18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia: Zbigniew Płocki patrzy, jak umierają jego bliscy i cierpi z powodu bezdusznych przepisów

Dorota Abramowicz
"Panie Krzysztofie, przeraża mnie myśl, że mogłoby mnie zabraknąć, bo zdaję sobie sprawę, co się stanie z moimi bliskimi" - napisał Zbigniew Płocki, 57-letni elektryk z gdyńskiego portu, do jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego. I poprosił, by na łamach "Dziennika Bałtyckiego" odpowiedziano mu na pytania o kwestie podstawowe. Czy da jeszcze radę opiekować się bliskimi przed końcem ich dni? Czy dożyje do emerytury, a zostało mu jeszcze trzy i pół roku? Czy jego żona i syn odejdą przed nim z tego świata?Syn Paweł ma 24 lata. Od 10 lat leży w łóżku. Jest w stanie wegetatywnym, spowodowanym nieuleczalną chorobą genetyczną. Potrzebuje stałej opieki, rehabilitacji, karmienia. Żona Katarzyna jest nosicielką tej samej choroby. Ma niedowład rąk i nóg, porusza się na czworakach. Jedyną osobą, która się nimi opiekuje, jest Zbigniew. Zakupy, gotowanie, mycie Pawła, oklepywanie pleców, sprzątanie, ćwiczenia z synem. I jeszcze praca - po 12 godzin. Z dojazdami to ponad 800 minut, a podczas każdej z nich towarzyszy mu strach o bliskich. Wraca na dobę, wypełnioną drugą pracą, z brakiem czasu na sen. Blady, z podkrążonymi oczami, też cierpi. Zaciska zęby, by rwa kulszowa i bolące stawy kolanowe nie przeszkadzały w obowiązkach.- Ten człowiek nie prosił o pomoc - twierdzi wstrząśnięty listem Jackowski. - On tylko pytał, jak długo to zniesie. - Boję się o niego - mówi Kazimierz Waldowski z Solidarności Portu Gdynia. - Jest załamany psychicznie. Może nie wytrzymać. Blok hotelowiec na gdyńskiej Chyloni. Drugie piętro bez windy. W 27-metrowym mieszkaniu piętrowe łóżko, u góry butelki, pieluchy, na dole leży Paweł, obok siedzi Katarzyna, która strzykawką poi syna. - Od 10 lat praktycznie stąd nie wychodzę - mówi. - Kiedy muszę jechać do lekarza, Zbyszek znosi mnie na plecach. Ale dzieje się tak bardzo rzadko, Pawełek nie może być sam.
"Panie Krzysztofie, przeraża mnie myśl, że mogłoby mnie zabraknąć, bo zdaję sobie sprawę, co się stanie z moimi bliskimi" - napisał Zbigniew Płocki, 57-letni elektryk z gdyńskiego portu, do jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego. I poprosił, by na łamach "Dziennika Bałtyckiego" odpowiedziano mu na pytania o kwestie podstawowe. Czy da jeszcze radę opiekować się bliskimi przed końcem ich dni? Czy dożyje do emerytury, a zostało mu jeszcze trzy i pół roku? Czy jego żona i syn odejdą przed nim z tego świata?Syn Paweł ma 24 lata. Od 10 lat leży w łóżku. Jest w stanie wegetatywnym, spowodowanym nieuleczalną chorobą genetyczną. Potrzebuje stałej opieki, rehabilitacji, karmienia. Żona Katarzyna jest nosicielką tej samej choroby. Ma niedowład rąk i nóg, porusza się na czworakach. Jedyną osobą, która się nimi opiekuje, jest Zbigniew. Zakupy, gotowanie, mycie Pawła, oklepywanie pleców, sprzątanie, ćwiczenia z synem. I jeszcze praca - po 12 godzin. Z dojazdami to ponad 800 minut, a podczas każdej z nich towarzyszy mu strach o bliskich. Wraca na dobę, wypełnioną drugą pracą, z brakiem czasu na sen. Blady, z podkrążonymi oczami, też cierpi. Zaciska zęby, by rwa kulszowa i bolące stawy kolanowe nie przeszkadzały w obowiązkach.- Ten człowiek nie prosił o pomoc - twierdzi wstrząśnięty listem Jackowski. - On tylko pytał, jak długo to zniesie. - Boję się o niego - mówi Kazimierz Waldowski z Solidarności Portu Gdynia. - Jest załamany psychicznie. Może nie wytrzymać. Blok hotelowiec na gdyńskiej Chyloni. Drugie piętro bez windy. W 27-metrowym mieszkaniu piętrowe łóżko, u góry butelki, pieluchy, na dole leży Paweł, obok siedzi Katarzyna, która strzykawką poi syna. - Od 10 lat praktycznie stąd nie wychodzę - mówi. - Kiedy muszę jechać do lekarza, Zbyszek znosi mnie na plecach. Ale dzieje się tak bardzo rzadko, Pawełek nie może być sam. Tomasz Bołt
Zbigniew Płocki z Gdyni, 57-letni elektryk, od lat opiekuje się synem i żoną, chorymi na nieuleczalną chorobę genetyczną. Zdesperowany, za naszym pośrednictwem, napisał do jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego z pytaniem, czy da jeszcze radę opiekować się bliskimi przed końcem ich dni oraz czy jego żona i syn odejdą przed nim z tego świata?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki