieć?”
„Wszystko… Chyba, że wolisz się ze mną kochać?”
Thadeus rozluźnił się.
„Wreszcie jakaś konkretna propozycja.”

*

Ktoś dzwonił do drzwi.
Thadeus zgasił światło i podszedł do okna. Przez szparę w żaluzjach zobaczył, że dom obstawiony jest przez policję. Czterej cywile i dwóch mundurowych stało przed drzwiami. Reszta przy bramie i wzdłuż ogrodzenia. W jednym z samochodów siedziała dziewczyna. Na kolanach trzymała laptopa. W świetle ulicznych latarni jej włosy fosforyzowały jakimś przedziwnym, demonicznym światłem. Dopiero po chwili Thadeus zobaczył, że dziewczyna płacze.
Kiedy wrócił do komputera, na ekranie pojawiło się jeszcze jedno zdanie:
„Przepraszam Cię, Tato… Zawsze kochałam tylko Ciebie – Verona.”

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki