18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Goran Bregović wierny sobie i skuteczny (ZDJĘCIA Z KONCERTU)

Marcin Mindykowski
Goran Bregović jest postacią niejednoznaczną. Z jednej strony to muzyk, który ma na koncie spełnione artystycznie i wykraczające swoim zasięgiem daleko poza krąg bałkański projekty (jak choćby kultowy jugosłowiański zespół rockowy Bijelo Dugme czy znakomite ścieżki dźwiękowe do filmów Emira Kusturicy). Ale Bregović wie też, jak zrobić z czegoś, zdawałoby się, niszowego produkt atrakcyjny i masowy - znalazł patent na to, jak opakować i sprzedać światu muzykę bałkańską.

Sceptycy pytają jednak, czy artysta bardziej promuje czy szkodzi swojej rodzinnej kulturze, mocno deformując jej wizerunek. Echa innego sporu - o to, czy ma prawo przywłaszczać sobie autorstwo ludowych cygańskich i jugosłowiańskich melodii - znalazł zaś finał na wokandzie sądowej.

Bregoviciowi często zdarzało się też sprzedawać słuchaczom po kilka razy ten sam produkt, lekko tylko modyfikując jego opakowanie. Ale wszystko to staje się mniej ważne w spotkaniu na żywo z tym charyzmatycznym i pełnym uroku osobistego artystą. Pokazał to piątkowy koncert w hali Gdynia.

Największy kapitał w Polsce Bregović zbił za sprawą wspólnej płyty z Kayah z 1999 roku, która do dziś pozostaje jednym z największych sukcesów rodzimej fonografii.

Owszem, piosenki na niej zamieszczone znane już były od dawna (Bregović w wielu krajach nagrał płyty z niemal identycznym repertuarem, przetłumaczonym na lokalny język).

Kayah świetnie wyczuła jednak ducha tej muzyki, pisząc teksty łączące w sobie ludowe konteksty, zamiłowanie do biesiady i słowiańską melancholię, i świetnie wykonując swoje zadanie wokalne.

Ogromny sukces płyty zachęcił kolejne zespoły - Brathanki czy Golec uOrkiestrę. Moda na folk jednak minęła - jedynym zespołem, który z powodzeniem kultywuje dzisiaj tę formułę, jest Zakopower. Jeśli artyści biorą się już za tradycję, wolą robić to nowocześnie, eksperymentując z instrumentarium czy łamiąc kanony.

Gdzie w tym wszystkim pozostał Bregović? Wierny sobie lub - jak kto woli - w tym samym miejscu, gdzie był kilkanaście lat temu. Jedyną różnicą było pewnie to, że w czasach współpracy z Kayah czy Krawczykiem zapełnienie największej nawet hali nie byłoby problemem, a tym razem do końca się to nie udało.

Ze swoją Orkiestrą Weselno-Pogrzebową to snuł z zespołem żałobne, rzewne pieśni, nieraz zahaczając o rejestry sakralne, to zbliżając się estetyką do grup, które dynamiczną grą instrumentów dętych ożywiłyby każdą potańcówkę czy ludyczną zabawę. Wszystko to sprawiało jednak wrażenie raczej mało świeżego muzycznego skansenu.

Zobacz zdjęcia z koncertu zespołu Electric Light Orchestra, który odbył sie w Gdyni kilka dni wcześniej
Ale z czasem, jak na dobrym weselu, zabawa rozkręciła się na całego, z mocnymi kulminacjami w postaci przebojów: bałkańskimi wersjami "Śpij, kochanie, śpij", "Prawy do lewego" (z polskim refrenem), "Ederlezi", "Mesecina", "Gas, Gas, Gas". Na koniec Bre-gović uspokoił klimat zagranym tylko przy akompaniamencie gitary utworem "In the Death Car" z filmu "Arizona Dream", po to, by w długim bisie, z "Kalashnikovem" na czele, porwać publikę do tańca.

Mimo że Bregoviciowi towarzyszył chór, orkiestra i grupa tancerzy Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk, koncert nie był - jak zapowiadano - tyglem kulturowym. Nie zaobserwowaliśmy tu twórczego iskrzenia na styku dwóch tradycji, tylko twarde trzymanie się partytur.

Bregović wykorzystał polskich muzyków jedynie do tego, by podbić swoje wykonania wokalnie i instrumentalnie. A układy choreograficzne polskich tancerzy w rodzimych ludowych strojach równie dobrze mogli wykonać artyści innych narodowości. Zresztą ten element chyba najbardziej zbliżył występ do niebezpiecznych rejonów, które pogardliwie nazywa się cepelią.

Mimo to oferta Bregovicia okazała się skuteczna i, mimo swojej przewidywalności, porywająca. Prawnicy niech głowią się, czy to bardziej zasługa bałkańskiej tradycji czy samego Bregovicia. My poprzestańmy na stwierdzeniu, że pewnie bez jego charyzmy materiał wyjściowy by nie wystarczył.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki